Izby przyjęć opolskich szpitali pękają w szwach

fot. Paweł Stauffer
Monika Żygadło (z prawej) dostała wczoraj bólów brzucha, o 15.00 przyszła do WCM z mamą Ewą.  O 19.00 czekały jeszcze na wynik badań.
Monika Żygadło (z prawej) dostała wczoraj bólów brzucha, o 15.00 przyszła do WCM z mamą Ewą. O 19.00 czekały jeszcze na wynik badań. fot. Paweł Stauffer
Bywa, że pacjenci na pomoc lekarską czekają po 10 godzin. Wszyscy przyznają, że jest to problem, ale dotąd nikt nic nie zrobił, żeby go rozwiązać.

Jak niewydolny jest opolski system ostrych dyżurów, dowiódł ubiegły piątek. Na korytarzu izby przyjęć Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Katowickiej w Opolu kłębiły się tłumy. Pacjenci z całego województwa czekali na lekarza po 10 godzin, a na parking wciąż podjeżdżały nowe karetki.

- Ile to jeszcze potrwa?! - denerwował się o 20.00 Henryk Drożdż z Grodkowa, który o godz. 17 przyjechał do szpitala z chorą teściową. Kobieta była zapuchnięta, miała wodę w płucach, ale pan Henryk nie mógł się z nią dostać do lekarza, bo pierwszeństwo mieli pacjenci przywiezieni karetkami.

Po interwencji nto sprowadzeni przez kierownika dodatkowy lekarz i ratownik uporali się z przyjęciem tłumu pacjentów - ale było to rozwiązanie doraźne.

Przeładowane izby przyjęć to codzienność w opolskich szpitalach. Ludzie narzekają nie tylko na kolejki. Np. w szpitalu neuropsychiatrycznym na ul. Wodociągowej pacjenci oczekują na przyjęcie, siedząc na wprost automatycznych drzwi wejściowych. Ruch duży, otwierają się co chwila, a zimą efekt jest "mrożący".
Wszędzie z reguły jest jeden lekarz, który krąży między oddziałem i izbą przyjęć, wszędzie efekt jest taki, że zdenerwowani i cierpiący pacjenci klną na czym świat stoi, a lekarze i ratownicy rozkładają ręce - bo przecież pracują bez wytchnienia.
Wczoraj ostry dyżur pełniły WCM i szpital MSWiA w Opolu Upłynął spokojnie, tzn. żaden z pacjentów nie czekał dłużej niż 4 godziny. - Szybko załatwiliśmy sprawę, pewnie dlatego, że tu dziś tak pusto - mówi Beata Glacel, która w WCM szukała dla synka pomocy ortopedy dziecięcego.

Opolscy lekarze są jednak zgodni, że system ratownictwa w Opolu trzeba przeorganizować. - Nie pomogą dodatkowe pieniądze, które Narodowy Fundusz Zdrowia w tym roku przekazał na funkcjonowanie izb przyjęć - twierdzi Marek Piskozub, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. - Jeśli mamy trzykrotnie więcej pacjentów, to pieniędzy i tak nie wystarcza.

Zdaniem Juliana Pakosza, dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Wojewódzkiego w Opolu, trzeba zwiększyć liczbę szpitali biorących udział w systemie ostrych dyżurów.

- Nie może być tak, że nasz szpital ma dwie trzecie dyżurów w miesiącu - uważa Pakosz.
Po naszym sobotnim tekście sprawą zakorkowanych izb przyjęć zainteresował się urząd marszałkowski. - Zajmiemy się tym na spotkaniu zarządu - mówi Stanisław Łągiewka, dyrektor departamentu zdrowia UM. - Jednym z pomysłów jest zorganizowanie kolejnego pogotowia ratunkowego na ul. Mickiewicza w Opolu.

Również NFZ dostrzega problem. Fundusz chce, żeby pacjenci - jak np. w Anglii - czekali w izbach przyjęć nie dłużej niż trzy godziny. - Ale to będzie się wiązało z odprawieniem części z nich do placówek pomocy doraźnej - mówi Roman Kolek, wicedyrektor ds. medycznych opolskiego NFZ.

Tyle że ktoś będzie musiał ich odprawić, czyli zobaczyć, co komu dolega, i ocenić, jakiej potrzebuje pomocy. Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska