Jak domek z mokrych kart

Monika Kluf
- Woda w piwnicy stoi przez cały rok, ściany zżera grzyb, dom zaczyna pękać. Jeśli ktoś nam nie pomoże, kiedyś po prostu runie.

CO TO ZA LUKSUS?
Mieszkania przy Armii Krajowej zakwalifikowa-no jako standardowe. Dlatego za zawilgocone, ponad 80-metrowe mieszkanie pani Krystyna Makohon płaci 186 zł czynszu. Ale według urzędniczych kryteriów jedno okno w kuchni czyni ciemne północne mieszkanie słonecznym. Nie wspominając o luksusie w postaci mikroskopijnej łazienki przerobionej ze starej spiżarni. No i komórki... Za to, że lokatorzy spod 5 i 7 praktycznie nie mają piwnic, gmina wybudowała im komórki. Tak maleńkie, że opał muszą kupować na raty. A poza tym komórki te znajdują się po drugiej stronie ulicy. Kierowców dziwią trochę przechodnie z węglarkami. Ale ci ostatni zdążyli się już przyzwyczaić, choć nie jest im łatwo.

Tak twierdzą mieszkańcy budynku przy ul. Armii Krajowej 5 - 7 w Kluczborku. I próbują udowadniać, że w ich słowach nie ma cienia przesady. Próbują to udowadniać pracownikom Miejskiego Zarządu Obiektów Komunalnych, urzędnikom w gminie, burmistrzowi. - Ale nikt nas nie słucha.

Charakterystyczny budynek z czerwonej cegły z zewnątrz nie wygląda źle. Ale jeśli bliżej się przyjrzeć, wyraźnie widać spękania na murze i sięgający metra pas zmurszałych cegieł, wyznaczający granicę, do której sięga wilgoć. Z zewnątrz, bo w środku grzyb sięga znacznie wyżej. Zapach pleśni wyczuwa się już na klatce schodowej.
- Nasz budynek stoi praktycznie na bagnie - mówi Mariusz Krawczyk, lokator spod "piątki". - To dlatego, że w piwnicy przez cały rok stoi woda. A po każdym deszczu jesteśmy podtapiani. Tak jest, od kiedy pamiętam.
Albo "od zawsze" - jak mówią inni lokatorzy. Budynek pochodzi z początku minionego wieku. Ale woda w piwnicy pojawiła się, od kiedy biegnącą wzdłuż Armii Krajowej rzeczkę wtłoczono w betonowe obręcze i zasypano ziemią. - Woda nie mieści się w nich i wybija pod budynkiem - mówi pani Krystyna Makohon spod nr 7. Poza tym studzienki są położone wyżej niż nasze piwnice i woda ciągle do nich spływa.

Lokatorzy próbowali już wszystkiego. Wynosili wodę wiadrami, pompowali ręczną pompą. Jak to nie wystarczało, wzywali straż pożarną albo pogotowie wodociągowe. - I po co? Skoro oni wypompowywali tę wodę na ulicę, a ona wracała do naszych piwnic - mówi Mariusz Krawczyk.

Po naszej interwencji
Zygmunt Janicki, dyrektor Miejskiego Zakładu Obiektów Komunalnych w Kluczborku:
- Zbadałem sprawę i jeszcze wczoraj zleciłem wykonanie ekspertyzy w budynku przy ul. Armii Krajowej 5 - 7. Wiem, że dom ten jest od lat, po każdym deszczu, regularnie podtapiany. Ale po ekspertyzie, której koszty pokryje MZOK, będziemy mogli dokładnie powiedzieć, jak można rozwiązać ten problem, określić, ile to będzie kosztowało. I potem będziemy mogli wystąpić z wnioskiem o te pieniądze do gminy. Jedno jest pewne, że jeśli gmina zdecydowała się kiedyś wybudować komórki, w zamian za piwnice, które są nie do użytku, to piwnic na pewno już remontować nie będziemy.
Mogę tylko przypuszczać, że w grę wchodzi np. zasypanie piwnic, izolacja, a potem jakieś metody na osuszenie murów i dalszą walkę z wilgocią.

To przez tę wodę pracownik, który przychodzi spisywać licznik na wodę, a ten znajduje się na końcu piwnicy, musi latem czy zimą zakładać kalosze i brodzić w gęstej, błotnistej mazi. Schylony pod niskim sufitem, gęsto porośniętym pleśnią.
Pleśnią, na którą pani Krystyna Mokohon - co wykazały testy - jest uczulona. Ma to wyraźnie napisane na zaświadczeniu ze szpitala z Kup, gdzie trafiła, kto wie czy nie przez lata spędzone w zawilgoconym mieszkaniu. Pani Krystyna mieszka na parterze. U niej trochę bardziej niż u innych lokatorów widać skutki wilgoci. Grzyb, wyraźnie widoczny pod oknami, zniszczył już kaflowy piec, a na nowym też widać jego ślady. Od wilgoci ugina się podłoga. W kuchni już się właściwie zapada. Pod próg wchodzi swobodnie pół stopy. - Kiedyś runę z całym tym majdanem do piwnicy i wtedy dopiero będzie.
W innych mieszkaniach, jeśli mocniej stuknąć, można z muru powyciągać cegły. Ci, którzy porywali się na jakieś remonty, dopiero po odsłonięciu podłogi czy odkuciu kawałka tynku przekonywali się, jakiego spustoszenia dokonała wilgoć.
Lokatorzy mówią, że wilgoć kruszy mury. Budynek zaczyna się kołysać. Zwłaszcza kiedy ulicą obok przejeżdża jakiś cięższy samochód. Ludzie się boją.
Boją się też wykupu mieszkań w budynku, który grozi zawaleniem - tak napisali w liście do władz gminy - w którym gniją mury i podłogi. Chcą, żeby jakiś ekspert określił stan tego domu i jego stabilność.
Wiedzą też, że bez pomocy gminy nie wygrają walki z toczącą ich mieszkania wilgocią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska