Jak poradzić sobie z chorobą bliskich

fot. Paweł Stauffer
fot. Paweł Stauffer
- Nie okazujmy smutku - mówi Jarosław Smela, psychiatra z Opola.

- Ciężka choroba bliskiej osoby jest dla pozostałych członków rodziny okresem bardzo trudnym. Jak sobie wtedy radzić, by okazać jej jak najwięcej wsparcia i jednocześnie samemu nie popaść w przygnębienie czy nawet zniechęcenie?
- Powiem od razu, że to nie jest proste. Choroba matki, męża czy dziecka, określana zwłaszcza jako nieuleczalna, wywołuje w rodzinie szereg reakcji, kóre dotykają wszystkich sfer życia: społecznej, psychicznej, duchowej i egzystencjalnej. Zaburza ona funkcje i związki międzyludzkie. Może mieć na nie destrukcyjny wpływ, gdyż zmienia wszystko to, co było do tej pory. Dlatego nikt z nas nie wie, jak w obliczu takiej ektremalnej sytuacji się zachowa. Relacje z chorym mogą zmienić się na lepsze, ale też - na gorsze.

- Co to oznacza?
- Może wyjaśnię to na przykładzie. Jest małżeństwo, które uchodzi za udane, szczęśliwe i przez lata stanowi wzór do naśladowania. Nagle jednak żona zapada na ciężką, nieodwracalną chorobę i zaczyna wymagać całodobowej opieki. Mąż - do tej pory czuły, kochający - oddaje ją do hospicjum. Próbuje zrzucić z siebie problem, coś, co go przerasta.

- A to drań, wcale jej nie kochał - powiedzą na to sąsiedzi, dalsza rodzina. Bo takie są zazwyczaj reakcje ludzi stojących z boku...
- To, niestety, prawda. Choć, jak powiedziałem wcześniej, nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć, czy będąc na miejscu tego męża nie postąpiłby tak samo. Osoba z zewnątrz nie ma bowiem pojęcia, co on przeżywał i co czuje nadal. Oddanie bliskiego do hospicjum często nie jest kwestią braku miłości, tylko jej nadmiaru. Bo nie potrafimy znieść, że ktoś bliski gaśnie, umiera, staje się kimś innym, niż był do tej pory. Często też członkowie rodziny nie mogą sami zajmować się chorym, choćby dlatego, że nadal pracują.

- Jak postępować z bliskim? Mówić prawdę, czy udawać, że jego choroba to nic poważnego, choć łzy same cisną się do oczu?
- Nie ma co do tego jasności. Jedna postawa polega na banalizowaniu wypowiedzi chorego, wypieraniu z jego świadomości istoty choroby, udawaniu, że nic takiego się nie dzieje. Z kolei etycy uważają, że przed umierającymi nie wolno ukrywać prawdy. Choćby dlatego, że powinno się im dać czas na przygotowanie do śmierci, na uregulowanie swoich spraw. Ale jest to odhumanizowane postępowanie. Natomiast postawa lekarzy sprowadza się do tego, że prawda powinna być podawana w sposób przystępny. To zależy jednak od chorego, jego oczekiwań, psychiki. Ja osobiście nie jestem za tym, żeby odbierać komuś nadzieję. Sam też bym nie chciał, żeby mi ją odebrano.
- Lekarze, w tym onkolodzy, często kładą nacisk na pozytywne myślenie, które powinno towarzyszyć leczeniu. Chyba coś w tym jest?
- Zostało już dawno udowodnione, że gorszy stan psychiczny pogarsza rokowanie. Lęk przed śmiercią jest jednak u chorych, zwłaszcza onkologicznie, bardzo silny. Słowo rak nadal oznacza u wielu ludzi wyrok, choć coraz częściej nie jest to już choroba śmiertelna, tylko staje się przewlekła. Na przykład znany aktor Krzysztof Kolberger od 18 lat jest leczony z powodu raka. Jego życie jest doskonałym przykładem na to, że dopóki się człowiek nie podaje, dopóty ma nadzieję. Choć z drugiej strony niepowiedzenie wszystkiego pacjentowi rodzi pewne postawy.

- Jakie?
- Czasem pacjent domaga się prawdy, doszukuje się drugiego dna. Mówi, że umrze, a lekarz nie chce tego potwierdzić. Niektórzy zmieniają swoje podejście do religii: albo zawierzają swoje życie Bogu, albo mają do niego pretensje. Z kolei inni spokojnie przyjmują swoje umieranie. Tu wspomnę o bliskiej Polakom osobie. Papież Jan Paweł II godził się na to i umierał pięknie.

-Powróćmy do bardzo ważnego pytania: jak uchronić siebie przed popadnięciem w depresję z powodu choroby bliskiej osoby, jak nie zatracić radości życia?
- Nadzieja wpływa na jakość egzystencji chorego, ale też i na jego opiekunów. Natomiast samo życie z nieuleczalnie chorym powinno być normalne. Bo on odczuwa, jeśli z nami dzieje się coś złego, on tego nie chce. Często u opiekunów pojawia się poczucie bycia jedynym, uzależnienie od chorego. Osoby te "zamykają się" w swoim nieszczęściu, siedzą z chorym w czterech ścianach, nikogo nie zapraszają ani same nigdzie nie wychodzą. Tymczasem, tak na dłuższą metę, się nie da, bez uszczerbku na własnym zdrowiu, bez szkody dla psychiki. Mam pacjentkę, która opiekuje się mężem po urazie od 20 lat. W końcu uznała, że już tego sama nie udźwignie i przyszła po pomoc...

- Ale jak zostawić chorego samego w domu?
- Są siostry PCK, Caritas, fundacje zajmujące się przewlekle chorymi. Wystarczy się rozejrzeć. Można zatrudnić opiekunkę do mamy czy męża na kilka godzin raz-dwa razy w tygodniu, a w tym czasie pójść do kina, teatru, do fryzjera, spotkać się ze znajomymi w kawiarni. Można też poprosić o wyręczenie w opiece kogoś z dalszej rodziny lub sąsiadkę. Warto przynajmniej spróbować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska