Jak mafia wkręciła w kredyty 3 tysiące osób, w tym wielu Opolan. Już 222 osoby zostały zatrzymane

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
pixabay/kolaż zdjęcie ilustracyjne
Byli dobrze zorganizowani. Swoje biura prowadzili w dużych miastach w całej Polsce pod nazwami m.in. Proculus i Council - oficjalnie jako doradcy finansowi. Zdaniem prokuratury, w rzeczywistości chodziło o wkręcenie ludzi w gigantyczne kredyty, żeby wyłudzić od banków sowite prowizje.

Pierwsi poszkodowani zaczęli zgłaszać się na policję i do prokuratury ponad 5 lat temu. To byli ludzie z różnych zakątków kraju - zarówno z dużych miast jak Opole i Wrocław, jak i z małych wsi. Wszystkich łączyły podobne cechy. Były to osoby mało zamożne, schorowane, a nawet niedołężne.

Do „doradców finansowych” zgłosili się ufając, że ci pomogą im wyjść z długów, sfinansować leczenie lub kupić rzeczy do domu. Zamiast tego ich życie zamieniło się w koszmar.

O tym jak długie macki miała mafia kredytowa, niech świadczy to, że swoje „usługi” świadczyli w ponad 50 punktach w całej Polsce pod nazwami m.in. Proculus, Council, Ei Global.

Były to oficjalnie działające biura, które reklamowały swoje usługi i zatrudniały pracowników. Prokuratura po ponad 5 latach śledztwa zgromadziła materiał dowodowy liczący kilka tysięcy tomów! Sprawa jeszcze w tym roku trafi do sądu.

Jak działał gang?
Zdaniem prokuratury, członkowie gangu, zamiast pomagać klientom, wkręcali ich w gigantyczne kredyty, których ci nie byli w stanie spłacić. Pożyczki były uruchamiane na kwoty sięgające nawet 300 tys. złotych, mimo że przekraczały one możliwości finansowe klientów.

Taką sumę do spłaty ma np. mieszkaniec Strzelec Opolskich, który niczego nieświadomy, zgłosił się do pseudodoradców, żeby skonsolidować kredyt w wysokości 90 tys. złotych.

- Obiecywali, że przygotowali dla mnie superkorzystną ofertę, a ja im uwierzyłem - relacjonuje mieszkaniec Strzelec Opolskich. - Okazało się, że po konsolidacji kredytów mam do spłaty ok. 300 tys. złotych, czyli zdecydowanie więcej.

W rzeczywistości „doradcy” uruchomili mężczyźnie dwa nowe kredyty, za co skasowali prowizje w wysokości 31,5 tys. zł oraz 31,9 tys. zł. Zyski pobrali sobie sami z kont ofiary, na które wcześniej wpłynęły bankowe kredyty. Bardzo szybko okazało się, że strzelczanin nie jest w stanie spłacać rat w wysokości ok. 3 tys. złotych, bo przewyższały one jego miesięczne zarobki. W efekcie jego majątek zajął komornik.

Niektórzy kredytobiorcy już nie żyją
W innym przypadku podejrzany wykorzystał niewiedzę starszego małżeństwa z Piotrkowa Trybunalskiego, które skontaktowało się z tamtejszym „doradcą” z pytaniem o niewielką pożyczkę na zakup mebli do mieszkania.

Ze względu na zły stan zdrowia mężczyzny, pośrednik przywiózł cały plik dokumentów bezpośrednio do mieszkania seniorów. Jakiś czas później małżonkowie ze zdumieniem odkryli, że na ich konta wpłynęło ponad 100 tysięcy złotych, choć takiej kwoty nie potrzebowali.

Seniorzy zaczęli chodzić od banku do banku, bo chcieli oddać pieniądze - prosili o anulowanie umów, ale dowiedzieli się, że jest to niemożliwe, bo od podpisania umowy minęło już więcej niż 14 dni. Dopiero po tym okresie „doradca” odesłał komplet dokumentów pocztą, na adres seniorów. W efekcie tego starsze małżeństwo musiało spłacać kredyt ze skromnych emerytur sięgających 1 tys. i 2,3 tys. złotych.

Jeszcze bardziej wyrafinowane było działanie „doradcy” wobec starszego mieszkańca niewielkiej wsi pod Opolem. Pośrednik uruchomił mężczyźnie aż cztery (!) kredyty w różnych bankach na kwotę ponad 164 tys. zł.

Co ważne, w momencie, gdy kredyt był wygenerowany, mężczyzna był świeżo po operacji zaćmy i ledwo widział na oczy. „Doradca” najprawdopodobniej sam dotarł do seniora, podsuwając mu dokumenty do podpisania.

Niedługo po tym mężczyzna popełnił samobójstwo. Dziś o wyjaśnienie sprawy zabiega wdowa po zmarłym mężczyźnie.

Wykorzystali luki w bankowości
Śledztwo w tych sprawach prowadzili początkowo śledczy z Opola, ale zostało ono przekazane do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu. Członkowie gangu działali bowiem na szeroką skalę i byli wyjątkowo kreatywni.

Jak ustaliła wrocławska Prokuratura Regionalna, podejrzani żerowali nie tylko na kredytobiorcach, ale nakłaniali też ludzi do przyprowadzenia osoby, które określali jako „osobę wspierającą” lub „opiekuna kredytu”. W rzeczywistości „opiekunowie” także wychodzili z biur z zaciągniętymi kredytami. Wcześniej wmawiano im jednak, że to jest sytuacja tymczasowa, bo po pół roku przestaną być opiekunami, a kredyt „przejmie” osoba, którą mieli wspierać.

Pokrzywdzonych wprowadzano też w błąd co do konieczności zawierania więcej niż jednej umowy na kwoty, które przewyższały ich możliwości. Tłumaczono ludziom, że większy kredyt po prostu bardziej się opłaca.

Co ciekawe, podejrzani wykorzystywali w całym procederze słabość systemów bankowych, które przekazują do siebie informacje z opóźnieniem. Przykładowo zawierali w tym samym czasie kilka umów z więcej niż jednym bankiem, co sprawiało, że w systemie informacji kredytowej takie dane nie były widoczne.

Klienci nie byli przy tym informowani, że „doradcy” pobierają dla siebie sowite prowizje od każdego przyznanego kredytu.
Jednocześnie wprowadzani byli też w błąd pracownicy banków. Ukrywano przed nimi fakt, iż do zawarcia umów kredytowych doszło za pośrednictwem firm, z którymi banki nie chciały współpracować ze względu na stosowane przez nie metody.

Podejrzani zatajali też przed bankami, że pieniądze z kredytów zawartych dla „osób wspierających” miały być faktycznie przekazane klientom, którzy nie posiadali zdolności kredytowej, a byli wręcz negatywnie zweryfikowani przez banki.

Podawali też nieprawdziwe dane o zdolności kredytowej osób starających się o przyznanie kredytów, co miało istotny wpływ na decyzje o ich przyznaniu.

Śledztwo na finiszu
Choć trudno w to uwierzyć, to grupa przestępcza w kilka lat doprowadziła do niekorzystnego rozporządzenia swoimi finansami aż 2956 osób. Wśród poszkodowanych są zarówno osoby fizyczne, jak i instytucje bankowe.

Zarzuty w tej sprawie usłyszało już 222 podejrzanych. Część osób trafiła do aresztu, a część stanie przed sądem z wolnej stopy.

- Zakończenie śledztwa planowane jest na koniec bieżącego roku - informuje Katarzyna Bylicka, rzecznik Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu.

Podejrzani usłyszeli zarzuty z art. 258 paragraf 1 Kodeksu Karnego. Mówi on o udziale w zorganizowanej grupie przestępczej i przewiduje karę więzienia do 5 lat. Ponadto podejrzani odpowiedzą za oszustwa, za co Kodeks Karny przewiduje z kolei karę od 6 miesięcy do lat 8 więzienia.

Według prokuratury, w tym przypadku podejrzani uczynili sobie z przestępczego procederu oszustw stałe źródło dochodów, a takie przewinienie traktowane jest surowiej.

Ludzie i tak muszą płacić
Choć w sprawie toczy się postępowanie karne, to wielu poszkodowanych nie zostało zwolnionych z obowiązku spłaty kredytów. Tylko część banków zawiesiła egzekucję należności do momentu zakończenia procesu karnego.

Część zdecydowała się natomiast sprzedać wierzytelności firmom, które specjalizują się w windykacji długów. Traktują one ofiary przestępczego procederu, na równi ze zwykłymi dłużnikami. Poszkodowani są więc nękani telefonami i pismami prawniczymi, a część osób ma zajęty majątek przez komorników.

Niektórzy nie dają za wygraną i odwołują się od nakazów płatności do sądów. Ponieważ każda sprawa jest inna, sądy rozpatrują je odrębnie i wydają różne wyroki. Starsze małżeństwo z Piotrkowa Trybunalskiego udowodniło w sądzie, że umowa jest nieważna, bo została zawarta z naruszeniem przepisów. Podobne wyroki, korzystne dla oszukanych klientów wydały sądy m.in. w Łodzi (dla dzielnicy Widzewa) i Dzierżoniowie.

Co prawda sądy, wydając wyroki, zauważają, że kredytobiorcy nie wykazali się wystarczającą czujnością przy podpisywaniu dokumentów (część poszkodowanych przeczytała je tylko pobieżnie, a część złożyła podpis, całkowicie ufając „doradcom”).

Jednak w zestawieniu z wyrafinowanymi metodami działania podejrzanych, sądy doszły do wniosków, że w tym przypadku należy chronić prawa oszukanych osób. Tym bardziej że zawiniły bankowe systemy, które powinny takim działaniom zapobiegać.

„Umowa kredytu sporządzona została małą, nieczytelną czcionką. Przy podpisywaniu umowy przedstawiciel banku nie sprawdzał zdolności kredytowej (...), nie informował o warunkach umowy ani też kwocie kredytu, ilości rat, ryzyku finansowym” - czytamy w uzasadnieniu wyroku wydanym przez Sąd Rejonowy dla Łodzi-Widzewa.

Małgorzata Płaszczyk-Waligórska, rzecznik praw konsumentów, apeluje, by ludzie walczyli o swoje prawa do samego końca.

- Odstąpienie od niekorzystnej umowy czasem jest długotrwałym i skomplikowanym procesem, ale jest jedynym sposobem, żeby wyjść z problemów - zauważa Płaszczyk-Waligórska. - W tych przypadkach umowy były zawierane sprzecznie z zasadami współżycia społecznego i rażąco naruszając interesy konsumentów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska