Jak zaczniemy masowo wycinać drzewa, sami stworzymy sobie koszmar i zapłacimy zdrowiem

Krzysztof Ogiolda
Krystyna Słodczyk.
Krystyna Słodczyk. SM
Dr Krystyna Słodczyk, opolska biolog, ekolog, działaczka organizacji pozarządowych.

Od wczoraj obowiązuje rozporządzenie ministra środowiska w sprawie opłat i kar dla przedsiębiorców za wycinkę drzew. Najogólniej rzecz ujmując, opłaty mają być niższe, za to ma się poprawić ich ściągalność.

Mam mieszane uczucia. Tłumaczenie, że niższa opłata oznacza większą ściągalność jest pokrętne. Bardzo jestem ciekawa, kto i na jakiej zasadzie to wyliczył. Podejrzewam, że niższe opłaty to po prostu ukłon w stronę inwestorów. I to jest najważniejsze uzasadnienie zmian.

Opłaty mają zależeć od usytuowania drzew (inne w uzdrowiskach, inne dla terenów zielonych, jeszcze inne w miastach, a najniższe na wsi) oraz od tempa, w jakim przyrasta grubość pni (podzielono je na 4 grupy).
Podział drzew na bardziej ważne i mniej ważne z punktu widzenia przyrodnika jest głęboko niesłuszne, bo drzewo ma wartość samą w sobie zarówno przyrodniczą, jak i estetyczną. Być może ustawodawca chciał dobrze i zamierzał zwrócić uwagę, że drzewo w uzdrowiskach pełnią jakieś dodatkowe role, np. rekreacyjną. Ale w rzeczywistości podziały drzew proponowane w rozporządzeniu są niejasne i pokrętne. Czy wystarczy zmienić granice administracyjne, jak w przypadku Większego Opola, żeby drzewa nabrały innej wartości? Takich wątpliwości będzie więcej: czy uzdrowiskiem będzie tylko ta miejscowość, która ma w nazwie słowo Zdrój? A co z naszymi Głuchołazami, które starają się, by stać się Zdrojem? Jak się im naliczy opłaty? Pytania się mnożą.

Być może wkrótce same gminy o tym zdecydują, bo pojawiły się zapowiedzi, że Ministerstwo Środowiska pracuje nad nowelizacją ustawy o ochronie przyrody. Zgodnie z nią to gminy będą decydować, jakie opłaty z tytułu wycinki drzew pobierać.
Obawiam się, że to będzie karygodna wolnoamerykanka. Rozporządzenia w ogóle są wydawane zbyt często. Zanim się administracja i obywatele przyzwyczają do jednego, już mamy następne.

Boję się dwóch efektów. Albo gminy będą chciały za wszelką cenę pozyskiwać inwestorów - wtedy pozwolą wycinać drzewa za bezcen. Albo łatać budżet na siłę, wtedy opłaty i kary będą bardzo wysokie.
Wyobrazić można sobie i jedno, i drugie, ale żadne z takich rozporządzeń nie pójdzie w stronę ochrony przyrody. Myślenie typu: skoro przyszedł inwestor, róbmy wszystko, by mu było jeszcze lepiej, jest niebezpieczne. Opłata za wycinkę już teraz wielu funkcji drzew nie uwzględnia. Bo jak wycenić np. walory estetyczne? Jestem za inwestycjami, ale robionymi z głową. Nie bezkrytycznie. Już teraz się zdarza, że inwestor chce wyciąć 30 drzew na placu budowy. Ale jak mieszkańcy protestują, to wiele z nich udaje się ocalić. Same ukłony w stronę inwestorów - a zwłaszcza ich dyktat - są czymś dla ochrony przyrody - i miejskiej, i wiejskiej - groźnym. Jak zaczniemy masowo wycinać drzewa, stworzymy sami sobie koszmar. Będzie brakowało miejsc rekreacji, oddechu. Zapłacimy za to zdrowiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska