Izabela Pinkosz: Walczymy o jedno z dwóch pierwszych miejsc

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus
Izabela Pinkosz jest silnym ogniwem brzeskiej Stali.
Izabela Pinkosz jest silnym ogniwem brzeskiej Stali. Oliwer Kubus
Rozmowa z Izabelą Pinkosz, koszykarkę drugoligowej Stali Brzeg.

Pięć zwycięstw i trzy porażki - to bilans Stali w pierwszej rundzie. Odczuwacie pełne zadowolenie czy lekki niedosyt?
- Mały niedosyt pozostaje. Trzy mecze przegrałyśmy różnicą mniejszą niż dziesięć punktów, co pokazuje, że mogłyśmy w nich powalczyć o zwycięstwa. Wtedy jednak zgrywałyśmy się. Kilka dziewczyn dołączyło do zespołu, kilka wróciło po pewnym czasie. Między innymi tym można tłumaczyć początkowe niepowodzenia. Mam nadzieję, że w rundzie rewanżowej wygramy już wszystkie spotkania i znajdziemy się na drugiej, a być może pierwszej pozycji w tabeli.

W przegranych starciach brakowało tylko zgrania?

- Myślę, że jeszcze wzajemnego zrozumienia. W drużynie są nowe zawodniczki, takie jak ja, co dało się w pierwszych kolejkach zauważyć. Potrzebowałyśmy czasu, by przyswoić pewne zagrywki. Coraz lepiej nam to wychodzi.

Mimo młodego wieku ma pani za sobą występy w kilku klubach, choćby w tych z Leszna czy Kątów Wrocławskich. Skąd zatem decyzja o przejściu do Stali?

- Chcieli mnie w Brzegu, a to było dla mnie bardzo ważne. Zależy mi bowiem, by spędzać jak najwięcej minut na boisku. Nie czuję się komfortowo, gdy połowę mecz siedzę na ławce rezerwowych. Poza tym mierzymy wysoko i podoba mi się filozofia gry trenera Michała Kamienieckiego. To kolejny sezon, kiedy mam okazję czegoś się nauczyć.

Uściślając - jaka to filozofia?

- Powiedziałabym, że przynajmniej na poziomie I ligi, czyli dużo podań, mało kozłowania i sporo inteligentnej gry. W niższej klasie rozgrywkowej tego właśnie brakuje.

Trener żywiołowo reaguje na waszą postawę. Wam takie zachowanie pomaga, mobilizuje czy wręcz przeciwnie?

- Są różne zawodniczki - jedne bardziej wrażliwe, inne mniej. Na swojej drodze spotykałam dotąd tylko szkoleniowców, którzy wiele krzyczą i nie przebierają w słowach, więc jestem do tego przyzwyczajona. Na mnie działa to bardzo dobrze.

Skąd u pani zamiłowanie do koszykówki?

- W podstawówce brałam udział we wszystkich możliwych zawodach sportowych, dlatego nie wiedziałam, w którym kierunku dokładnie podążę. Dobrze pływałam, ale uczęszczałam do szkoły, w której utworzono klasę koszykarską. Do niej zostałam wciągnięta i nieźle sobie radziłem.

W pani karierze pojawia się także wątek estoński.

- Wyjechałam na studia do Tallina. Udało mi się załapać do klubu, który występował w lidze estońsko-łotewskiej. Co prawda nie byłam zgłoszona do rozgrywek, jednak mogłam przez pół roku trenować z pierwszym zespołem i grać w sparingach. Treningi były bardzo ciężkie, ale też zebrałam ogrom doświadczenia i zobaczyłam, jak dużo muszę poprawić. Uważam, że ta drużyna mogłaby powalczyć o miejsce w drugiej połowie tabeli naszej ekstraklasy.

Nie chciała pani tam kontynuować swoich występów?

- Po pierwsze, jest tam dla mnie za zimno (śmiech), po drugie, musiałam w Polsce dokończyć studia. Ponadto wolałabym kontynuować naukę oraz koszykarską przygodę w Europie zachodniej.

Brzeg to zatem tylko przystanek?

- Nie wiem. Mam sporo na głowie w związku ze studiami, gram też w lidze akademickiej i ostatnio żyję z dnia na dzień. Choć jeśli udałoby się awansować do fazy play-off lub nawet do I ligi, to sprawa pozostaje w stu procentach otwarta. Mamy ku temu możliwości, ale chyba najlepszym wyjściem jest skupianie się na tym, by wygrywać każdy kolejny mecz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska