Jak żyć, panie senatorze Gdula…

Redakcja
nasz dziennikarz wcielił się w rolę kandydata na senatora. - Następny naciągacz, wynocha! - wrzasnęła na Tomasza młoda gospodyni z osiedla Żabieniec w Kędzierzynie-Koźlu, gdy próbował ją namówić na polityczną pogawędkę. - Zwiałem czym prędzej, ale pozdrawiam tę panią. Zawsze lubiłem temperamentne kobitki - uśmiecha się nasz "kandydat”na senatora.
nasz dziennikarz wcielił się w rolę kandydata na senatora. - Następny naciągacz, wynocha! - wrzasnęła na Tomasza młoda gospodyni z osiedla Żabieniec w Kędzierzynie-Koźlu, gdy próbował ją namówić na polityczną pogawędkę. - Zwiałem czym prędzej, ale pozdrawiam tę panią. Zawsze lubiłem temperamentne kobitki - uśmiecha się nasz "kandydat”na senatora. Paweł Stauffer
Kandydat na senatora musi się liczyć, że - pukając do drzwi wyborców - zostanie zwyzywany albo potraktowany kuchennym wałkiem. Jeśli już uda mu się nawiązać rozmowę, wniosek jest smutny: polska polityka ma dziś bardzo mało wspólnego z życiem i problemami zwykłych ludzi.
Nasz dziennikarz wcielił się w rolę kandydata na senatora, który osobiście chce przekonać wyborców do swego programu. Z dziesiątego piętra bloku na osiedlu
Nasz dziennikarz wcielił się w rolę kandydata na senatora, który osobiście chce przekonać wyborców do swego programu. Z dziesiątego piętra bloku na osiedlu schodził, stukając do drzwi kolejnych mieszkań. Przyjęli go dopiero państwo Jaremkowie. Młodzi, z dwójką dzieci. Martwią się, jak sfinansować maluchom opiekę i edukację.

Nasz dziennikarz wcielił się w rolę kandydata na senatora, który osobiście chce przekonać wyborców do swego programu. Z dziesiątego piętra bloku na osiedlu schodził, stukając do drzwi kolejnych mieszkań. Przyjęli go dopiero państwo Jaremkowie. Młodzi, z dwójką dzieci. Martwią się, jak sfinansować maluchom opiekę i edukację.

Chcesz obniżki VAT-u, wybierz Gdulę do Senatu! - uzbrojony w to nośne hasło postanowiłem ruszyć w miasto i zjednać sobie poparcie wyborców. Pozostaje mi tylko tyle, bo profesjonalna kampania, jak sprawdziłem wcześniej, kosztuje minimum sto tysięcy, a ja nie mam żadnego hojnego sponsora, więc billboardy oraz telewizyjne i radiowe spoty niestety nie dla mnie. Ale przecież nic nie przynosi takich efektów, jak osobiste spotkania z szanownym elektoratem. Wyjmuję więc z szafy najlepszą koszulę - obowiązkowo niebieską, bo taka działa na wyborców jak żółta na muchy, zawiązuję krawat w budzący ponoć zaufanie węzeł windsorski, pastuję buty i po ubraniu marynarki oraz kapelusza wychodzę na ulicę.

Stołki, Smoleńsk i afery
Już po chwili na chodniku dostrzegam młodą mamę z małym szkrabem, a że pani jest ze szlachetnego gatunku tych niewiast, z którymi każdy normalny facet chętnie zamieniłby choć słówko, cieszę się, że mam konkretny powód, by zagadać do wysokiej, długowłosej i długonogiej szatynki.

- Dzień dobry, kandyduję do Senatu i chciałbym zachęcić panią do głosowania na mnie - zaczynam z uśmiechem. Moja rozmówczyni, Izabella Skowrońska, okazuje się osobą komunikatywną, więc pytam, czego oczekiwałaby od kandydata zabiegającego o jej poparcie.

- Na pewno nie tego, co słyszę w kółko od polityków. Bzdury plotą, kłócą się o stołki, Smoleńsk i afery, a od tego nikomu w garnku nie przybędzie - odpowiada pani Izabella. - Wszystko drożeje, podatki w górę, raty, opłaty. To są rzeczy, które powinny interesować kandydatów, a nie walka z Kościołem i kłótnie, co zrobić z aborcją: całkowicie zabronić, a może wręcz przeciwnie. Mam swoje zdanie na ten temat, ale nie chcę, żeby politycy zajmowali się zmianą ustawy aborcyjnej czy rzekomo zagrożonymi prawami gejów, bo są setki ważniejszych spraw, dotykających zdecydowanej większości ludzi.

Gdy udaje mi się wstrzelić w potoczystą wypowiedź pani Izy, informuję, że jako kandydat będę dążył do obniżki VAT-u i widzę, że w tym momencie ją mam.

- No, to jest konkret! Przecież chyba nie ma innego kraju na świecie, gdzie liberałowie podnosiliby podatki. Czy ten Tusk z kimś chorym na głowy się zamienił? - zastanawia się pani Skowrońska.
Niespodziewanie do rozmowy wkracza Krzyś, jak się okazuje, czteroletni syn mojej rozmówczyni.

- Ja chcę taką czapkę agenta! - woła, wskazując na mój kapelusz. Oboje z mamą Krzysia wybuchamy śmiechem, lecz spełniam życzenie malca i zakładam mu swoje nakrycie głowy. Już mnie lubi, więc próbuję wymienić z nim przyjazne gesty w sekwencji: żółwik, beczka i piąteczka. Niestety, Krzyś, mówiąc poważnym tonem "to głupie", patrzy na mnie jak na idiotę. Doświadczam więc tego samego, co rozdający masowo żółwiki, beczki i piąteczki Grzegorz Napieralski. Zawsze to jakieś doświadczenie.

Dwoje dzieci to problem
Idąc z mojego osiedla Piastów w kierunku centrum Kędzierzyna, mijam w parku starszego pana z sennie przechadzającym się dogiem. Nawet ust nie zdążyłem otworzyć, jak psisko niespodziewanie się ożywiło i warknęło na mnie, niemal wyrywając się spod kontroli właściciela.

- Ożeż ty, nie licz, że będę walczył o obniżkę VAT-u na pedigree - odgryzam się bestii w myślach i wkraczam na osiedle NDM, gdzie umówiłem się z Danielem, moim fotoreporterem.

W dziesięciopiętrowym punktowcu jest mieszkań wiele, więc liczę na uściśnięcie niejednej dłoni. Pierwsze cztery próby i porażka: - Nie, my dziękujemy - gospodarze wszędzie powtarzają to samo zdanie. Zmówili się, cholera, czy co? Wpadamy na pomysł, by windą wjechać na dziesiąte piętro i rozpocząć marsz w dół, bo to mniej męczące niż wspinaczka. Po chwili pukamy do drzwi, które otwiera urodziwa blondynka z niemowlakiem na ręku. Gdy się przedstawiam, pani domu odpowiada tym samym.

- Karolina Jaremko, zapraszam - mówi i wpuszcza mnie do mieszkania. Godzi się też na obecność fotografa, który - jak wyjaśniam - dokumentuje moją kampanię, a najlepsze zdjęcia trafią na wyborczą ulotkę.
Pani Karolina z mężem Szymonem, który dołącza do naszej rozmowy, mają dwie małe córeczki.
- A dwójka dzieci to w naszym kochanym kraju duży problem - przyznaje Szymon Jaremko. - Za przedszkole starszej córki płaciliśmy do niedawna 252 zł, ale już niedługo cena ma wzrosnąć do 350 zł.

- A gdy za dwa lata córeczka, którą mam na rękach, pójdzie do żłobka, będzie to dla nas oznaczać dodatkowy wydatek 600 zł miesięcznie - dodaje pani Karolina. - W takiej sytuacji mnie w ogóle nie będzie się opłacało pracować, ponieważ prawie wszystkie pieniądze będą szły na opłaty.

Państwo Jaremkowie zgodnie mówią, że gdyby nie pomoc rodziców, nie daliby sobie rady. Czy wierzą, że po wyborach coś się zmieni?

- Nie wierzymy. Wszyscy politycy mówią o polityce prorodzinnej, zachęcaniu do posiadania dzieci, ale konkrety wyglądają tak jak mówię: rodziny zostają same ze swoimi problemami i kosztami wychowania pociech - uważa Szymon Jaremko. - Na wybory pewnie, jak zwykle, pójdziemy, ale nie ma żadnej partii, której byśmy ufali, bo żadna nie ma konkretnych propozycji dla takich jak my, młodych rodziców.
W dziesięciopiętrowcu można się bardzo dobitnie przekonać, że ludzie nie tylko nie ufają politykom, ale też ich nie lubią.

- Kandydaci… W du… mam te wasze wybory, karierowicze pieprzeni! - wyzywał mnie pan w wieku na oko 45 lat. Otworzył drzwi z pogodną miną, ale jak dowiedział się, po co przychodzę - zareagował bardzo jednoznacznie. Kilka osób bez słowa trzasnęło mi drzwiami przed nosem, lecz z kilkoma udało się całkiem interesująco porozmawiać.

- Nie jest lekko, panie senatorze - wyznaje pan Jerzy, 55-letni pracownik ochrony. - Zarabia człowiek grosze, włosy rwie z głowy, jak dożyć do następnego piętnastego, a rządzący mają to w nosie. Nikt w Sejmie ani w tym pana Senacie nie przejmuje się losem szaraków - dodaje.
Wbrew swemu sceptycyzmowi wobec całego świata polityki, pan Jerzy obiecuje mi głos w wyborach za sam fakt, że go odwiedziłem, wysłuchałem, uścisnąłem dłoń. Niektóre wzorce z Ameryki na coś się więc u nas przydają, rzecz w tym, że politycy zwykle nie mają odwagi wychodzić do ludzi. Dla przedstawicieli kasty, której członkowie z zasady nie przyznają się do żadnych błędów, kontakt twarzą w twarz z pojedynczym wyborcą mógłby być przeżyciem traumatycznym, więc lepiej nie ryzykować i spotykać się z elektoratem w masie, np. podczas wieców. Tam polityk może mówić, co chce i nie musi wysłuchiwać pytań z cyklu "Jak żyć?".

Pani Regina współczuje młodym
Po opuszczeniu bloku postanawiam udać się w nieco inne środowisko. Wybieram położone na uboczu osiedle domków jednorodzinnych Żabieniec. Na każdą posesję trzeba tu wchodzić ostrożnie, no, chyba że dobiega się do furtki w mniej niż trzy sekundy. Jednak nie tylko czworonożni stróże obejść stanowią zagrożenie dla kandydata na senatora.

- Następny naciągacz! Wynocha!!! - wrzasnęła na mnie młoda gospodyni, wymachując wałkiem kuchennym. Dobrze, że miałem aktówkę, którą się osłoniłem, końcówka tego reportażu musiałaby się rozgrywać w szpitalu. Zwiałem czym prędzej, ale pozdrawiam tę panią. Zawsze lubiłem temperamentne kobitki.
Na jednej z ulic Żabieńca udaje mi się porozmawiać z Reginą Kaliciak, emerytką, która uraczyła mnie zaskakującym wyznaniem.

- Wszyscy wiemy, że dostanie się u nas do lekarza specjalisty wymaga długiego oczekiwania i to powinno się zmienić, bo np. mój mąż ma od kwietnia skierowanie do kardiologa, a wizyta będzie dopiero w lutym. Ale życie nas, starszych, i tak jest dużo łatwiejsze jak młodzieży. Coś panu powiem: nie chciałabym być młoda w dzisiejszych czasach, nawet gdybym mogła, wolałabym to, co mam - twierdzi pani Regina. A swoje słowa uzasadnia przykładem sąsiadów. - Oboje są po niejednych studiach, a żadnej pracy tu dla nich nie ma i muszą do Holandii jeździć. Czy po to się uczyli? Czy tak powinno być, no niech pan powie?
Moja rozmówczyni zapewnia, że na wybory na pewno pójdzie, jak zwykle: - Mam upatrzone ugrupowanie - słyszę od emerytki. Czy ma ono chociaż pomysł na skrócenie tych kolejek do lekarzy? - dopytuję. - Oni ciągle jakieś propozycje przedstawiają i mówią, że jest coraz lepiej, a jak jest w rzeczywistości, to widzimy - wyjawia Regina Kaliciak. Po tych słowach mimo wszystko proszę o poparcie w wyborach do Senatu, nie słyszę odmowy. Pani Regina z pięknym uśmiechem pozuje ze mną do ulotkowego zdjęcia.

Golcom dziękujemy
Po wizycie na Żabieńcu odwiedzam jeszcze miejski park, gdzie nawiązuję kilka interesujących rozmów. Janina Kosek, 47-latka prowadząca własną firmę handlową, mówi mi, że chciałaby chociaż raz zagłosować na kogoś, kogo nazwisko będzie pamiętała po czterech latach.
- Ludzie wybierają wciąż innych kandydatów, w nadziei, że któryś w końcu nie zawiedzie. I zwykle się mylą - wyjaśnia.

Na koniec pracowitego dnia postanawiam jeszcze zamienić kilka słów z grupką młodzieży, okupującej parkową ławkę.

- Polityka to szambo - mówią młodzi, ale nie ograniczają się tylko do takiego, dość nieskomplikowanego, frazesu. Sandra, 17-letnia licealistka, interesuje się tym szambem i jest przekonana, że jakość polskiej polityki będzie szła w górę. - Okręgi jednomandatowe zmuszą polityków do rzetelnej realizacji przedwyborczych zapowiedzi. Mam nadzieję, że Platformie nie zabraknie determinacji i wprowadzi taki system także w wyborach do Sejmu - oczekuje dziewczyna.

- A pan ile ma na kampanię? - pyta mnie z zaskoczenia Marcin Adamski, 19-latek. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że szukam sponsora i nadziewam się na kontrę, z którą w pełni się zresztą zgadzam. - Polityka w ogóle nie powinna być finansowana z budżetu, a zajmować się nią powinni ludzie zamożni, którzy sami do czegoś doszli. Golasy zawsze będą myśleć najpierw o sobie, a u nas w modzie jest obnoszenie się polityków ze swoją biedą - uważa nastolatek.

Mnie w tym monecie przypomina się prezydencka debata Donalda Tuska ze śp. Lechem Kaczyńskim z października 2005 roku, w której obaj licytowali się, który ma mniejsze mieszkanie, kto swojego dłużej nie remontował i kto jeździ gorszym samochodem…

- Jak pan szuka sponsora, to znaczy, że jeszcze nie jest pan na poziomie, który pozwala uprawiać politykę - sprowadza mnie na ziemię chłopak. - Polityk powinien być niezależny, także materialnie. Nie zagłosujemy na pana, chociaż... kapelusz ma pan cool!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska