Jan Krzysztof Ardanowski: Putin wywołuje głód. Chciał ograć Europę, także na zbożu

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Obowiązkiem Unii Europejskiej jest dziś żywienie nie tylko swoich obywateli, ale również tych wszystkich, którym w tej chwili głód w oczy zagląda. Szacuje się, że brak zboża ukraińskiego spowoduje, że około 100 milionów ludzi znajdzie się w obszarze głodu. I musimy wstrzymać Zielony Ład, ponownie przemyśleć jego założenia – mówi Jan Krzysztof Ardanowski z PiS, były minister rolnictwa, z którym rozmawiamy o tzw. wojnie paszowej Putina.
Obowiązkiem Unii Europejskiej jest dziś żywienie nie tylko swoich obywateli, ale również tych wszystkich, którym w tej chwili głód w oczy zagląda. Szacuje się, że brak zboża ukraińskiego spowoduje, że około 100 milionów ludzi znajdzie się w obszarze głodu. I musimy wstrzymać Zielony Ład, ponownie przemyśleć jego założenia – mówi Jan Krzysztof Ardanowski z PiS, były minister rolnictwa, z którym rozmawiamy o tzw. wojnie paszowej Putina. brak
Obowiązkiem Unii Europejskiej jest dziś żywienie nie tylko swoich obywateli, ale również tych wszystkich, którym w tej chwili głód w oczy zagląda. Szacuje się, że brak zboża ukraińskiego spowoduje, że około 100 milionów ludzi znajdzie się w obszarze głodu. I musimy wstrzymać Zielony Ład, ponownie przemyśleć jego założenia – mówi Jan Krzysztof Ardanowski z PiS, były minister rolnictwa, z którym rozmawiamy o tzw. wojnie paszowej Putina.

Wiemy, że konsekwencje rosyjskiej agresji na Ukrainę dotkną rynku żywności. Ukraina zwana jest spichlerzem Europy. To sytuacja, która wpłynie na rynki w Europie, na całym świecie, ale może też wymusić zmiany w naszym rolnictwie… Mamy szansę przeciwdziałać takim niedoborom zbóż?

Kraje, które mają korzystne warunki dla rozwoju rolnictwa, muszą dziś utrzymać, i bardzo szybko zwiększyć produkcję żywności. Będzie wielka luka w najbliższych miesiącach po dostawach z Ukrainy, gdzie rolnictwo jest niszczone przez wojsko rosyjskie, podobnie jak cała gospodarka. I może się okazać, że w tym kraju o znakomitych glebach i dużej powierzchni uprawnej w tym roku zagrozi głód. Sami Ukraińcy szacują, że - nawet jeżeliby walki ustały, a niestety nic na to nie wskazuje, mieliby obsiane ok. 40 proc. pól, czyli to, co zdążyli zrobić jesienią. Wiosennych zasiewów po prostu z powodu ostrzału, zniszczenia magazynów, czy braku paliwa mogą nie być w stanie wykonać. A przecież Ukraina była nie tylko wielkim eksporterem pszenicy, zboża ozimego, ale również innych produktów – notowała największy na świecie eksport oleju słonecznikowego, rzepaku, kukurydzy czy soi. Z tej ostatniej słynęły szczególnie okolice Chersonia, gdzie toczą się dziś ciężkie walki. Ukraina była również dużym producentem drobiu.

Zatem wypadnięcie Ukrainy z globalnego rynku żywności jest ogromnym ciosem. I to nie jest tylko kwestia produkcji, ale i możliwości eksportu. Zniszczone są porty Morza Czarnego i Azowskiego, centra logistyczne, magazyny. Ukraina, niestety, nie tylko jeden rok, ale może i dłużej, przy założeniu, daj Panie Boże, że się obroni, będzie miała poważne problemy z wysłaniem swoich towarów.

Być może powinniśmy udostępnić nasze porty, i transportować koleją z Ukrainy jej towary, by pomóc Ukraińcom w eksporcie, ale to wymaga też pewnych inwestycji. Swoją drogą od dawna mówiłem o tym, że państwo musi mieć swoje nabrzeża do przeładunku artykułów rolniczych. Niestety, dziś ich brak i widzę, że mamy w tym zakresie grę interesów różnych firm, które mają monopol na eksport polskiej żywności.

Analitycy mówią o „pszenicznej wojnie Putina”.

Ciosem dla rynku zboża na świecie będzie także wstrzymanie eksportu rosyjskiego ziarna. Oczywiście embargo musi być nałożone, bo inaczej nie bylibyśmy w stanie tego kraju zmusić do cywilizowanych zachowań. Jednak wszystko wskazuje, że Rosja przygotowując się do wojny, uzależniła część świata od swojej produkcji rolnej. Przypomnę, że to jeden z największych eksporterów pszenicy na świecie, podobnie jak Ukraina. Oba kraje korzystają z tzw. efektu skali, bo z ogromnych milionów hektarów uzyskiwać można olbrzymie plony i to stosunkowo nieskomplikowaną produkcją.

Rosja uzależniała od swojej pszenicy głównie kraje arabskie, także stosując różnego rodzaju chwyty i korupcję, np. zapraszając na tzw „szczyty zbożowe” ważnych szejków, ministrów, decydentów z krajów Afryki Północnej, Zatoki Perskiej, przyjmując ich z iście bizantyjskim przepychem. Ostatnie informacje mówią o tym, że gwałtowny wzrost cen chleba w Egipcie, czy Iraku między innymi jest spowodowany tym, że zaczyna brakować zarówno zboża z Ukrainy, jak i z Rosji. I teraz, w całym tym kontekście, pana pytanie o to, co powinno zrobić polskie rolnictwo, jest jak najbardziej zasadne.

Zatem co my powinniśmy zrobić?

Zwiększać produkcję żywności. To apel również do rolników.

Pomimo różnych problemów ekonomicznych, organizacyjnych, drastycznego wzrostu kosztów, w szczególności tych, dotyczących nawożenia, trzeba doprowadzić do tego, żeby nie było nieużytków, żeby wszystkie grunty nadające się do uprawy były obsiane. Bo żywności świat potrzebuje. My potrzebujemy jej dla własnego społeczeństwa, dla bezpieczeństwa żywnościowego. Ale również dla tych milionów Ukraińców, którzy do nas przybywają, przybyli bądź przybędą. To my musimy ich wyżywić.

Również może się okazać, że oprócz tego, że wojna wywoła głód na Ukrainie, to jednocześnie takie kraje jak Egipt i inne z północnej Afryki, jak i kraje Zatoki Perskiej, będą szukały zboża. Głównie zboża, żywnościowego surowca, który jest najłatwiejszy w transporcie i najłatwiej się przechowuje. I my możemy na te oczekiwania odpowiedzieć. Niestety, i w tym zakresie widzimy skutki uderzenia ze strony Rosji.

Uzależnienie Europy od energii z gazu i ropy rosyjskiej, granie od wielu miesięcy na ponowny wzrost kosztów nośników energii, przełożyło się na paliwa w pierwszej kolejności, ale też na produkcję nawozów, których ceny w całej Europie oszalały. Osiągnęły poziom absurdalny, niemożliwy do zaakceptowania. Niestety, w tym roku zbiory w Polsce zapowiadają się niższe, nie z powodów klimatycznych, np. kolejnej suszy czy innych jakichś anomalii pogodowych, ale z powodu braku odpowiedniego nawożenia azotowego. Pola poprawnie nawożone generalnie nie wykażą niedoboru fosforu, potasu czy mikroelementów w jednym roku.

