Jak działa ustawa o mniejszościach

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
O działaniu ustawy o mniejszości dla nto: Rafał Bartek, Bernard Gaida, Ryszard Galla i Włodzimierz Kierat.

Rafał Bartek, dyrektor generalny Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej i współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych:

Ustawa przyczyniła się do tego, że samo istnienie mniejszości narodowych, to, ile ich jest, ich zdefiniowanie dotarło lepiej do polskiej większości. Dziś praktycznie każdy tekst o mniejszości powołuje się na tę ustawę. Dzięki ustawie złamano postrzeganie mniejszości jako grup folklorystycznych wyłącznie pielęgnujące tańce i pieśni. Widoczne prawa: tablice dwujęzyczne i język pomocniczy przyczyniły się do zaistnienia mniejszości w przestrzeni publicznej i pomogły w podniesieniu poziomu tolerancji dla mniejszości. Choć wiemy na Śląsku Opolskim, w jakich bólach się to rodziło. Ze względu na obwarowania proceduralne i mentalne pierwsze tablice stanęły dopiero trzy lata po uchwaleniu ustawy. Ileż razy słyszeliśmy: po co wam tablice, skoro macie swoje DFK. Ale kiedy pierwsze tablice stanęły, trudności zaczęły topnieć.
Ustawa jest o tyle niedoskonała, że decyzje w sprawie tablic uzależnia od woli większości w radzie gminy. Mieliśmy przykład (w gminie Ozimek), że rada może zablokować decyzję wbrew woli mieszkańców poszczególnych miejscowości w konsultacjach. Drugi mankament to próg (20 proc. mniejszości) pozwalający stawiać tablice i wprowadzać język pomocniczy. Choćby w Czechach jest on o połowę mniejszy. Szerzej też Czesi korzystają z dwujęzyczności, m.in. na kolei. Poważnym mankamentem jest zapis o języku pomocniczym. Ma on znaczenie bardziej symboliczne niż realne. Po niemiecku do wójta można napisać list, ale załatwić niczego właściwie w tym języku nie sposób. Język pomocniczy utrudnia, nie pomaga.
Bernard Gaida, przewodniczący zarządu Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce (VDG) i członek grupy roboczej przy FUEV:

Zgodnie z ustawą o mniejszościach pojawiły się szyldy dwujęzyczne. To było tym ważniejsze, że w korespondencji poprzedzającej podpisanie polsko-niemieckiego traktatu z 1991 r. strona polska zastrzegła, że nie czuje się przygotowana do rozmów o dwujęzycznych nazwach. A przecież one mocy ustawy zaistniały. Polska wprowadziła je z własnej woli, bez nacisków z zewnątrz.
Początkowo liczbę członków mniejszości w gminie, by ustawienie tablic było możliwe, określono na 50 proc. To zablokowałoby całkowicie realizację tego uregulowania. Potem obniżono próg do 20 proc. Dziś w Europie jest to już wartość zaporowa. W Czechach obowiązuje próg 10 proc., w Niemczech, nie ma go wcale. Tablice można ustawiać w miejscach, które mają dla nazw dwujęzycznych historyczne uzasadnienie.
Oceniając ustawę pozytywnie, warto zauważyć, że w ciągu 10 lat standardy i sposób podejścia do mniejszości w innych krajach uległy zmianie. Myślę o partycypacji politycznej. Jeśli w Danii w gminie lub powiecie kandydat mniejszości dostaje za mało głosów, by zostać radnym, ale zdobył połowę wyniku tego radnego, który się do rady dostał z najmniejszym poparciem, zostaje przedstawicielem mniejszości w radzie z wszystkimi prawami z wyjątkiem głosowania.
Na Węgrzech MN w ostatnich wyborach do parlamentu nie wprowadziła posła. Ale przy parlamencie i tak funkcjonuje przedstawiciel mniejszości. Funkcjonuje formalnie jak poseł, choć nie głosuje. Warto nad tymi modelami zastanowić się także w Polsce, gdzie żyje 13 mniejszości.
Ryszard Galla, poseł mniejszości niemieckiej na Sejm RP, zastępca przewodniczącego Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych:

Po upływie dekady nie ma wątpliwości, że ustawa o mniejszościach jest pewnym dobrodziejstwem dla mniejszości ze strony ustawodawcy i innych władz RP. Ustawa, która rodziła się z wielkim trudem, przy dużych oporach ze strony opozycji, dziś funkcjonuje dobrze i w wielu sytuacjach pomagała mniejszościom skorzystać z ich praw.
Jednocześnie po latach widać, że trudności w jej stosowaniu wynikają nie tylko z oporów ze strony konkretnych ludzi, ale i z pewnych niedociągnięć prawnych. Efektem tego było powołanie zespołu roboczego przy Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych, który przygotował projekt nowelizacji ustawy. Podpisała się pod nim - by przyspieszyć prace nad nim w parlamencie - grupa posłów mających związek z mniejszościami narodowymi. Myślę, że w 2015 roku końca kadencji te poprawki zostaną uchwalone. Tym bardziej, że mamy zgodę strony rządowej.
Obniżenie do 10 procent wymaganej liczby członków mniejszości w gminie ma pomóc skorzystać z dobrodziejstw ustawy, w tym języka pomocniczego, przede wszystkim mniejszym liczbowo mniejszościom w Polsce. Chcemy dowartościowania komisji wspólnej, w której mniejszość i rząd rozmawiają ze sobą i poprawienia sposobu wyłaniania przedstawicieli do niej. Pojawiła się propozycja, by w szkołach, w których naucza się języka mniejszości, w komisjach konkursowych wyłaniających dyrektora, zasiadał przedstawiciel tej mniejszości. Zależy nam też na reprezentacji w radach programowych radia i telewizji, które emitują programy dla mniejszości.
Włodzimierz Kierat, wójt gminy Radłów. W tej gminie - jako w pierwszej w województwie opolskim - stanęły w 2008 r. dwujęzyczne tablice:

Pamiętam ten dzień dokładnie. To było 12 września. Na pewno mieliśmy wtedy wiele obaw i lęków. Spodziewałem się, że nie będziemy sami, że zrobi to naraz więcej gmin. Tak się nie stało. Więc baliśmy się, że jako mieszkańcy pierwszej gminy będziemy narażeni na to, że nie tylko tablice będą zamazywane, ale i my - przynajmniej w niektórych środowiskach - szkalowani. Przyznaję, że się jako wójt trochę bałem. Bardzo mnie wtedy podnosił na duchu pan Bernard Kus, długoletni działacz mniejszości. Tymczasem w praktyce nie było tak źle. Dziś tablice są w regionie czymś oczywistym. Widać, że dojrzewamy jako społeczeństwo do uznania, że mniejszości narodowe są tutaj i mają swoje prawa. Zamalowywanie tablic się zdarza, bo głupców nigdzie nie brakuje, ale generalnie poziom akceptacji rośnie. Oczekiwałbym tylko większej skuteczności organów w wykrywaniu i ściganiu sprawców. Na pewno podwójne tablice nie przeszkadzają gościom, którzy przez region przejeżdżają. A niosą informację, że nasza kultura i struktura narodowościowa jest odmienna niż w innych regionach. Zresztą otwarte granice, Polska w NATO i w Unii - wszystko to się do akceptacji mniejszości przyczynia.
Natomiast uważam, że w naszej gminie praktycznie ustawa nie działa, jeśli idzie o używanie języka pomocniczego. W ostatnich kilku latach mieliśmy dosłownie jeden taki przypadek, że ktoś zwrócił się z podaniem po niemiecku. Nie korzysta z tego prawa ani miejscowa mniejszość, ani byli mieszkańcy przyjeżdżający z Niemiec do gminy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska