Ja nie jestem radykalny

Agata Jop
Pierwsze pieniądze zarobił na koprze. Pierwsze duże pieniądze - na słoneczniku. Do polityki namówił go wujek. Dziś Korzeniowski jest najbogatszym politykiem na Opolszczyźnie.

Impreza andrzejkowa odbyła się w czwartek wieczorem. Leszek Korzeniowski o mały włos a poszedłby na nią sam, bez żony. Solenizantem - gospodarzem bankietu - był postawny człowiek z bardzo znaną twarzą i nazwiskiem: były minister, niedoszły prezydent, lider Platformy Obywatelskiej, Andrzej Olechowski.
Leszek Korzeniowski też jest postawny, ale jego twarzy i nazwiska jeszcze w Polsce nie znają. Wiedzą o nim za to ludzie w małej Praszce - powiat oleski, dawne województwo częstochowskie, dzisiaj Opolszczyzna. Korzeniowski jest całkiem nowym reprezentantem narodu w polskim parlamencie.
W sprawie andrzejek u Olechowskiego dzwonił do żony, do Praszki, jeszcze w środę. - Pytał, czy przyjadę - mówi pani Irena. - A przecież ci posłowie z Platformy to we własnym gronie się jeszcze dobrze nie znają.
Na wyjazd pani Irena zdecydowała się w ostatniej chwili, w czwartek. Spakowała rzeczy swoje i najmłodszych dzieci, wsiadła w popołudniowy pociąg do Warszawy. Wieczorem dzieci po raz pierwszy zobaczyły hotel poselski. Pokój taty jest wygodny, chociaż nie ma w nim nic osobistego. Tata nie należy do ludzi, którzy rozstawiają wokół siebie rodzinne fotografie.

Syn Marychny
Korzeniowski to właściwie jest "nasz" i "nie nasz", bo urodził się i spędził dzieciństwo w stolicy.
Tata - kierownik planowania w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Warszawa II - charakter pracy miał wojskowy, a więc tajny. Syn do dzisiaj nie bardzo wie, czym się tata zajmował, chociaż może go zapytać w każdej chwili. Ojciec przeprowadził się bowiem z Warszawy do Praszki.
Mama - kochana była - to na pewno, ciepła - to na pewno, domem się zajmowała, dziećmi. Zmarła, kiedy Leszek miał 13 lat. - Nie znałam jej, ale to była chyba wspaniała kobieta - mówi Irena Korzeniowska. - Praszkowianie do dzisiaj ją pamiętają, chociaż nie żyje od ponad 30 lat. Że z mężem do Warszawy pojechała, że tu często bywała i jeszcze jej pogrzeb pamiętają. Leszek wiele tej pamięci zawdzięcza. Ludzie mówią: jak ty jesteś synem Marychny, to nie możesz być złym człowiekiem.
Zła - w poczuciu wielu Polaków - jest polityka. Politycy kradną, kradli i będą kraść - to taki polski stereotyp, na który od lat ludzie u władzy ciężko pracują. Korzeniowski nie boi się publicznie wygłaszać poglądu na temat korupcji w tym środowisku, chociaż dowodów nie posiada.

Leszek Korzeniowski jest zodiakalnym Koziorożcem (urodził się 1 stycznia 1955 roku).
- Żonaty, trójka dzieci: 20-letni Waldemar, student, 12-letnia Marta i 11-letni Piotr.
- Absolwent Wydziału Ekonomiki i Zarządzania Akademii Rolniczej we Wrocłwiu.
- Pracował przez niecały rok w zakładach "Polmo" w Praszce.
- W latach 1983-1990 ajent sklepu zaopatrzenia ogrodniczego w Praszce, prowadził własne gospodarstwo ogrodnicze (pomidory, chryzantemy). w Od roku 1990 - współwłaściciel spółki "Flora" .
- Numer 1 na liście wyborczej Platformy Obywatelskiej w wyborach do parlamentu. Z tego ugrupowania reprezentują teraz w Sejmie Opolszczyznę tylko Leszek Korzeniowski i Tadeusz Jarmuziewicz.
Hobby: rolnictwo, wędkarstwo.
Majątek: 3 miliony złotych, a w tym: oszczędności (700 tys. zł i 42 tys. marek niemieckich), akcje spółek giełdowych (500 tys. zł), dom wart 300 tys., samochód prywatny daewoo nubira i vw passat. Ubiegłoroczny obrót "Flory" wyniósł 110 milionów zł. Ubiegłoroczny dochód Korzeniowskiego - 1,7 miliona.

Zsyłka do Prószkowa
Poseł Korzeniowski mógłby długo opowiadać o szkole. Najdłużej o średniej. W podstawówce uczył się bardzo dobrze, więc poszedł do elitarnego warszawskiego technikum elektronicznego. - To była druga klasa tego technikum - wspomina. - Co tu dużo gadać: zwyczajnie wagarowałem. Przez dwa miesiące tata nie wiedział, że do szkoły nie chodziłem. Otarłem się trochę o rynsztok, bo łazęgowałem po Warszawie z innymi chłopakami. Za te "wybitne osiągnięcia naukowe" trafiłem więc na zsyłkę.
Rodzina postanowiła spacyfikować chłopaka za pomocą internatu przy szkole ogrodniczej w Prószkowie (tam nie ma warszawskich pokus). Opiekuńczymi skrzydłami nakryła chłopaka rodzina z Praszki - babcia i wuj Kazik, brat mamy. W Prószkowie Leszek poznał Irenę.
- Był przystojny - wspomina przyszła pani Korzeniowska - ale miał różne warszawskie nawyki. Tak go odebrałam, kiedy przyszedł do naszej klasy. Bardzo zdolny, ale nauczyciele ciągle go sprawdzali. Potrafił im udowodnić, że przeczytał lekturę, której nie przeczytał. Co nas połączyło? Rada młodzieżowa. On był jej przewodniczącym, a ja skarbnikiem. A potem... To był maj, zakwitły kasztany, tak jakoś się zaczęło...

Posłowanie to nie zabawa
Od miesiąca nowy poseł żyje w następującym rytmie: od wtorku do piątku - Warszawa, ulica Wiejska, siedziba Sejmu i poselski hotel. Sobota i niedziela - Praszka, dom, żona, dzieci, wuj, który teraz właściwie sam prowadzi firmę. Poniedziałek - Opole i spotkania w terenie, wyborcy, którzy na razie oswajają się jeszcze z nowym szyldem - Platforma Obywatelska i nowym nazwiskiem - Leszek Korzeniowski. Nowy poseł jest tym pędem nieco zdziwiony.
- Nie spodziewałem się, że ta cała zabawa będzie tak absorbująca - przyznaje. - Spodziewałem się Warszawy co drugi tydzień, bo tak to przedstawiali posłowie poprzednich kadencji.
Irena się martwi: - Od kiedy jest posłem, tak rzadko bywa w domu. Ma kłopoty z nadwagą, z cholesterolem. Kiedy był na miejscu, chodziliśmy na basen, razem z dziećmi dwa razy w tygodniu biegaliśmy po lesie. Sama boję się do lasu chodzić.

Żeby nie było wstydu
Korzeniowski jeszcze w prószkowskiej szkole wstąpił do PZPR. Mówi dzisiaj, że ze względów ideologicznych i że liberałem czy kapitalistą nikt się nie rodzi. Należał do partii aż do jej rozwiązania. Składek nie płacił, ale legitymacji nie wyrzucił, chociaż odkrył, że w socjalizmie nie ma żadnej racji ekonomicznej i że życie ciężaru socjalizmu nie da rady udźwignąć.
Dlaczego wybrał Platformę Obywatelską? Kiedyś sympatyzował z Kongresem Liberalno-Demokratycznym, z którego wywodzi się Donald Tusk. W wyborach prezydenckich głosował na Andrzeja Olechowskiego. Twierdzi, że Platforma to wynik rozsądku.
Jest to też wynik rodzinnych debat z żoną, a przede wszystkim z wujem Kazimierzem. - Przyszedł do mnie, usiedliśmy we dwóch - wspomina wuj. - On mi ufa. To ja go tam pchnąłem. Dlatego teraz zależy mi na jednym: nie chcę się wstydzić za siostrzeńca. Nasza rodzina od pokoleń mieszka w Praszce.
W czwartek, tak jak inni posłowie Platformy Obywatelskiej, Korzeniowski głosował za odwołaniem ze stanowiska wicemarszałka Leppera. Leppera i Korzeniowskiego łączy troska o polskie rolnictwo, a różni sposób wyrażania tej troski. - Nie bazuję na frustratach i zdesperowanych rolnikach szukających idola - oświadcza Korzeniowski. - Ja tak nie chcę. Ja nie jestem radykalny.
Ma opinię człowieka nieprzygotowanego na boje ideologiczne. Nie jest kolorowy. Nie wypowie się na każdy temat. Prawdopodobnie bardzo rzadko będziemy go widywać na mównicy sejmowej podczas telewizyjnych transmisji.
- Trudno mi mówić o pewnych sprawach - przyznaje. - Na przykład o oświacie. W sprawie nowej matury lepiej by się wypowiedział mój najstarszy syn, niedawny maturzysta. O aborcji też mam niewiele do powiedzenia. Nie chcę brać odpowiedzialności za decyzje kobiet. Wiem jednak, że obecną ustawę antyaborcyjną trzeba zmienić. Tylko tyle. Podczas głosowania na ten temat pewnie się wstrzymam.