Natomiast azot jest pierwiastkiem niezbędnym dla roślin, jednak tylko w minimalnym stopniu przechowywanym w glebie. Dlatego musi być podawany w trakcie sezonu wegetacyjnego. Zresztą łagodna zima sprawiła, że już trwa wegetacja roślin i one już dawno powinny pierwszą dawkę, tak zwaną startową, azotu otrzymać. Nie otrzymały jej, bardzo często z powodu dlatego, że rolnika nie stać na kupno nawozów. Dlatego potrzebne są działania, m.in. zapowiedziane przez premiera dopłaty do zakupu nawozów. To będzie znacząca kwota i może chociaż trochę wesprze rolników. Niestety, widzieliśmy ogromną opieszałość Komisji Europejskiej w sprawie zgody na państwowe dofinansowanie. Dlaczego ona nie jest w stanie reagować szybko na problemy spowodowane nadzwyczajną sytuacją wojny? Dwa miesiące „bujała się” z polskim wnioskiem w sprawie dopłat do nawozów.

A w kwestiach zasiewów? Teraz to się nie zmieni, ale na przyszłoroczne zbiory już tak...

Można zmodyfikować technologię, to już kwestia samych rolników. Ja wiem, że to nie przynosi szybkich efektów. Ale dziś powinniśmy zmienić podejście do gleby, stosować płodozmiany, szukać roślin wymagających mniejszej intensywności nawożenia azotowego, wykorzystać tzw. poplony, stosować preparaty mikrobiologiczne, które powodują, że składniki, które są w glebie będą o wiele łatwiej przyswajalne dla roślin. Wiedza na temat gleby, jej kwasowości i struktury może w znacznej mierze zniwelować niedostatki nawożenia azotowego.

Z przykrością mówię, że niestety szkoły rolnicze niewiele na ten temat uczą. To jest trudna wiedza, którą mieli nasi ojcowie i dziadkowie. Ona była empiryczna, bo przecież szkół najczęściej żadnych nie kończyli, ale wiedzieli, jak uprawiać glebę, jak stosować następstwo roślin, międzyplony, poplony itd. Rolnictwo trzeba więc przebudować – również samą strukturę zasiewów.

Wczoraj jeden z rolników bardzo mądrze mi powiedział: słuchaj, Krzysztof, a może trzeba się przygotować na to, że to żywienie ludzi będzie musiało trwać miesiącami, latami? Że polska wieś jeszcze bardziej będzie musiała ten obowiązek karmienia milionów ludzi przyjąć na siebie? Tak, trzeba się do tego przystosować, tak zorganizować strukturę zasiewów, nie tylko zbóż i innych roślin, by na takie wyzwania być gotowym. Nie tylko rośliny przemysłowe typu rzepak, ale zwiększyć produkcję warzyw, uprawę ziemniaków, która praktycznie na wsi zanikła… Trzeba w poszczególnych gospodarstwach szukać takich możliwości, które sprawią, że ci ludzie, którzy będą oczekiwali, że polska wieś dostarczy im żywności się nie zawiodą, że polscy rolnicy będą w stanie żywność dostarczyć.

Mówi pan o systemie, produkcji zaplanowanej poniekąd pod warunki wojenne. Rolnicy sami tego nie zrobią...

Oczywiście. To musi być pewien element planowania strategicznego ze strony władz państwowych. W tej sytuacji wolny rynek wszystkiego nam nie załatwi. Od dawna mówiłem, że jest potrzebny narodowy holding spożywczy. Wiemy, że ma powstać, choć, niestety, w dalszym ciągu są osoby i podmioty temu przeszkadzające, a opóźnienie realizacji, po moim odwołaniu z funkcji ministra rolnictwa, wynosi ponad dwa lata. Byłby to taki narodowy operator w obrocie, przynajmniej podstawowymi artykułami rolno-spożywczymi. Weźmy zboża na przykład.

Potrzebna jest pełna analiza tego, ile zboża potrzebujemy, czy np. trzeba wprowadzić zakaz eksportu czy możemy eksportować. Sytuacja wojenna szczególnie zmusza władze do posiadania pełnego rozeznania w zakresie dostępnych zapasów, nie tylko strategicznych, ale też żywności, która jest również w gospodarstwach, zmagazynowana u rolników. Holding może wysyłać sygnały rolnikom, kontraktując ich produkcję, dając im gwarancję, że to, co urośnie zostanie kupione. Wydaje mi się, że takie planowanie strategiczne przekładało by się na konkretne decyzje rolników dotyczące produkcji. Ale to wszystko wymaga innego zarządzania rolnictwem. To jest trudne, bo Unia Europejska generalnie od tego odchodziła. Wolny rynek miał być panaceum na wszystkie problemy, a każdy miał robić wszystko na własną odpowiedzialność i własne ryzyko. W normalnych czasach owszem, jak najbardziej. Ale mamy sytuację wojenną, mamy zagrożenie.

Widzi pan tutaj rolę naszego reprezentanta w Komisji Europejskiej Janusza Wojciechowskiego?

Jestem bardzo zawiedziony postawą Komisji Europejskiej, również i naszego komisarza. Mówię o wszystkim co działo się w ostatnich latach, np. o Zielonym Ładzie ustalonym bez konsultacji z kimkolwiek i ogłoszonym w grudniu 2019 roku przez nową Komisję. Strategia nieprzemyślana, niepoliczona, bez analizy konsekwencji dla rynku żywności w Europie i na świecie, skutkująca tym, że realizacja celów Zielonego Ładu jednoznacznie ma ograniczyć produkcję żywności w Europie. To jest coś absurdalnie głupiego, a obecna sytuacja już całkowicie pokazuje, że owe założenia Komisji Europejskiej po prostu zbankrutowały. Jeżeli teraz nie będzie refleksji, jeżeli teraz nie będzie zmiany odejścia od tych ograniczeń dla rolnictwa w myśl bałamutnych haseł, że wszystko ma być ekologiczne, to padniemy.

Ja nie wiem, czy to jest jakieś „zaczadzenie” polityków brukselskich, czy działanie agentów wpływu Putina w Komisji Europejskiej i poszczególnych krajach Europy Zachodniej. Bo to wszystko wpisuje się w rosyjski scenariusz uzależniania i szantażu. Dlatego uważam, że Polska powinna zażądać wstrzymania Zielonego Ładu, który ma być realizowany już od stycznia 2023 roku, czyli za chwilę. Musimy to zastopować, przede wszystkim dokonać analiz, których Komisja Europejska nie uczyniła i przezornie przewidzieć, na podstawie przewidywalnych danych, jaki on miałby wpływ na rynek żywności w Europie i na świecie. Żebyśmy się nagle nie okazali tzw. „użytecznymi idiotami”.

Ale sam pan wskazywał, że trzeba stosować bliższe natury rozwiązania w uprawach gleb.

Bo ogólnie kierunek produkcji przyjaznej środowisku jest rozsądny, jednak ideologiczne doktrynerstwo tzw. organizacji ekologicznych w Europie, często pozostających pod dyskretnym wpływem Rosji, to działanie na szkodę Europy i wpisywanie się w realizację strategicznych celów imperializmu rosyjskiego. To trzeba wstrzymać. Po prostu wstrzymać i na nowo przemyśleć wszystkie założenia produkcji żywności w Europie i na świecie.

Wojna w Ukrainie dzień po dniu. Te zdjęcia przeszły do histo...

Czy my możemy coś w tym momencie, doraźnie, zrobić w sprawie nawozów? Wiadomo, że my ich produkcję możemy, zwłaszcza jeżeli wojna się będzie przedłużać, rozpocząć. Natomiast to zajmie czas.

Wszystko jest bardzo sobą powiązane - wojna, ale również długotrwałe, wcześniejsze działania Rosji wobec Europy. Zwiększanie cen nośników energii jest bardzo trudne do odwrócenia w krótkim czasie. Tylko pytanie, gdzie są analizy Komisji Europejskiej? Tych tysięcy urzędników, którzy tam powinni nad tym wszystkim czuwać? Ja tego nie widzę. Natomiast w sytuacji zagrożenia strategicznego państwo musi przestać się oglądać tylko na Unię Europejską. Są potrzebne zarówno działania interwencyjne i takim będzie dopłata do zakupu nawozów, ale może również sterowanie produkcją nawozów, o którym pan mówił, bo dziś zakłady nie mając możliwości sprzedaży po tak wysokich kosztach, wstrzymały produkcję. A należy ją ewidentnie wznowić.

Gdy patrzę na potencjał wspólnotowego rolnictwa to myślę, że w ciągu kolejnych lat UE byłaby sobie w stanie poradzić z problemami, które Rosja wywołała w zakresie żywności. A może nawet w zakresie energii - tu mam na myśli biopaliwa...

Unia Europejska ma najlepsze na świecie rolnictwo. Ono przeszło wieloletnią transformację, co siedem lat ulega pewnym reformom. Wszystko, co nazywamy Wspólną Polityką Rolną zmieniało się od lat 50 XX w., gdy podpisano Traktaty Rzymskie. To jest bardzo wydajne rolnictwo, nowoczesne, produkujące dużą ilości żywności, bardzo dobrej jakości. Jego standardy są uznawane na całym świecie wręcz za wzorcowe. Zresztą produkuje nie tylko żywność – sam pan wspomniał o energii odnawialnej. I zgoda - czy to w kwestiach biogazowni, biopaliw. To wszystko są zdolności rolnictwa europejskiego. I zatem działania trzeba podejmować, ale nie takie, które szkodziłyby rolnictwu Unii Europejskiej, która powinna być globalnym liderem produkcji żywności, nie tylko na swoje potrzeby. Bogata, tłusta i leniwa, pewna siebie Europa żywności miała do tej pory pod dostatkiem. Ale jej obowiązkiem jest dziś żywienie nie tylko swoich obywateli, swoich konsumentów, ale również żywienie tych wszystkich, którym w tej chwili głód w oczy zagląda.

Szacuje się, że brak zboża ukraińskiego spowoduje, że około 100 milionów ludzi znajdzie się dodatkowo w obszarze głodu. 100 milionów ludzi będzie codziennie głodowało, dlatego że wojna wstrzymała eksport, a Unia Europejska jest bezradna, bo nie ma zapasów i jeszcze chce ograniczać produkcję żywności. Doprowadziła do tego, że, jeżeli nie zmieni swojej polityki, to nie będzie miała szansy zaspokojenia tych potrzeb, chociaż możliwości technologiczne ma bardzo duże. Ja mówię to również w kontekście rolnictwa polskiego. Możemy zwiększać produkcję właściwie wszystkich rodzajów żywności: zboża, rzepaku, ziemniaków, warzyw, owoców… Powinniśmy wykorzystać także trwałe użytki zielone, których mamy ponad dwa miliony hektarów. Nota bene do nich są dopłaty, a z nich produkcji w wielu gospodarstwach nie ma prawie żadnej. Aż się prosi, żeby uruchomić produkcję bydła mięsnego, owiec, gęsi i innych gatunków zwierząt, które wykorzystują przede wszystkim produkcję roślinną z użytków zielonych.

To musi być jednak pewna wieloletnia strategia, którą kiedyś zaproponowałem premierowi Morawieckiemu i kierownictwu PiS, jednak, po moim odejściu kontynuacji nie było. A teraz towarzysz Putin wszystkich ograł, albo tak mu się przynajmniej wydawało. Chciałbym byśmy umieli wyciągać wnioski i podejmować działania korzystne dla Polski, ba, dla żywienia głodnych na świecie. To nasz moralny obowiązek i szansa dla naszej gospodarki rolnej. Oby nie było jednak , jak w przysłowiu: Mądry Polak po szkodzie…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jan Krzysztof Ardanowski: Putin wywołuje głód. Chciał ograć Europę, także na zbożu - Dziennik Bałtycki

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska