Jak Czesi założyli Prudnik

Redakcja
Dokument księcia opolskiego Władysława I z 1281 roku.
Dokument księcia opolskiego Władysława I z 1281 roku.
Rozmowa z dr. Wojciechem Dominiakiem, historykiem mediewistą, dyrektorem Muzeum Ziemi Prudnickiej.

- Spróbujmy wysilić wyobraźnię i przenieść się do XIII wieku. Dzisiejsza siedziba Muzeum Ziemi Prudnickiej znajdowała się wtedy na terenie państwa czeskiego?
- Tak, bylibyśmy na terenie czeskiego państwa. W pierwszej połowie XIII wieku ciągnęły się tu wielkie połacie niezagospodarowanej, nieużytkowanej ziemi. Z jednej strony sięgali po nie królowie czescy, margrabiowie Moraw i biskup ołomuniecki Bruno. Usiłowali oni jak najdalej wkroczyć w głąb księstwa opolskiego. Z drugiej strony książęta śląscy, w tym książę opolski Władysław I, także rywalizowali o zagospodarowanie pogranicza. Stawką było to, kto szybciej skolonizuje, zorganizuje te ziemie i tym samym potwierdzi tu swoje władztwo. W latach 1249-1255 wybuchła wręcz otwarta wojna pomiędzy Władysławem a biskupem Ołomuńca Brunonem.

- Biskup prowadził wojnę?

- W średniowieczu biskupi byli normalnymi możnowładcami - książętami kościoła. Mieli swoje państwo, swoje wojska i także wdawali się w konflikty. Urząd biskupi jako kościelna godność był odsuwany na bok, gdy biskup jako gospodarz musiał bronić swoich interesów oraz rozszerzać swoje państwo. O wojnie 1249-1255 Jan Długosz w swojej "Kronice" napisał, że "(…) Bruno z Ołomuńca, nie dbając na godność kapłańską z powodu jakichś nieporozumień i zawiści z księciem Raciborza Władysławem, oblega i zdobywa miasto Racibórz (…)" Każdy konflikt zbrojny miał swoją przyczynę, często dość prozaiczną.

- Jak było w tym przypadku, czy możemy się chociaż czegoś domyślić?

- Po śmierci margrabiego Moraw Władysława sytuacja na pograniczu skomplikowała się. Wybuchły niepokoje, które każda ze stron starała się ugrać dla siebie. Władysław miał świadomość, że to okazja, żeby wbić się klinem na południe. Biskup nie zostawał mu dłużny. Obaj realizowali podobną politykę gospodarczą: kolonizowania, zasiedlania nieużytków.

- I wtedy pojawia się w Prudniku tajemniczy czeski rycerz Wok z miasteczka Rožmberk w południowych Czechach?
- Wojna na śląskim pograniczu była prowadzona przez króla czeskiego Przemysła Otokara II równolegle z konfliktem zbrojnym na południu jego państwa o spadek po austriackim rodzie Babenbergów. Na południu działania prowadził Wok, który się tam po prostu sprawdził. Kiedy władca zdecydował o przerzuceniu sił na pas pogranicza śląsko-morawskiego, wysyłał tu swoich najlepszych ludzi, żeby tworzyli kadrę urzędniczą i struktury państwa. W latach 1254-1255 Wok miał pewne posiadłości w okolicach Opawy. Tu miał więc poprowadzić dalszą akcję kolonizacyjną. Jego zadaniem było przyjechać, zrobić zamieszanie, zorganizować struktury państwa i wrócić na południe, ale zostawiając tu swoich ludzi. Dalszą kolonizację Prudnika poprowadził już jego syn Henryk.

- Rzeczywiście Wok zajął się budową zamku i istniejącej do dziś Wieży Woka?
- Jesienią 1255 roku Wok podjął decyzję o budowie zamku. Wokół daty założenia Prudnika istniały duże kontrowersje. Dotychczas przyjmowało się bezkrytycznie za niemieckimi badaczami (duchownymi) z XIX i początku XX wieku: Johannesem Chrząszczem i Augustynem Weltzlem, że był to rok 1259. Nie wiadomo, skąd oni wzięli tę datę, bo w dokumentach nie ma to potwierdzenia. Jeśli jednak powiążemy początek Prudnika z Wokiem i odtworzymy czas i miejsce jego podróży, okaże się, że na styku Moraw i Śląska był w latach 1254-1255. Potem przeniósł się na południe. Dwa lata był w Bawarii, później w Austrii i na południu Czech, aż do swojej śmierci. Żadna inna data więc nie pasuje.

- Wok był postacią zbyt ważną, żeby się zajmować osobiście budowaniem Prudnika?

- To była jedna z najpotężniejszych i najbardziej majętnych postaci w ówczesnym państwie czeskim. Nawet król Otokar Przemysł II bał się ograniczać jego wpływy, unikał konfliktu z Wokiem, choć miał powody, żeby się go obawiać. Otokar Przemysł II potrzebował Woka, który miał kontakty w całej Europie i prowadził skutecznie rokowania pokojowe, zdobywając więcej niż król na polu bitwy. Dopiero po śmierci Woka król przystąpił do stopniowego umniejszania roli i stanu posiadania czeskiej szlachty. Taka była ówczesna polityka, może jeszcze brudniejsza niż dziś. Niewiele się od tego czasu zmieniło. Mechanizmy społeczne są te same.

- Gdzie przebiegała granica państwa czeskiego i księstwa opolskiego?
- W średniowieczu nie było ściśle wyznaczonych granic. Dość żartobliwa definicja mówiła, że granica państwa jest tam, gdzie książę wyśle swoje wojsko i to wojsko powróci. Prudnik był najdalej wysuniętym na północ bastionem państwa czeskiego. Strażnicą. Z drugiej strony Biała była najdalej wysuniętą kasztelanią księstwa opolsko-raciborskiego.

- Wojny miały charakter totalny? Cierpiała ludność cywilna?
- To były pojedyncze rajdy, podjazdy, których celem była demonstracja siły. Znamy np. rajd z 1253 roku Władysława i książąt opolskich, który spustoszył tereny między Głubczycami, Krnovem a Opawą. Mamy źródłowe relacje o paleniu miejscowości, np. przy oblężeniu Raciborza spalono przedmieścia, ale ludność cywilną przeważnie zostawiano w spokoju.

- Jak wyglądał dzisiejszy Prudnik, gdy dotarli tu pierwsi osadnicy?

- W źródłach pisanych też nie ma żadnej informacji na ten temat. Kilka lat temu postawiłem tezę, że Prudnik założono na tzw. surowym korzeniu. Decyzja o budowie zamku uruchomiła pewien proces rozwojowy. Powstało podzamcze, wybudowano kościół parafialny, ukształtowało się miasto. To trwało do 1279 roku, a więc 24 lata. To długi okres, który wskazuje, że wszystko budowano od podstaw, wcześniej niczego tu nie było. Miasto ma też regularny owalny obrys, co uzasadnia pogląd, że wcześniej nie było osady przedlokacyjnej, do której dobudowano nowe osiedle.

- Skąd przyszli osadnicy do Prudnika?

- Możemy podejrzewać, że byli to Czesi. Dokumenty nie informują o pochodzeniu tych ludzi. Pojawiają się ich imiona, ale były to imiona ogólno-chrześcijańskie. Trudno określić, czy w pisanym po łacinie dokumencie Jan jest Czechem, Polakiem czy Niemcem. W dokumentach związanych z Prudnikiem figuruje Henryk z Rosenbergów, syn Woka. Bez wątpienia był Czechem. Pewnie też oparł się na czeskich urzędnikach, doświadczeniach, czeskiej kancelarii.

- Jak wyglądało ściąganie nowych mieszkańców na niezamieszkane tereny?

- Założenie osady to było duże przedsięwzięcie, którym zajmowali się profesjonaliści. Można wręcz mówić o zawodzie lokatora, zasadźcy, który organizował osadę w imieniu właściciela ziemi. Zasadźcy musieli znaleźć i zachęcić osadników, żeby przeprowadzili się na obcą ziemię, często dziewiczą, niebezpieczną, do lasu.

- Co przekonywało osadników?

- W tym czasie Europa Zachodnia borykała się z problemem przeludnienia. Ludzie w Niemczech, Czechach, Flandrii, Frankonii, którzy nie odnaleźli się w strukturze społecznej, próbowali szukać nowego miejsca. Część z nich poszła na wyprawy krzyżowe. Obiecywano im, że zostaną zbawieni, a może dostaną ziemię i poprawi się ich status. Część wybrała drogę krótszą. Przenieśli się kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów dalej. Dostawali ziemię na własność i okres wolnizny - zwolnienia z ciężarów prawa książęcego, maksymalnie do 24 lat. Po prostu nie płacili podatków i świadczeń, żeby budować nowe miasta, zagospodarować się. To była ciekawa perspektywa dla tych, co nie mieli nic. Osadnicy dostawali też taki sam model prawny, jaki obowiązywał tam, skąd pochodzili. To bardzo ważne. Powstawały enklawy gospodarcze, a sąsiednia ludność rodzima spostrzegała, że społeczność zorganizowana według zachodniego prawa funkcjonuje lepiej. Z czasem zaczęła więc "wymuszać" na księciu lokację na prawie niemieckim także u siebie. Książę również widział, że decentralizowanie uprawnień się sprawdza. Po upływie wolnizny nowe osady przynosiły dochody.

- Jakie były obyczaje ówczesnych ludzi?

- W II połowie XIII wieku w klasztorze Cystersów w Rudach Raciborskich spisano "Katalog magii Rudolfa". To swoisty przewodnik po dobrej spowiedzi dla spowiedników. Mnich Rudolf spisywał typowe grzechy, żeby ujednolicić pokutę. Przy okazji opisał bardzo ciekawe praktyki miejscowych ludzi, np. sposoby zapewniania sobie powodzenia u mężczyzn, metody antykoncepcji. Kobiety mieszały gałązkę bzu z krwią menstruacyjną i smarowały tym części intymne, żeby zapobiec ciąży. Podobnie przygotowywano mikstury do picia, które podawano mężczyznom, aby ten zapłonął z miłości. Dla współczesnych to wręcz niesmaczne, ale wtedy tak funkcjonowano.

Dokument księcia opolskiego Władysława I z 1281 roku.

- Po Czechach pozostały jakieś ślady w nazwach miejscowych?
- Gdy Prudnik był w granicach państwa czeskiego, w dokumentach kancelaryjnych występowały dwie nazwy: oficjalna Civitas Nova - Nowe Miasto, albo pospolita, ludowa nazwa Proudnik bądź Praudnik. To wyraz pochodzący od czeskiego słowa "proud" - prąd rzeczny. Te czeskie nazwy pojawiły się w dokumentach w 1337 roku, gdy miasto z przyległymi obszarami zostało sprzedane książętom opolskim. Współczesna nazwa Prudnik egzystowała już nieprzerwanie w kancelariach Piastów opolskich.

- Prudnik na zawsze rozstał się wtedy z państwem czeskim?

- W 1337 roku tereny Prudnika i okolic zostały przekazane pod zarząd książąt niemodlińskich i opolskich. Jednak oni w swojej filozofii państwowej ciążyli ku Czechom.

- Zdradzili polską rację stanu?

- A jak w XIII wieku wyglądała polska racja stanu? Państwo było rozbite na dzielnice. Każde z państewek działało niezależnie, samo dbało o swoją gospodarkę. Każdy władca dzielnicowy chciał dla siebie uzyskać jak najwięcej. Każdy chciał jednoczyć pozostałe ziemie, ale przemocą, siłą, gwałtem, grabieżą. Książęta śląscy wchodzili w sojusz z Czechami, żeby ochronić swoje księstwa przed awanturniczą polityką książąt "jednoczycieli". Kierowali się dobrem swoich poddanych i swojego państwa. A ci jednoczyciele nie mieli zbyt dużo do zaoferowania władcom śląskim.

- Czy w kategoriach XIII wieku można mówić o poczuciu narodowościowym osadników?

- Poczucie narodowej świadomości we współczesnym rozumieniu narodziło się dopiero w XIX wieku. W XIII wieku przeciętnego "Kowalskiego" nie interesowało, komu płaci podatki: władcom czeskim, polskim czy śląskim. Interesowało go, kto mu zapewni bezpieczeństwo, ochronę i spokojny rozwój. Z tradycją i kulturą polską łączyła te tereny wiara i struktury kościelne oraz pewne kulty świętych - św. Wojciecha czy św. Stanisława.

- Wygląda na to, że w XIII i XIV wieku Śląsk był krainą kwitnącą gospodarczo.

- Cały XIII wiek to był czas wielkiej rewolucji na Śląsku. Kolonizacja, otwarcie się na wpływy z Niemiec i Czech wywarły ogromny wpływ na rozwój gospodarczy tych ziem. To wtedy ustaliła się sieć głównych miast. Wraz z osadnictwem pojawił się na ziemiach polskich dokument, rozwinęły się kancelarie. Rodzima ludność wierzyła księciu na słowo, ale przybysze chcieli mieć dokument, potwierdzający, że mają zagwarantowane pewne przywileje. Do połowy XIII wieku na Śląsku według prawa niemieckiego ulokowano około 600 ośrodków. W Wielkopolsce, Małopolsce i pozostałych ziemiach państwa polskiego razem wziętych nawet sto lat później nie zbliżono się do takiej liczby. Śląsk był buforem, który zatrzymał z dorobku kultury Zachodniej Europy to, co najlepsze. Dlatego w XIV wieku miejscowi książęta nie chcieli sojuszu z Polską, bo był dla nich gospodarczo nieopłacalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska