Jak Samuraje weszli przebojem do kultury zachodu

Mariusz Grabowski
Mariusz Grabowski
FOT. PIOTR KRZYZANOWSKI/POLSKAPRESSE
26 kwietnia 1954 r., dokładnie 70 lat temu, na ekrany wszedł dramat kostiumowy „Siedmiu samurajów”, debiut Akiry Kurosawy. I tak Zachód zainteresował się Japonią

Film trwa blisko trzy godziny, w jednej z głównych ról wystąpił sławny później Toshirō Mifune, a zdjęcia plenerowe kręcono w plenerach prefektury Shizuoka.

Nowe otwarcie

Film był nie tylko emanacją kultury japońskiej, ale też dowodem, że kraj otwiera nowy rozdział swojej historii. Powoli kończyła się okupacja amerykańska, zakończono rozliczenia wojenne, uchwalono nową konstytucję, a partie polityczne zasilili rehabilitowani i wypuszczeni z więzień konserwatywni przedwojenni politycy.

Od 1949 r. władzę sprawowali konserwatyści, a premierem został ponownie liberał Shigeru Yoshida. Utworzono Narodową Rezerwę Policji, którą w 1952 r. przekształcono w Siły Bezpieczeństwa Narodowego, a w 1954 r. w Japońskie Siły Samoobrony.

Oficjalnie Amerykanie wycofali kontyngent okupacyjny w 1952 r., kiedy wszedł w życie traktat pokojowy, podpisany rok wcześniej w San Francisco przez Japonię, USA oraz 47 innych państw-gwarantów. Traktatu nie podpisał ZSRR oraz inne państwa bloku sowieckiego, w tym Polska. Japonia i USA zawarły także układ o bezpieczeństwie, gwarantujący stacjonowanie na wyspach wojsk amerykańskich.

Japońska wyjątkowość

Japoniści dowodzą, że film Kurosawy pojawił się w momencie, kiedy po wojnie kultura Japonii zaczęła przechodzić swoistą transformację. Jej cechą immanentną zawsze było odzwierciedlanie aktualnej rzeczywistości, nawiązujące do przeszłości, ale w tym przypadku akcent został postawiony na gloryfikację tejże. Nie bez tzw. westernizacji, czyli wpływu zachodniej popkultury, szczególnie amerykańskiej.

Badacz kultury japońskiej, Peter N. Dale twierdzi wręcz, że powojenny japoński „charakter narodowy”, określany terminem „nihonjinron”, miał celowo podnosić kwestię japońskiej wyjątkowości. Nie tylko w dziedzinie nauki i technologii, ale też literatury i filmu właśnie.

Dodajmy do tego fakt, że twórca „Siedmiu samurajów” był od młodości pod znacznym wpływem kultury i sztuki zachodniej. Akcja najbardziej znanych jego filmów toczy się w co prawda feudalnej Japonii, ale ich fabuły stanowią adaptacje dzieł Williama Shakespeare’a: „Ran” został oparty na „Królu Learze”, „Tron we krwi” na „Makbecie”, a „Zły śpi spokojnie” to przeróbka „Hamleta”. Ale reżyser lubił także literaturę rosyjską, dlatego sfilmował „Idiotę” Fiodora Dostojewskiego i „Na dnie” Maksima Gorkiego.

Lato w Wenecji

Istotę filmu „Siedmiu samurajów” można ująć w definicji: „Popkulturowy w formie, narodowy w treści”. Nie wiadomo, czy Kurosawa znał pojęcie realizmu socjalistycznego, ale sztukę ukrycia tego, co ważne pod warstwą rozrywki opanował doskonale. Widowiskowość samurajskich walk współgra tu z warstwą refleksyjną filmu, z jego liryzmem i ludycznym humorem.

Dzieło obsypano lawiną nagród, otrzymał m.in. Srebrnego Lwa na 15. MFF w Wenecji. Zetknięcie z japońską egzotyką było tak duże, że krytykom i publice nie przeszkadzała nawet długość filmu - trwał 160 minut, czyli blisko trzy godziny. Ale to jeszcze nic, wersja reżyserska aż 210 minut.

Przenieśmy się na chwilę do tamtej sierpniowej Wenecji i wczujmy w atmosferę filmowej rywalizacji. A była ona nadzwyczaj zacięta. Jury - pod przewodnictwem włoskiego pisarza Ignazio Silone - nagrodziło Złotym Lwem włoski film „Romeo i Julia” w reż. Renato Castellaniego. Drugą nagrodę w konkursie głównym, czyli Srebrnego Lwa, przyznało zaś ex aequo czterem dziełom: włoskiej „La stradzie” Federico Felliniego i amerykańskiemu obrazowi „Na nabrzeżach” Elii Kazana i dwóm filmom japońskim: „Zarządcy Sanshō” Kenji Mizoguchiego oraz „Siedmiu samurajom”. Po latach ma się chęć zrewidować kolejność nagrodzonych.

Ronin, czyli kto?

Zerknijmy w fabułę, która toczy się w XVI-wiecznej feudalnej Japonii. Biedna japońska wioska jest co roku atakowana przez bandytów, którzy zabierają większość żywności. Mieszkańcom grozi śmierć głodowa, dlatego postanawiają wynająć grupę ubogich rōninów do walki z bezduszną bandyterką.

Wyjaśnijmy, kim jest ronin. W japońszczyźnie oznacza człowieka-falę, który, tak jak ona, toczy się tam, dokąd wieje wiatr, czyli dokąd powiedzie go los. W okresie od XII do XIX w., w feudalnej Japonii, terminem tym nazywano jednak bezpańskich samurajów rycerzy. Samuraj zostawał roninem, gdy jego pan stracił majątek lub poparcie suwerena (np. sioguna) i tym samym przywileje, albo gdy pan zginął.

W tradycyjnej kulturze japońskiej bycie roninem było hańbą i powodem pośmiewiska i poniżeń, bo cóż po rycerzu, który nikomu nie służy? Z drugiej strony jednak roninowanie było często jedyną szansą zmiany statusu społecznego. Ronina można było często rozpoznać po jego fryzurze: jego włosy nie były, w przeciwieństwie do samuraja, gładko przyczesane czy też wygolone nad czołem i opanowanej do perfekcji umiejętności władania mieczem.

Spokój wraca do wsi

Jesteśmy zatem wśród wieśniaków zagrożonej napaścią bandy, która zapowiada przybycie po żniwach z zamiarem odebrania plonów. Przybywają obrońcy, ale okazuje się, że jeden z nich jest zwykłym chłopem, który podaje się za samuraja Kikuchiyo (w tej roli Toshiro Mifune). Mistyfikacja zostaje odkryta, a młodziak sromotnie wyszydzony, ostatecznie jednak zostaje zaakceptowany w siedmioosobowej drużynie.

Jej przywódca, Kambei (Takashi Shimura), organizuje szkolenie wojskowe chłopów, które zacieśnia ich więź z roninami. Kiedy banda powraca, by spełnić swą groźbę, samuraje i dobrze przygotowani do walki chłopi, postępując w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak, napadają na zaskoczonych najeźdźców, zyskując nad nimi przewagę.

A na końcu rozprawiają się z wrogiem w wielkiej bitwie, w której ginie jednak czterech z siedmiu samurajów. Mamy happy end, do wsi powraca spokój, a jej mieszkańcy krzątają się przy bezpiecznych już uprawach ryżu.

Ocenia, nie moralizuje

Jak widać, Kurosawa przyoblekł prostą opowieść w głęboko humanitarny obraz prostych ludzi, którzy wykazują nie lada spryt, by stanąć w obronie własnej egzystencji. W tle dawną Japonię, wyniszczoną konfliktami wewnętrznymi, cierpiącą nędzę i głód.

W inscenizacji reżyser, podobnie jak np. w późniejszej „Straży przybocznej”, posłużył się kilkoma kamerami, ustawionymi z różnych stron, wyposażonymi w nowatorskie na owe czasy teleobiektywy, które skracają dystans do filmowanych zdarzeń. Widz ma zatem poczucie, że w nich uczestniczy.

Chłopi i rycerze współpracują ze sobą - z konieczności, lecz podziały klasowe pomiędzy nimi nie są możliwe do zakopania. Kurosawa portretuje tę sytuację niejako z perspektywy XX-wiecznego humanisty, ale bez próby renegocjowania historii. Mówiąc krótko, ukazuje rzeczywistość, ocenia ją, lecz nie moralizuje.

„Kino powinno być środkiem wyrazu, a tymczasem często jest tak, że dialog i narracja mają w filmie charakter opisowy” - mówił Kurosawa w wywiadzie dla francuskiej telewizji w latach 70. - Owo wyjaśnianie obrazu nuży mnie, a więc staram się tego unikać, o ile to tylko możliwe”.

Remake Sturgesa

Często można spotkać się z opinią, że „Siedmiu samurajów” to jeden z najbardziej powielanych filmów w historii kina. To kwestia dyskusyjna, na pewno jednak stał się inspiracją dla dziesiątek historii, które odtwarzają schematy w lepszy lub gorszy sposób. Wydaje się, że Kurosawa stworzył film prawdziwy, uniwersalny i niezapomniany. Jest w nim przede wszystkim wiele emocji, co sprawia, że po 70 latach nadal ogląda się go z ciekawością.

Filmowy debiut Kurosawy to także jeden ze stosunkowo niewielu japońskich filmów znanych dość szeroko na Zachodzie. Gdzie zresztą doczekał się kilku remake’ów, np. westernu „Siedmiu wspaniałych” z 1960 r., w reż. Johna Sturgesa.

Ciekawe jest to, że po premierze film nie zebrał dobrych recenzji - nazywano go „pretensjonalną kalką japońskiego oryginału”. Oparty jest on na tym samym schemacie, ale można uznać, że choć realizacyjnie jest znakomity, nie jest to tak bogata historia jak w oryginale.

Choć to przecież nadal solidne kino ze świetnymi postaciami, które grane były przez takie późniejsze supergwiazdy, jak m.in.: Yul Brynner, Eli Wallach, Charles Bronson, Steve McQueen czy James Coburn. „Siedmiu wspaniałych” spodobało się samemu Kurosawie. Ponoć w dowód uznania wysłał Sturgesowi ceremonialny miecz samurajski. A może to tylko legenda?

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl