Jamnik to nie pies

Katarzyna Kownacka
Był szorstkowłosy faraon noszony w lektyce przez dwóch osiłków, gładkowłosy podpalany król w gronostajach i ciężkozbrojny Rambo na krótkich łapkach. Tegoroczny Marsz Jamników w Krakowie zgromadził ponad 1,5 tysiąca psów tej rasy i rozkochanych w nich właścicieli.

- Jamniki to wcale nie są psy. Jamniki to jamniki. Charakterne, władcze, uparte. Mają swoje przyzwyczajenia i zawsze stawiają na swoim - przekonywała Joanna Bieniek, właścicielka 15-letniego Helmuta, weterana tej imprezy.

Helmut, lekko przyprószony siwizną, dostojny przedstawiciel swojej rasy, uczestniczył we wszystkich piętnastu Marszach Jamników, które odbyły się dotychczas w Krakowie.

- Na pierwszy przyniosłam go na rękach tuż po tym, jak do mnie trafił - wspominała pani Joasia. - A potem rok w rok dbaliśmy o to, by przyjść z nim na tę imprezę. Bywało, że specjalnie zjeżdżaliśmy z wakacji, by w niej uczestniczyć. Dlaczego? To przecież święto Helmuta!

Minionej niedzieli Helmut świętował podwójnie. Jury, które oceniało psie przebrania, wyróżniło go za to, że jest stałym bywalcem imprezy.

- W domu w nagrodę dostanie końskiego kabanosa. Koniecznie podsuszonego, bo innych nie jada - wyjaśniła przejęta właścicielka.

Sopel, władca Egiptu

Powody do świętowania miał też Sopel, 6-letni jamnik szorstkowłosy. Zdobył - wraz z towarzyszącą mu świtą domowników - pierwsze miejsce w konkursie na najbardziej fantazyjne przebranie. Na krakowskim Rynku wystąpił w stroju faraona. Na pasiastej nemes, czyli chuście faraonów, miał dopięty symbol władców Egiptu - złotą kobrę, a napierśnik na psiej klatce bogato wyszyty był, a raczej wyklejony, cekinami.

- Strasznie nie lubię szyć i właściwie cały strój mu wyklejałam - mówiła Anna Czarniecka, właścicielka Sopla.

Sopel pozwolił się podczas marszu, który wiódł spod Barbakanu ulicą Floriańską aż do samego Rynku, nieść w lektyce wykładanej miękką tkaniną zdobioną we wschodnie motywy. Posłanie niosło dwóch mężczyzn w ciemnych okularach z głowami owiniętymi w arafatki. Z lektyki słychać było orientalną muzykę odtwarzaną - rzecz jasna ku uciesze Sopla - z przenośnego magnetofonu. A gdyby mało mu jeszcze było rozrywek, w zasięgu łapy miał... sziszę.

- Sopel uwielbia się przebierać - opowiadali noszący go Maciej i Bartosz Czarnieccy. - Ma przy tym zabawę tak samo dobrą jak my. A kiedy się nie przebiera, to uwielbia ganiać koty i gołębie po podwórku i jest bardzo kochliwy... Trzeba przyznać, że czasem i my z tego korzystamy. Sopel ma świetny gust do psich piękności i... ich właścicielek. Szczegółów zdradzać jednak nie będziemy.

Psie wcielenia

Fantazyjnych strojów czworonogów nie brakowało. W marszu wziął udział m.in. uzbrojony po zęby jamnik Rambo, dwóch rektorów, obaj szorstkowłosi i obaj podobno z krakowskiego UJ-otu. Był jamnik policjant, jamnik góral, kowboj, marynarz i jamniczy król, czyli Gucio, owinięty w królewskie gronostaje i purpurę z koroną władcy na strapionym czole.

- Jak widać, nasz Gucio z godnością sprawuje swoją królewską funkcję - śmiał się pan Artur Warchoł, właściciel psa. - W domu też zachowuje się iście po królewsku, bo rości sobie prawo do najlepszego fotela, sypia tylko z wnuczką, a jada najchętniej chudziutką wołowinkę. Na marszu był już po raz siódmy.

- Mamy bardzo wielu stałych bywalców tego spotkania, a z roku na rok przybywa kolejnych - wyjaśniała Agnieszka Kuczyńska z Radia Kraków, które od 15 lat współorganizuje marsz. - Według naszych obliczeń w tym roku w imprezie udział wzięło ponad półtora tysiąca jamników.

Na krakowski marsz od lat zjeżdżają entuzjaści "niskopodłogowców" z całego świata. Bywali już na niej Amerykanie, Włosi, Niemcy, Francuzi, a nawet Japończycy. Oczywiście ze swoimi pupilami.

- W 2009 roku na przykład kilka tygodni przed marszem zadzwonił do nas Polak na stałe mieszkający w Anglii - opowiada Agnieszka Kuczyńska. - Wykłócał się o termin imprezy, bo ten zaproponowany przez nas mu nie pasował.

W psim tłoku nie obeszło się bez psich spięć, ale i romantycznych spotkań na czterech łapach. Kiedy podczas konkursu strojów gładkowłosy jamnik z Kwidzyna przebrany za Krzyżaka nacierał na scenie na szorstkowłosego rycerza, czyli jamnika z Gliwic, pod sceną niewielką suczkę tej samej rasy, przystrojoną - jak jej pani - w ostre róże, adorował jamnik marynarz z filuternie przekręconą czapeczką.

- Bywało, że podczas przemarszu ten czy ów dziennikarz albo widz doświadczał jamniczych emocji na własnej łydce - śmieje się Agnieszka Kuczyńska. - Ale większych psich jatek tu nie miewaliśmy. Nawet jeśli w tłumie zaplątał się pies innej rasy, a tak czasem bywa, to jamniki przyjmowały go z szacunkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska