Przed sędzią stanął Konstanty Lipiński, który został wskazany przez zarząd Kamy jako organizator nielegalnych zgromadzeń. Sprawa, która toczyła się przed brzeskim sądem grodzkim, dotyczyła kilku dni protestów w kwietniu, maju i lipcu ubiegłego roku.
- W kwietniu, dokładnie od 14, strajkowaliśmy - mówił Lipiński. - Siedzieliśmy na terenie zakładu, a 15 i 16 kwietnia przed budynkiem gromadzili się ludzie. Zbierało się po kilkadziesiąt osób. W tej grupie byli członkowie naszych rodzin, którzy przychodzili się dowiedzieć, jaka jest sytuacja. Co jakiś czas ktoś z nas wychodził do nich. I to właśnie nasze władze uznały za organizowanie nielegalnej demonstracji. Kłopot w tym, że ja niczego nie organizowałem.
Sędzia pytała Lipińskiego, czy podczas strajku miał dostęp do kserokopiarki i komputerów, przy pomocy których miał rzekomo doprowadzić do powstania ulotki nawołującej do zgromadzeń. Pytany odparł, że kserokopiarka była dostępna przez pierwsze godziny, a potem ktoś wyjął z niej toner, a do komputerów dostępu nie miał.
Podobne sytuacje miały miejsce pod koniec maja i w lipcu ub. roku. Pracownicy, co prawda nie strajkowali, ale próbowali się dowiedzieć, dlaczego wciąż nie mają wypłacanych wynagrodzeń.
- Zdarzało się, że czekaliśmy pod bramą i co jakiś czas pojawiał się ktoś z zarządu i mówił, że więcej informacji będzie np. następnego dnia, więc znowu się zbieraliśmy. No i zarząd uznał, że to były nielegalne zgromadzenia - tłumaczył występujący w sprawie jako świadek Bolesław Łotecki.
Zarówno Lipiński, jak i Łotecki podkreślali, że za każdym razem pracownicy czy też członkowie ich rodzin zbierali się spontanicznie, bez niczyjego przywództwa, a ich jedynym celem było uzyskanie informacji od władz spółki dotyczących aktualnej sytuacji w zakładzie.
- Wszystko działo się spontanicznie. Nie było żadnych liderów - stwierdzali przed sądem zarówno Łotecki, jak i Lipiński. Podkreślali również, że nie zapadła żadna uchwała w zarządzie związku zawodowego "Solidarność 80", która miałaby w efekcie prowadzić do zwoływania zgromadzeń (do grudnia ub. roku szefem zakładowej "S 80" był Lipiński, teraz jest nim Łotecki).
Kolejna rozprawa w tej sprawie została wyznaczona na 3 kwietnia. Do tego czasu sąd ma wezwać kolejnych świadków (między innymi z zarządu spółki) i sprawdzić, czy miejscy urzędnicy nie wydali pozwolenia na zgromadzenia pracowników Kamy. Co prawda, Lipiński już podczas ostatniej rozprawy stwierdził, że takich pozwoleń władze nie wydawały, bo nikt o nie nie występował, ale sąd musi dopełnić wszelkich formalności.
Już poza salą sądową Lipiński i Łotecki nie kryli oburzenia: - Władze spółki od kilkunastu miesięcy nie płacą wynagrodzeń pracownikom i jeszcze starają się utrudnić nam życie.
Obaj zostali zwolnieni dyscyplinarnie z zakładu. Jeden w lipcu, drugi w sierpniu ub. roku. Lipińskiego sąd już przywrócił do pracy. Odbyła się też w lutym rozprawa apelacyjna w sądzie okręgowym, który utrzymał wyrok I instancji. Sprawa Łoteckiego jest aktualnie w sądzie apelacyjnym. On w I instancji także wygrał proces.
Próbowaliśmy o tej historii porozmawiać z władzami Kamy. Prezes był nieuchwytny. Podobnie dyrektor Gołąb. Sekretarka poprosiła o zreferowanie sprawy i obiecała, że ktoś oddzwoni. Nie oddzwonił nikt.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?