Koper z przebitką
Pierwsze pieniądze zarobił na wakacjach. Warzywa ładowało się na wóz, zaprzęgało się konia, siadało się przy dziadku i jechało się nocą na targ. Kiedyś Leszek zapytał dziadka: -Ile chcesz za ten koper? Nie pamięta dzisiaj, ile dziadek sobie policzył. Pamięta, że na pośrednictwie miał 100-procentową przebitkę.
Pierwsze duże pieniądze zarobił już w swoim ajencyjnym sklepie ogrodniczym. - Kupiłem nasiona słonecznika - chyba cały jelcz z przyczepą - zapierdziuliste auto - opowiada. - Zarobiłem na pół giełdowego malucha. Pierwsze interesy to była największa radość.
Kilka tygodni temu upublicznione zostały oświadczenia majątkowe parlamentarzystów. Wyszło na to, że Korzeniowski jest najbogatszym ze wszystkich opolskich posłów. Teraz obawia się zwykłego napadu rabunkowego. Poza tym nigdy nie lubił bić ludzi po oczach swoją zamożnością.
- Różnie z pieniędzmi u nas bywało - wspomina pani Irena. - Były nawet momenty, kiedy się je wyciągało ze skarbonki najstarszego syna.
Trójka dzieci Korzeniowskich - dwóch synów i córka nie dostają kieszonkowego, ale rodzice nie odmawiają im pieniędzy na uzasadnione wydatki. Jakie prezenty robi najbogatszy poseł Opolszczyzny swoim bliskim? Dość zwyczajne - kurtka za 300 złotych, hulajnoga.
Z pieniędzmi związana jest jeszcze jedna historia - taka z kampanii przedwyborczej. Korzeniowski był wówczas podejrzewany o kupowanie podpisów. Jeden głos poparcia miał go kosztować 20 złotych. - Niektórzy mówili, że 50 - dodaje wuj Kazimierz Pychynski. - Mnie też o to pytano. To nieprawda. Festyn urządziliśmy w Praszce dla dwóch tysięcy osób, ale czy to było przekupstwo, czy podziękowanie za poparcie? Poza tym nasza firma od lat organizuje takie dożynkowe imprezy dla mieszkańców.
Plakaty Korzeniowskiego na kilka miesięcy przed wyborami "zalały" wszystkie płoty i mury Opolszczyzny. Zdaniem władz Olesna, nie zawsze wisiały tam, gdzie było wolno je wieszać. Cała kampania kosztowała 140 - 160 tysięcy złotych.

Rządy "miękkiej ręki"
Prawdopodobnie każdy lubi rządzić - mówi Korzeniowski.
Rządzi w swojej firmie założonej 12 lat temu. "Flora" jest spółką cywilną, w której wspólnicy - on i wuj Kazimierz - odpowiadają całym swoim majątkiem. - Założyliśmy ją na bazie moich pieniędzy, nieruchomości, gospodarstwa ogrodniczego - mówi wuj. - "Flora" jest jedyną taką dużą, związaną z rolnictwem, spółką w Polsce, która przez tyle lat przetrwała.
Firma ma ponad 22 tysiące klientów i zatrudnia 80 osób, co, jak na warunki Praszki, czyni z niej potentata na rynku pracy. "Flora" to także firma rodzinna, na różnych stanowiskach pracuje kilkanastu dalszych lub bliższych krewnych.
Wuj twierdzi, że Korzeniowski nie ma twardej ręki. - Można go "uprosić". Czasem zbyt mocno wierzy ludziom, czego staram się nie nazywać naiwnością. Ja jestem impulsywny, więc czasem na niego nakrzyczę. Nigdy nie odpowiedział mi niegrzecznym słowem. Jest wytrzymały.
Korzeniowski uważa siebie za żywy dowód na to, że w Polsce można uczciwie dojść do dużych pieniędzy. - Nigdy nikogo nie oszukałem - przekonuje i wielu ludzi mu wierzy. - Tylko głupiec może o nas powiedzieć, że jesteśmy krętacze - dodaje wuj Kazik. - Nikt nam niczego takiego zarzucić nie może.
Ten rok był trudny dla rolnictwa, więc i "Florze" "ucieka" rentowność (trzeba będzie ludziom powiedzieć o zamrożeniu płac).
- Znam zwykłych rolników - mówi poseł - takich, którzy polityków oglądają tylko w telewizji. Polski rolnik ledwo dycha. Najczęściej boi się Unii Europejskiej. A Unia jest naszą szansą. Poszedłem do Sejmu, bo chciałem, żeby było normalnie.
Teraz dla posła najważniejsza jest sprawa prywatyzacji Śląskiej Spółki Cukrowej. Korzeniowski ma wrażenie, że sejmowa komisja rolnictwa, której jest członkiem, pracuje ponad podziałami partyjnymi. Czy jest politycznym naiwniakiem? Czas pokaże.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska