Jacek Hugo-Bader: - Uwielbiam tych Ruskich!

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Jacek Hugo-Bader, dziennikarz.
Jacek Hugo-Bader, dziennikarz.
Rozmowa z Jackiem Hugo-Baderem, dziennikarzem i autorem reportaży o Rosji.

- Jest pan takim polskim człowiekiem Wschodu.
- O, podoba mi się to określenie: polski człowiek Wschodu!

- Ale skąd się u pana wzięła ta miłość do Rosji? Nie ma pan rosyjskich przodków, nie pochodzi pan nawet z Kresów.
- Gdzież tam, jestem z Sochaczewa. Ruskiego uczyłem się w PRL-owskiej szkole, a to był fenomen: wszyscy w PRL-u uczyli się języka rosyjskiego, a nikt się go nie nauczył.

- To jak pan trafił do Rosji?
- Pisałem reportaż do "Gazety Wyborczej" o kałasznikowach. Okazało się, że twórca karabinu, Michaił Kałasznikow, żyje na Uralu stary, głuchy i zapomniany. Więc pojechałem do niego do Iżewska i napisałem ten reportaż. Za jakiś czas doszło w Rosji do puczu Janajewa. Wicenaczelna "Wyborczej", Helena Łuczywo, podeszła do mnie: "Jacek, ty jesteś specjalistą od Rosji, pojedziesz tam i napiszesz, o co chodzi z tym puczem".

- Od tamtego czasu spędził pan jednak w Rosji łącznie aż cztery lata! To już chyba nie przypadek.
- Jeżdżę do Rosji, a w zasadzie do byłego Związku Radzieckiego, ponieważ - powiem przekornie - zwyczajnie łatwiej mi jest tam pracować. Mam czasem takie poczucie, że można mnie w Rosji, a najlepiej na Syberii, zrzucić ze spadochronem na chybił trafił. Gdziekolwiek upadnę, do któregokolwiek człowieka podejdę i go zapytam, to ten człowiek opowie mi historię. Historię, która mnie wgniecie w ziemię. A jak nie ten człowiek, to może inny, starszy. Jak trafi mi się starszy człowiek, to na bank ma historię. Ja go zwyczajnie zapytam o to, jak przeżył te sowieckie czasy, bolszewickie czasy. I to będzie murowana historia.

- Rosjanie ufają panu i bardzo chętnie otwierają swoją duszę. Jak się to panu udaje?
- Ja zwyczajnie uwielbiam tych Ruskich! Uwielbiam z nimi gadać, uwielbiam się z nimi spotykać, zapomnieć o całym świecie, ugotować kartoszki, do tego może być koniaczek. Mógłbym wtedy gadać z nimi w nieskończoność. W "Dziennikach kołymskich", w mojej ostatniej książce, na okładce jest Jurij Sałacin, z którym gadałem dwie doby bez żadnej przerwy. Naprawdę.

- Gadaliście dwie doby? Bez snu?!
- Bez przerwy. Rzecz jasna, dwie doby to taki czas, że co chwila któryś z nas przysypiał. Ale drugi nawijał bez przystanku! To była jedna z piękniejszych opowieści, jakie słyszałem.

- Kiedy czytam o tych spotkaniach z wylewnymi rosyjskimi duszami, przypominają mi się opowieści o sowieckich czasach, o spotkaniach pełnych alkoholu i czułych, wylewnych wyznań, które kończyły się donosem do NKWD...
- Coś w tym jest, ale może teraz zwyczajnie nie ma komu złożyć donosu, ponieważ nie ma NKWD? Poza tym ja jestem gościem, nie mieszkam tam na stałe, więc na mnie nikt nie doniesie. Ja w ogóle głęboko wierzę w to, że ludzie generalnie są dobrzy. Tylko niektórzy o tym zapomnieli.

- Te pana podróże po byłym Sojuzie są często dość szalone. Rowerem, kajakiem albo ruskim łazikiem zimą z Moskwy do Władywostoku. Nie boi się pan?
- Ja się boję tylko złych ludzi, bo tylko oni mogą zrobić mi krzywdę, z innymi rzeczami sobie poradzę. No pewnie, jak zapierniczam przez tajgę i okazuje się, że za daleko odszedłem od wioski, a niedźwiedzie grasują, to jest niebezpiecznie. Jeździłem po Rosji akurat w takiej porze roku, kiedy niedźwiedzie szaleją, szczególnie te, które są głodne, a nie nażarły się przed położeniem do snu. Szatuny muszą się jeszcze dożreć i zeżrą wszystko. Jak znajdzie starą oponę, to ją zeżre. Ale to jest coś, o czym ja nie mogę myśleć.

- Ale nie jest strasznie na takiej Syberii, gdzieś pod Magadanem, Workutą?
- Oczywiście, zawsze na początek dopada mnie słynna "SR".

- Samotność reportera?
- Tak. Ja się nie boję syberyjskich mrozów, bo doskonale znoszę niskie temperatury, moją ulubioną porą roku jest zima. Ale źle znoszę rozstanie z rodziną. Najgorzej jest na początku, kiedy myślę o tym, że przez kilka miesięcy nie zobaczę rodziny.

- Mimo to jeździ pan coraz dalej. Władywostok, Magadan, teraz Kołyma. Przecież ludzi wywozili tam kiedyś za karę, na katorgę, a pan teraz jedzie tam z własnej woli!
- Nie wiem, czy pan to ma, ale ja, jak słyszę słowo "Kołyma", to mi ciary latają po plecach. Podobne ciary latają mi, kiedy słyszę słowo "Oświęcim". Dlatego chciałem pojechać na Kołymę. Ale nie żeby się grzebać w krwi, pocie i łzach, które wsiąkły w tamtą ziemię. Ja chciałem zobaczyć, jak się tam teraz żyje. Czy można tam być szczęśliwym. Jak się tam ludzie kochają, jak piją wódkę, jak zarabiają pieniądze, jak się leją po mordach. Takie zwyczajne rzeczy w takim miejscu, na biegunie okrucieństwa.

- Dużo pisze pan o szamanach. Od szamanki Ediij Dory rozpoczynają się zresztą "Dzienniki kołymskie".
- Wchodzimy na mój ulubiony szamański temat! Los szamanów w Związku Radzieckim był przeokropny. Bolszewicy obeszli się z duchownymi i religią w straszliwy sposób, ale najgorzej właśnie z szamanami. Ich unicestwiono fizycznie niemal co do jednego. A teraz nagle jest odrodzenie szamanizmu, pojawiają się nowi szamani. Skąd oni znają stare rytuały, jak przewidują przyszłość, jak potrafią leczyć, skoro nie ma starych szamanów, którzy uczyliby młodych? Ja oczywiście zapytałem Ediij Dorę, skąd ona to wszystko wie.

- Co odpowiedziała?
- Mówi mi: "Słuchaj, po prostu duchy mi to mówią, a one wiedzą wszystko". Ja jako sceptyk, europejski głąb po uniwersytecie, pytam: "Taa, wszystko. Wiesz nawet, kiedy umrę i jak umrę?". A ona: "Oczywiście, że wiem". Więc ja otwieram gębę, żeby zapytać, a ona: "Ale ci oczywiście nie powiem! Nawet nie powinieneś o to pytać, bo to straszny grzech". A poza tym powiedziała mi wszystko: że mam żółty rower, brzozę za domem i że dokładnie w rok po naszym spotkaniu ukaże się moja książka. Spóźniłem się z oddaniem książki do wydawnictwa pół roku, a jakimś cudem książka ukazała się równy rok po rozmowie z Ediij Dorą!

- Szamanka to odgadła?
- Ona nie odgadła, ona po prostu to widziała. Rozmawia tylko po jakucku. Ja zadawałem pytania po rosyjsku, ona oczywiście wszystko rozumiała, ale nie mogła odpowiadać w innym języku niż w jakuckim.

- Dlaczego?
- No bo duchy w Jakucji nie znają rosyjskiego. Przecież duch to człowiek, który kiedyś żył. Był Jakutem, a nie Rosjaninem. Wtedy Jakuci nie znali języka rosyjskiego.

- Wierzył pan szamance?
- To jest starsza religia od tej, którą my wszyscy wyznajemy. Mojżesz, zanim odebrał kamienne tablice z dekalogiem, też był szamanistą. Wszystkie religie mają korzenie zapuszczone w szamanizmie. Rytuały są bardzo podobne. Czy ja wierzę, czy nie wierzę? Jestem głęboko przekonany, że duchy są na świecie. Są wśród nas. My mamy nawet w domu jednego takiego ducha.

- W domu?
- To jest babcia mojej żony. Babcia Natalka. Ona potrafi robić mnóstwo rzeczy. Jej ulubionym żartem jest zrzucanie bombek choinkowych. Przesuwa przedmioty, wydaje dźwięki. Robi takie różne rzeczy, ponieważ się nami opiekuje. Wszyscy domownicy wiedzą, że ona z nami mieszka. Głęboko to czujemy, jesteśmy o tym święcie przekonani. My ją strasznie lubimy.

- Nie wszyscy wierzą w taką bliską obecność duchów.
- Proszę pana, Jezus Chrystus też jest duchem. Bóg Ojciec na niebie też. Duch Święty w postaci gołąbka. To są wszystko duchy. Tylko że gdzieś tam na Syberii nieco inaczej to rozumieją, inaczej to sobie tłumaczą. Wymyślają inne nazwy dla tego samego. Bo przecież Bóg jest jeden. Dla wszystkich. Dla mnie jest to tak oczywiste, jak to, że Ziemia jest okrągła.

- Jest pan - używając słowa z "Dzienników kołymskich" religioznikiem - człowiekiem bardzo religijnym?
- Ja widziałem takie bogactwo świata, że to jest niemożliwe, żeby to było kwestią przypadkowego zderzenia atomów i przypadkowej ewolucji. Ewolucja oczywiście jest, ale w żadnym wypadku nie przypadkowa. Istnienie przypadku - jak mówił Umberto Eco - jest absolutnie nieprawdopodobne!

- Nic nie jest przypadkowe?
- Powiedziałem szamance Ediij Dorze: "Spotkałem przypadkowo Jurija". A ona: "Jakiś ty głupi! Przecież nic nie jest przypadkowe. Miałeś go spotkać, po prostu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska