Jak wykurzyć emeryta z majątku

Archiwum
Archiwum
Mowa Ryszarda Adamowa, prezesa RSP w Racławicach Śląskich, jest po żołniersku krótka i jednoznaczna: - Proszę stąd wyjść. Natychmiast! Nie będę udzielał żadnych wywiadów!

Narzekając na "niesłychany tupet dziennikarzy", którzy niepokoją go w biurze, prezes zastrzega ostro: - Nie życzę sobie żadnego opisywania mnie w gazecie. Ani mnie, ani naszej spółdzielni, ani tej sytuacji!

Grzecznie wychodzimy, bo prezes chwyta się za serce i głośno utyskuje, że źle się poczuł z powodu dziennikarskiego najścia.

Mimo zdrowotnego załamania odprowadza nas do samochodu, pilnując, żebyśmy nie zdołali porozmawiać z pracownikami spółdzielni, którzy na placu przed biurem wyładowują napoje chłodzące.

- Proszę niczego nie fotografować. Traktorowi to może pan zdjęcie zrobić na ulicy!

Płać albo płacz

Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna w Racławicach Śląskich koło Głogówka: 329 hektarów dobrej ziemi ornej, biurowiec w centrum wioski, zabudowania gospodarcze, garaże, 6 hal na brojlery, tuczarnia świń, mieszalnia pasz, nowe maszyny i ciągniki…

Licząc po 40 tysięcy złotych za hektar, co na tym terenie nie jest ceną wygórowaną, sam grunt spółdzielni jest wart 16 milionów złotych. Majątek.

Jeszcze w latach 90. spółdzielnia liczyła 130 członków. Wykruszyli się, odeszli. Dziś zostało 18, z czego sześciu to emeryci i renciści. Jeśli kiedyś w przyszłości walne zgromadzenie spółdzielców zdecyduje o rozwiązaniu spółdzielni, jej majątek zostanie podzielony pomiędzy członków.

Byli spółdzielcy nie dostaną nic, nawet jeśli ofiarnie pracowali w RSP od początku jej istnienia w 1972 roku i dopiero na koniec stracili prawa członkowskie. Jeśli w Racławicach uda się wywalić sześciu emerytów i rencistów, to na pozostałych spółdzielców wypadnie, bagatela, po pół miliona więcej.

- Pracowaliśmy razem, czasem po kolana w błocie albo siedząc biurko w biurko. Teraz nie mówimy sobie "dzień dobry" - narzeka Józef Raczkowski, spółdzielca na rencie. Z grona kilkunastu spółdzielców tylko emeryci i renciści chcą mówić o sprawie i o swojej krzywdzie. Pozostali nie dają się namówić na rozmowę. Milczą. Tak jak prezes.

- Kiedyś sam kryłem dzisiejszego prezesa przed przełożonymi, a on teraz z nas zrobił śmieci - narzeka Raczkowski. - To strasznie boli. Aż mi się odechciało chodzić do kościoła, jak widzę, gdy on maszeruje co mszę do komunii…

Pierwsza próba usunięcia ośmiorga emerytów i rencistów z członkostwa Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Racławicach Śląskich miała miejsce w 2002 roku. Na wniosek ówczesnego zarządu RSP walne zgromadzenie spółdzielców podjęło osiem uchwał o wykreśleniu niewygodnych członków.

Wyrzuceni byli w mniejszości, nie mieli przewagi na głosowaniach. Wspólnie odwołali się jednak do Sądu Okręgowego w Opolu. Dziewięć miesięcy później sąd uchylił, czyli unieważnił wszystkie osiem uchwał i nakazał spółdzielni zapłacić emerytom koszty postępowania. Władze RSP nawet się nie odwołały od wyroku.

Przez osiem lat był spokój. Nową metodę eliminacji wymyślił ktoś z zarządu w 2011. Na corocznym walnym zgromadzeniu zarząd zaproponował podniesienie udziałów członkowskich z dotychczasowych 50 złotych do… 15 tysięcy. Spółdzielcy, którzy jednocześnie pracują w RSP, mogą co roku korzystać z wypracowanych zysków RSP. To z tego funduszu pokryte zostały ich dodatkowe udziały. Co innego emeryci - oni nie mają prawa do udziału w bieżących zyskach. Musieli więc wyciągnąć gotówkę. Dwóch nie dało rady. Odpadli.

- Nie było mnie stać na taką wpłatę - przyznaje z żalem Andrzej Halczak. Przepracował w RSP w Racławicach Śląskich 17 lat. W 1989 roku miał wypadek, musiał przejść na rentę. Leczy się do dziś. - Utrzymuję z renty całą rodzinę. Nie mam skąd zdobyć takich pieniędzy.

Wcześniej myślałem, że rodzinie przynajmniej zostanie jakieś zabezpieczenie po mnie. W innych zakładach potrafią zadbać o swoich byłych pracowników. A nas tylko poniżają. Kiedyś napisałem do zarządu RSP wniosek o pomoc, żeby mi na zimę pomogli choć kupić węgiel na opał. Zarząd wniosek odrzucił…

- Kto mógł, ten zaciągnął pożyczkę i w wymaganym terminie do marca tego roku wpłacił po 15 tysięcy - opowiada Tadeusz Ferc, pierwszy i wieloletni prezes RSP. - Pomyśleliśmy wtedy, że możemy być spokojni o nasze członkostwo.

Tajny protokół

12 czerwca walne zgromadzenie zebrało się jeszcze raz. Tym razem przegłosowano uchwałę o podniesieniu udziałów członkowskich o kolejne 25 tysięcy.

Reprezentant emerytów złożył wniosek, aby głosowanie w tej sprawie było tajne, żeby uniknąć możliwości wpływania na członków RSP. Nawet tę propozycję odrzucono. Emeryci przyszli zresztą na zebranie dzięki "przeciekowi" od któregoś z pracowników.
Zawiadomienie o zgromadzeniu zarząd wywiesił tylko na tablicy na terenie bazy. Kilku emerytów wcześniej pisemnie wnioskowało o powiadamianie ich listowne o zebraniach, bo już nie bywają w spółdzielni. Ich prośbę zignorowano.

- Tyle nie zapłacimy. Nie stać nas - mówią emerytowani spółdzielcy, którzy wspólnie próbują bronić swoich praw. - Zresztą już zapowiedziano nam, że w każdej chwili kolejne walne zebranie może podnieść udziały o jeszcze większą kwotę. I tak do skutku, aż nas zniechęcą, bo oni tej gotówki nie muszą wykładać ze swoich kieszeni.

- Takie traktowanie emerytowanych członków spółdzielni, delikatnie mówiąc, jest nie fair - komentuje Henryk Tchórzewski, prezes Opolskiego Związku Rewizyjnego RSP i jednocześnie sam prezes spółdzielni rolniczej, w Wyszkowie Śląskim.

- Nie znam sytuacji w tej spółdzielni, nie wiem, jakie są faktyczne powody podnoszenia udziałów. Moja spółdzielnia też kiedyś podniosła udziały, bo przechodziliśmy pewne perturbacje, a dzięki temu nie musieliśmy brać bankowych kredytów. Ale 40 tys. zł udziału na osobę jak na Opolszczyznę to wysoki poziom…

- Na walnym zebraniu podano informację, że RSP w Racławicach w ubiegłym roku miała ponad 1,4 mln zł zysku - tłumaczy jedna z kobiet, prosząc o anonimowość. - Jednocześnie przegłosowano podwyżki pensji dla prezesa i członków zarządu. Nie ma żadnych ekonomicznych powodów, żeby ściągać od nas dodatkowe pieniądze, bo spółdzielnia ma pieniądze na rozwój i modernizację.

Zgodnie ze statutem RSP członkowie mają 60 dni na złożenie w sądzie odwołania od podjętych uchwał. Żeby je napisać, muszą mieć jednak dostęp do tekstu protokołu i kwestionowanych uchwał. Zaraz po zebraniu Tadeusz Ferc pojechał do biura RSP i poprosił o protokół. Główny księgowy oświadczył, że nie może go wydać. Tymczasem artykuł 46 statutu gwarantuje każdemu spółdzielcy możliwość przeglądania protokołów.

- W ostatni wtorek pojechaliśmy do biura jeszcze raz, w cztery osoby - opowiada Tadeusz Ferc. - Po bardzo nieprzyjemnej rozmowie prezes i księgowy udostępnili nam protokół z zebrania, ale tylko do przeczytania. Zabroniono nam zrobienia jakichkolwiek notatek. Prezes miał do nas pretensje, że nasyłamy na niego dziennikarzy.

- Walne zgromadzenie ma prawo podnieść udziały członków do dowolnej kwoty, to wewnętrzna sprawa danej spółdzielni - przyznaje Henryk Tchórzewski, prezes wojewódzkiego związku rewizyjnego RSP. - Sąd może zbadać tylko stronę formalną, sprawdzić, czy wszystko odbyło się zgodnie z procedurą, czy wszyscy zostali odpowiednio poinformowani, a projekt uzyskał wymagane poparcie. Jeśli to będzie w porządku, sąd nie ma podstaw do unieważnienia uchwały.

Zlikwidować przed emeryturą prezesa

Ryszard Adamów, obecny prezes RSP w Racławicach, przyszedł tu do pracy w latach 80., gdy spółdzielnia już nieźle prosperowała. 10 lat temu został wybrany na prezesa. Zaprzecza, że zarząd przygotowuje likwidację spółdzielni.

- Za pięć lat prezes sam przechodzi na emeryturę - opowiadają wyrzucani emeryci. - Wtedy znajdzie się po naszej stronie. Cała sztuka polega więc na tym, żeby zlikwidować spółdzielnię i podzielić majątek, zanim on stanie się emerytem.

W 1997 roku na Opolszczyźnie było 125 rolniczych spółdzielni produkcyjnych. Teraz zostało ich niecałe 90. Co roku jedna, dwie spółdzielnie są rozwiązywane, a ich majątek dzielony między członków. I to nie z powodu złej sytuacji finansowej.

- Ludzie biorą do kieszeni duże pieniądze, ale po roku, dwóch przychodzą do nas i pytają, jak z powrotem przywrócić u siebie rolniczą spółdzielnię - komentuje Henryk Tchórzewski. - Pieniądze się bowiem skończyły, a dobrej pracy nie ma gdzie znaleźć. Na żal jest już jednak za późno, bo odtworzenie spółdzielni jest praktycznie niemożliwe.

- Zaproponowaliśmy, że możemy odejść dobrowolnie, ale niech nam dadzą godne odprawy, bo przecież własną pracą przez lata budowaliśmy tę spółdzielnię - opowiada Józef Raczkowski z Racławic. - Nie było nawet o tym dyskusji. Taka pazerność to zło, które rodzi nienawiść. A nienawiść rośnie i przenosi się dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska