Jak rodzina musiała zastąpić pogotowie

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Rzecznik Falcka zapowiedział, że w całym regionie opolskim firma przeprowadzi szkolenie z zakresu chorób neurologicznych w ratownictwie medycznym, a także zleci dodatkowy audyt wewnętrzny.
Rzecznik Falcka zapowiedział, że w całym regionie opolskim firma przeprowadzi szkolenie z zakresu chorób neurologicznych w ratownictwie medycznym, a także zleci dodatkowy audyt wewnętrzny. Archiwum
Dwa zespoły pogotowia ratunkowego nie rozpoznały udaru u 86-latka z Lewina Brzeskiego. Do szpitala na Wodociągowej w Opolu staruszka zawieźli zięć z wnukiem.

Pan Bronisław Skóra z Lewina Brzeskiego ma 86 lat, ale jeszcze dwa tygodnie temu nikt mu by tyle nie dawał. - Teść do niedawna jeździł na rowerze na działkę, chodził, był pełen życia - opowiada Robert Laszuk.

Problemy zaczęły się w środę 17 sierpnia. - Zobaczyłam, że coś dziwnie się zachowuje: nie chciał nic mówić, niczego nie mógł utrzymać w rękach, cały stół zalał kawą. Pytałam, czy nie widzi, ale nie odezwał się - mówi żona, Zofia Skóra.

Kobieta zadzwoniła po córkę. Kiedy Gabriela Laszuk przyjechała do rodziców, przestraszyła się nie na żarty: - Tato miał niekontrolowane ruchy rękoma, do tego wytrzeszcz oczu. I narzekał, że go strasznie boli głowa.

Lekarz, który przyjechał karetką Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego, zrobił badanie ekg, które pokazało migotanie przedsionków. Ale wynik i opisywane przez rodzinę objawy nie skłoniły go do uznania, że pan Bronisław ma udar. - Stwierdził, że tato miałby skrzywione usta i nie mówiłby składnie. I skłaniał się ku zaburzeniom psychicznym. Ale wiedziałam, że jest coś nie tak, bo przecież znam swojego ojca. Nawet mowa była inna: bardzo powolna, na każde pytanie odpowiadał po długiej chwili.

Córka chciała, żeby pan Bronisław trafił do szpitala, ale lekarz uznał, że musi zapytać o zgodę chorego, bo pacjent jest w pełni władz umysłowych. - A tato odpowiedział, że jak go serce nie boli, to nie pójdzie. I karetka odjechała - mówi pani Gabriela.

- Nie można przewozić pacjenta wbrew jego woli - tłumaczy Ireneusz Sołek, dyrektor OCRM.

Na drugi dzień na pogotowie zadzwonił zięć chorego. - Musiałem się wykłócać, żeby przysłali karetkę - denerwuje się Robert Laszuk. - A kiedy przyjechała, to młody ratownik od razu zaczął od ochrzanu, że przecież lekarz był już wczoraj.

Ratownik, tym razem z brzeskiego Falcka, nie zaproponował odwiezienia chorego do szpitala. Nie zostawił nawet karty z wizyty. - A na odchodne stwierdził, że „temu panu należy się opieka, tylko na pewno nie lekarska, a rodzinna” - opisuje Robert Laszuk.

Dwie godziny później decyzję podjął wnuk chorego. - Kiedy zobaczyłem, jak dziadek nie może trafić ręką w drugą rękę, ma obwisłe mięśnie twarzy i jeszcze opadnięty kącik ust, to byłem pewny, że to udar - mówi pan Damian.

Potwierdziła to wykonana jeszcze tego samego dnia tomografia. Dlaczego objawów nie rozpoznali ratownicy?

Chory miał nieskoordynowane ruchy rąk, zmieniony wyraz twarzy, wolniej mówił, bolała go głowa, a ekg wykazało migotanie przedsionków.

Ale jednocześnie chodził przez całą noc i nie doszło do paraliżu jednej strony ciała czy wyraźnego niedowładu.

- Drżenie rąk czy chodzenie w nocy to nie są charakterystyczne objawy, a im starszy pacjent, tym trudniej o prawidłowe rozpoznanie - mówi dr Zbigniew Kuziara, opolski neurolog. - W zespołach ratunkowych nie zawsze są lekarze, a czasem i wytrawnemu neurologowi trudno jest rozpoznać udar - tłumaczy. - W dodatku te objawy mogły narastać. Trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć - być może lekarz czy ratownik miał za mało przesłanek do podjęcia decyzji. Chociaż sam miałem przypadek, że ciężko mi było przekonać dyspozytora do wysłania karetki do osoby z objawami przypominającymi udar.

Jednocześnie lekarz przypomina, że tak jak w przypadku zawałów, tak i w razie udaru liczy się czas reakcji. - Obowiązuje zasada trzech godzin - ostatnio mówi się o czterech czy maksymalnie pięciu godzinach - w czasie których chory musi trafić do szpitala - podkreśla dr Kuziara. - Wtedy można dla pacjenta zrobić dużo dobrego, szczególnie w przypadku zatorów.

Jak mówią medycy, niezwykle ważny jest wywiad rodzinny, bo czasem tylko najbliżsi są w stanie powiedzieć, czy zachowanie chorego odbiera od normy. A z relacji Laszuków wynika, że bliskich pana Bronka nikt nie chciał słuchać.

- Rodzina pacjenta była roszczeniowa, nie wykazywała chęci współpracy, co było znaczącym utrudnieniem w realizacji czynności oraz ostatecznie uniemożliwiło spokojne pozostawienie rodzinie stosownych dokumentów - pisze w odpowiedzi Wojciech Jóźwiak, rzecznik Falck Medycyna.

Zarówno przedstawiciele Falcka, jak i Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego zapewniają, że zespoły ratownicze działały prawidłowo.

Rzecznik Falcka zapowiedział jednak, że w całym regionie opolskim firma przeprowadzi szkolenie z zakresu chorób neurologicznych w ratownictwie medycznym, a także zleci dodatkowy audyt wewnętrzny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska