Targi nto - nowe

Jak nie kijem ich, to pałką

Rafał Wietoszko
Władze brzeskiej Kamy uznały, że pracownicy zakładu, którzy domagali się wypłat zaległych pensji, brali udział w nielegalnym zgromadzeniu. Sprawa trafiła do sądu.

Przed sędzią stanął Konstanty Lipiński, który został wskazany przez zarząd Kamy jako organizator nielegalnych zgromadzeń. Sprawa, która toczyła się przed brzeskim sądem grodzkim, dotyczyła kilku dni protestów w kwietniu, maju i lipcu ubiegłego roku.
- W kwietniu, dokładnie od 14, strajkowaliśmy - mówił Lipiński. - Siedzieliśmy na terenie zakładu, a 15 i 16 kwietnia przed budynkiem gromadzili się ludzie. Zbierało się po kilkadziesiąt osób. W tej grupie byli członkowie naszych rodzin, którzy przychodzili się dowiedzieć, jaka jest sytuacja. Co jakiś czas ktoś z nas wychodził do nich. I to właśnie nasze władze uznały za organizowanie nielegalnej demonstracji. Kłopot w tym, że ja niczego nie organizowałem.

Sędzia pytała Lipińskiego, czy podczas strajku miał dostęp do kserokopiarki i komputerów, przy pomocy których miał rzekomo doprowadzić do powstania ulotki nawołującej do zgromadzeń. Pytany odparł, że kserokopiarka była dostępna przez pierwsze godziny, a potem ktoś wyjął z niej toner, a do komputerów dostępu nie miał.
Podobne sytuacje miały miejsce pod koniec maja i w lipcu ub. roku. Pracownicy, co prawda nie strajkowali, ale próbowali się dowiedzieć, dlaczego wciąż nie mają wypłacanych wynagrodzeń.
- Zdarzało się, że czekaliśmy pod bramą i co jakiś czas pojawiał się ktoś z zarządu i mówił, że więcej informacji będzie np. następnego dnia, więc znowu się zbieraliśmy. No i zarząd uznał, że to były nielegalne zgromadzenia - tłumaczył występujący w sprawie jako świadek Bolesław Łotecki.

Zarówno Lipiński, jak i Łotecki podkreślali, że za każdym razem pracownicy czy też członkowie ich rodzin zbierali się spontanicznie, bez niczyjego przywództwa, a ich jedynym celem było uzyskanie informacji od władz spółki dotyczących aktualnej sytuacji w zakładzie.
- Wszystko działo się spontanicznie. Nie było żadnych liderów - stwierdzali przed sądem zarówno Łotecki, jak i Lipiński. Podkreślali również, że nie zapadła żadna uchwała w zarządzie związku zawodowego "Solidarność 80", która miałaby w efekcie prowadzić do zwoływania zgromadzeń (do grudnia ub. roku szefem zakładowej "S 80" był Lipiński, teraz jest nim Łotecki).
Kolejna rozprawa w tej sprawie została wyznaczona na 3 kwietnia. Do tego czasu sąd ma wezwać kolejnych świadków (między innymi z zarządu spółki) i sprawdzić, czy miejscy urzędnicy nie wydali pozwolenia na zgromadzenia pracowników Kamy. Co prawda, Lipiński już podczas ostatniej rozprawy stwierdził, że takich pozwoleń władze nie wydawały, bo nikt o nie nie występował, ale sąd musi dopełnić wszelkich formalności.
Już poza salą sądową Lipiński i Łotecki nie kryli oburzenia: - Władze spółki od kilkunastu miesięcy nie płacą wynagrodzeń pracownikom i jeszcze starają się utrudnić nam życie.
Obaj zostali zwolnieni dyscyplinarnie z zakładu. Jeden w lipcu, drugi w sierpniu ub. roku. Lipińskiego sąd już przywrócił do pracy. Odbyła się też w lutym rozprawa apelacyjna w sądzie okręgowym, który utrzymał wyrok I instancji. Sprawa Łoteckiego jest aktualnie w sądzie apelacyjnym. On w I instancji także wygrał proces.
Próbowaliśmy o tej historii porozmawiać z władzami Kamy. Prezes był nieuchwytny. Podobnie dyrektor Gołąb. Sekretarka poprosiła o zreferowanie sprawy i obiecała, że ktoś oddzwoni. Nie oddzwonił nikt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska