Jak Kargul z Pawlakiem. Sąsiedzka wojna o mur

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
- Najpierw sąsiad wybił w mojej ścianie kilka dziur i wmurował stalowe krokwie, potem zamurował okienne otwory - mówi Białomazur.
- Najpierw sąsiad wybił w mojej ścianie kilka dziur i wmurował stalowe krokwie, potem zamurował okienne otwory - mówi Białomazur.
Kiedy urząd nie potrafi rozstrzygnąć sporu, obywatel bierze sprawy w swoje ręce. Czasem są to ręce uzbrojone w widły.

Scena jak z popularnego filmu "Sami swoi" rozegrała się w niewielkiej wiosce koło Korfantowa.

Józef Białomazur przez kilka godzin kręcił się po swoim podwórzu, patrząc, jak robotnicy u sąsiada wznoszą mur, wzdłuż granicznej ściany jego stodoły. Nowa ściana z cegieł w końcu zasłoniła jego okna ze stodoły na ogród sąsiada. Kiedy około 17 sąsiad przyjechał do domu, Białomazur nie wytrzymał. Pobiegł na jego podwórze, nawrzeszczał, a potem wypchnął świeże cegły z otworów okiennych.

Sąsiad nie pozostał dłużny. Wpadł na podwórko Białomazura i łopatą rozbił wszystkich siedem szyb w 20-letnim golfie. Odchodząc - jeszcze groził, że go zniszczy i wykończy. Taki przebieg zdarzenia przyjął przynajmniej Sąd Rejonowy w Nysie, ale wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Nysa nakazuje, Opole wstrzymuje
Białomazur i Arkadiusz W. (nazwisko i inicjał zmienione) mieszkają obok siebie. 62-letni rencista, z wykształcenia kowal, i 37-letni właściciel prywatnej firmy. Na granicy ich posesji stoi tylna ściana starej, poniemieckiej stodoły, należącej do Białomazura. W 2007 roku pan Arkadiusz zaczął na swojej działce budować szopę - garaż, przylegającą tyłem do stodoły sąsiada. W ścianie stodoły Białomazura wybił kilka dziur na wylot i wmurował w nie stalowe krokwie dachu.

Jako właściciel zabudowań rolnych Arkadiusz W. może niewielkie budynki gospodarcze wykonywać bez pozwolenia na budowę, w trybie uproszczonym, zgłaszając je tylko wcześniej w starostwie powiatowym. Kiedy jednak Białomazur ściągnął do sąsiada kontrolę nadzoru budowlanego, okazało się, że zgłaszane przez niego dwa budynki miały być dużo mniejsze niż faktycznie wybudowany i nie powinny przylegać do stodoły sąsiada.

Nyski powiatowy inspektor nadzoru budowlanego nakazał najpierw wstrzymać budowę, a potem ją rozebrać jako samowolę budowlaną. Problem w tym, że żadna z urzędowych decyzji nigdy nie stała się prawomocna. Nie podlega wykonaniu, bo pan Arkadiusz skutecznie odwołuje się do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który uchyla sprawy do ponownego rozpatrzenia, bo ciągle znajduje jakieś uchybienia.

- W mojej opinii sąsiad pana Białomazura popełnił samowolę budowlaną - uważa Marek Cygan, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Nysie. - Decyzję nakazującą rozbiórkę wydawaliśmy już kilka razy, ale Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego w Opolu uważa inaczej. Po ostatniej decyzji z Opola pan Białomazur napisał zażalenie się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Mam nadzieję, że sąd ostatecznie rozstrzygnie, kto ma rację: my czy Opole. Na pierwszym etapie sprawy sąsiad mógł się nawet ubiegać o legalizację tej samowoli. Powinien dostarczyć wymagane dokumenty i zapłacić 25 tys. zł opłaty legalizacyjnej. Ponieważ jednak kontynuował prace budowlane mimo nakazu ich wstrzymania, zgodnie z przepisami stracił prawo do legalizacji.

Kontynuacja robót miała miejsce jesienią ubiegłego roku, kiedy doszło do incydentu z wypchniętymi cegłami i rozbitymi szybami samochodu.

- Dobrze, że byłem w drugim pomieszczeniu, kiedy on mi szyby w aucie wybijał - opowiada dziś Białomazur. - On miał łopatę, ja widły w pobliżu. Przy moich nerwach różnie się to mogło skończyć. A z tym wypchnięciem cegieł, to mi poradził wicestarosta.

- Nic takiego mu nie radziłem - śmieje się wicestarosta Czesław Biłobran. - Powiedziałem tylko kiedyś panu Białomazurowi, że jeśli mu sąsiad wstawił w jego mur stalowe belki, to niech je poobcina, skoro mu przeszkadzają. Ale mówiłem to prywatnie, bo przecież starostwo nie zajmuje się samowolami. Nadzór budowlany nie podlega nam merytorycznie.

Wszyscy do sądu!
Wicestarosta opowiada, że od trzech lat Józef Białomazur przychodzi do jego gabinetu w tej sprawie. Czasem nawet dwa razy w tygodniu, a on go w urzędzie nie może nie przyjąć.

- To zresztą kolega wędkarz - mówi Czesław Biłobran. - Kiedy więc jedzie do Nysy załatwiać swoje sprawy, to wpada i do mnie, dostaje herbatkę i rozmawiamy jak ludzie, choć jego problemami nasz urząd się nie zajmuje. Kiedyś, żeby już skończyć te wizyty w moim gabinecie, z własnej inicjatywy pojechałem do wioski, żeby ich namówić do zgody. Poszedłem do tych sąsiadów, przekonuję - dogadajcie się, jesteście rodziną. I oni mnie posłuchali, poszli do Białomazura po zgodę. A tymczasem Białomazur zażądał od nich 5 tys. zł, żeby wycofać swoje skargi. Przyszli potem do mnie oburzeni propozycją.

- Te 5 tysięcy to rekompensata za utratę zdrowia, depresję, nerwicę - wylicza rencista. - Zgodzę się wycofać wszystko z urzędów, ale muszę z tego coś mieć.

A koszty sporu rosną, bo obaj panowie spędzają coraz więcej czasu w sądach. W maju nyski sąd uznał pana Arkadiusza za winnego uszkodzenia samochodu Golf i nakazał mu zapłatę 500 zł za wstawienie nowych szyb. Drugi zarzut gróźb karalnych sąd umorzył, bo uznał, że starszy mężczyzna nie przestraszył się sąsiada. A bez strachu - przestępstwa nie ma. Józef Białomazur odwołał się od wyroku, bo uważa, że jego szkody materialne w samochodzie są znacznie wyższe. Sprawą zajmie się opolski Sąd Okręgowy w połowie października.

Namierzenie pana Arkadiusza nie jest rzeczą łatwą. W jego domu dowiaduję się, że wyjeżdża na całe dnie i wraca dopiero wieczorem. Wieczorem też go nie zastaję. W firmie żona obiecuje przekazać prośbę o kontakt, ale mimo przypomnień - pan Arkadiusz się nie odzywa. W końcu zastaję go w firmie.

- Nie będę tego komentował - mówi zdawkowo. - Sprawą zajmują się odpowiednie urzędy, wszystko jest jeszcze w toku. A jeśli gazeta napisze coś na ten temat, to podam was do sądu.

Do sądu karnego trafił też Józef Białomazur, obwiniony o zniszczenie 48 sztuk cegieł i 50 kilogramów zaprawy o łącznej wartości 88 złotych. Nyski sąd był surowy dla rencisty. Dostał za to 200 zł grzywny i obowiązek zwrotu szkody. Sąd w Opolu uchylił jednak ten wyrok i uniewinnił rencistę. 62-letni były kowal został też oskarżony przez policję, że w czasie incydentu groził pozbawieniem życia, zniszczeniem i spaleniem mienia Arkadiusza W., a groźba wzbudziła obawę u pokrzywdzonego. Sąd w Nysie skazał go za to na 300 zł grzywny, ale odwołanie oskarżonego dopiero czeka na rozpatrzenie.

Więcej roboty mają też urzędy, głównie nadzór budowlany. Kiedy kontrole zaczęły wpadać do wioski pod Korfantowem, Arkadiusz W. nie został dłużny Białomazurowi i sam zaczął wskazywać na samowole sąsiada: a to bez zgłoszenia zrobił drewnianą altanę przed domem, a to wymienił dach na budynku, także nie zgłaszając prac do starostwa, a to wreszcie swoje ścieki podłączył do koryta deszczówki w ulicy, a to budynek nie ma rynien od strony sąsiada, więc deszczówka się leje na cudzą posesję.

- Jest w tej sprawie sporo folkloru, ale jest też jakaś opieszałość urzędu, że przez trzy lata nie może ostatecznie rozstrzygnąć spornych spraw - komentuje wicestarosta Czesław Biłobran. - Choć z drugiej strony nadzór budowlany robi to, co mu nakazuje procedura. A sąsiadowi nie można odmówić prawa do odwołań.

Co to za procedura? Odwołać się można raz czy dwa, to rozumiem. Ale pięć razy? - denerwuje się Białomazur. - Racja jest po mojej stronie, a sąsiedzi tylko przeciągają, co mnie jeszcze bardziej denerwuje.

A widły w szopie stoją...

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska