Jan Krzysztof Bielecki: - Nie ma klimatu do zmiany podatków

Daniel Polak
Jan Krzysztof Bielecki:
Jan Krzysztof Bielecki: Daniel Polak
Rozmowa z Janem Krzysztofem Bieleckim, przewodniczącym Rady Gospodarczej przy premierze, głównym doradcą Donalda Tuska.

- W 1991 roku jako szef rządu odwiedził pan kędzierzyńskie Azoty, a po wyjściu rozsierdzony rzucił w kierunku dziennikarzy: jeśli tak mamy reformować Polskę, to od razu się poddajmy i ogłośmy bankructwo! Pamięta pan to zdarzenie?
- Pamiętam i wydaje mi się, że niestety dużo jeszcze tych śladów starego myślenia i jego materialnych reliktów widać nie tylko na terenie tej fabryki. Wciąż potrzebujemy energicznych zmian…

- To jak pan wytrzymuje przy Donaldzie Tusku, który uczynił sobie bożka z sondaży popularności i ucieka od trudnych decyzji, które im później nadejdą, tym będą boleśniejsze?
- Nie zgadzam się z taką oceną premiera, gdyż w mojej opinii Donald Tusk, kiedy trzeba podejmować niepopularne decyzje, to je podejmuje. Przykładem była likwidacja emerytur pomostowych, co siłą rzeczy wiąże się z podniesieniem efektywnego wieku emerytalnego, czy zmiana wysokości składki oraz zasad funkcjonowania otwartych funduszy emerytalnych.

- OFE były nieefektywne, ale dlaczego tak nieudolnie to rozegraliście, że wielu ludzi wciąż ma poczucie, iż rząd Tuska ukradł im pieniądze odkładane na przyszłą emeryturę?
- Nie jestem specjalistą od propagandy, natomiast uważam, że obniżenie składki do OFE było ze wszech miar uzasadnione, bo w tym modelu fundusze były finansowane z długu publicznego. A ostatnia rzecz, jaką powinniśmy w Polsce robić, to ciągnąć dług w nadziei, że w przyszłości będą z tego pieniądze. To tak, jakby dziś pójść do banku i pożyczyć 100 tys. zł we franku szwajcarskim po to, żeby się dorobić w przyszłości. Zapewne nikt osobiście by takiego ryzyka nie podjął i proszę się nie dziwić, że państwo także nie mogło go podejmować.

- Coraz więcej Polaków, jeśli ma zatrudnienie, to na tzw. umowy śmieciowe, czyli w niepełnym, wymiarze, bez świadczeń. Czy tak powinien wyglądać rynek pracy dużego państwa w centrum Europy?
- Umowy śmieciowe - jedyne, czego nie rozumiem w tej kwestii, to dlaczego rząd nie podejmuje energicznej walki z tym określeniem, lansowanym przez dziennikarzy i nieodpowiedzialnych polityków opozycji. Skądś się to wzięło, że połowa miejsc pracy powstałych od czasu zaistnienia kryzysu w całej liczącej 400 milionów ludzi Unii Europejskiej została utworzona w Polsce! A rząd Donalda Tuska na tym polu, które w zasadzie powinno być źródłem wielkiego sukcesu, pozwala sobie wmówić, że to jakaś katastrofa. Przecież mówimy o rozwiązaniu, które jest korzystne dla obu stron - pracownika i pracodawcy. Zapowiedzi likwidacji "umów śmieciowych" oznaczają likwidację miejsc pracy dla bardzo wielu osób, warto o tym pamiętać, zanim ulegnie się takiej propagandzie. Trzeba też wiedzieć, że w Anglii, gdzie mieszkałem przez dziesięć lat, przeszło 40 procent ludzi jest zatrudnionych w niepełnym wymiarze czasu i nikt tam nie opowiada bzdur o śmieciowym zatrudnieniu.

- W Anglii, pracując w niepełnym wymiarze, można utrzymać siebie i rodzinę, a w Polsce według statystyk 20 procent ciężko pracujących ludzi ma problem z przeżyciem od wypłaty do wypłaty. Czy rząd w ogóle dostrzega ten fakt?
- W gospodarce mamy tylko pojęcie minimum socjalnego, które wyznacza elementarny poziom bezpieczeństwa materialnego i tutaj statystyki się nie pogarszają. Mamy trudny czas i zarobki nie rosną tak szybko, jak wielu by sobie życzyło, ale nie ma też żadnego dramatu w postaci nagłego i zauważalnego obniżenia poziomu życia znaczącej grupy ludzi. Tak dziś nie jest, mimo że sytuacja nie należy do łatwych i na pewno można wskazać rodziny, którym jest obecnie znacznie ciężej niż kilka lat temu. Nie jest to jednak zjawisko masowe i głowa rządu w tym, żeby się takim nie stało.

- W walce z biurokracją premier ponosi sromotną klęskę. Przez minione cztery lata przybyło nam 70 tys. urzędników, których utrzymanie spoczywa na barkach obciążanych coraz wyższymi podatkami obywateli.
- Tak, ale zawsze podając taką liczbę makro, powinniśmy pamiętać, że ona dotyczy administracji centralnej i samorządów.

- Rozłożyło się to mniej więcej pół na pół, z lekką przewagą samorządów.
- Sama tendencja jest oczywiście niebezpieczna, stąd rząd podjął próbę redukcji liczby urzędników, chociaż na razie się to nie udało. Ale próbujemy ciąć wydatki na administrację poprzez dokonywanie wspólnych zakupów. W tej dziedzinie zawsze należy dążyć do usprawniania obecnych mechanizmów i to staramy się robić.

- Na razie utrzymanie coraz bardziej otyłego państwa skończyło się podwyżką VAT-u. Czy to znaczy, że Platforma ostatecznie porzuciła swoją sztandarową koncepcję podatku liniowego, która zjednała jej tak wielu wyborców w 2005 i 2007 roku?
- Dziś mamy w Polsce podatek liniowy, który płaci prawie 97 procent podatników, a jego efektywna stawka, po uwzględnieniu wszelkich ulg, wynosi 17 procent. Owszem, jest nieznaczna grupa ludzi płacących wyższy podatek, ale zdecydowana większość społeczeństwa faktycznie płaci liniowy PIT.

- Po wyborach grozi nam dalszy wzrost podatków?
- W mojej opinii nie ma dziś klimatu ani do podnoszenia, ani do obniżania obciążeń fiskalnych. Mam nadzieję, że w Polsce nie będzie entuzjastycznego wręcz zapału, jaki obserwujemy od Stanów Zjednoczonych po Wielką Brytanię i Francję, żeby podwyższać górną stawkę podatku dla najbogatszych. Ale nie ma też miejsca na propozycje podatków poniżej obecnej efektywnej stawki.

- Ale przed nami decyzje o gigantycznych inwestycjach np. w energetykę jądrową, co pochłonie dziesiątki miliardów złotych. Pan jest zdania, że mówienie o polskiej elektrowni atomowej jest w ogóle realne?
- Mój osobisty pogląd jest taki, że póki nie rozstrzygnie się sprawa gazu łupkowego, nie powinny zapadać decyzje dotyczące budowy energetyki atomowej w Polsce. Zwłaszcza że wiele wskazuje na to, iż komercyjne odpowiedzi dotyczące gazu łupkowego mogą paść w przyszłym roku, a więc naprawdę za niedługi czas. A to na pewno wpłynie bardzo znacząco na ogólny bilans energetyczny naszego kraju. Trzeba też pamiętać, że szacowane do niedawna na minimum 40 miliardów zł wydatki na energetykę jądrową poszły w górę, bo doszła do nich tzw. nakładka bezpieczeństwa, związana z wypadkiem w Fukushimie.

- Jeśli premier Tusk otrzyma od wyborców drugą kadencję rządów, sam zapowiada, że będzie to kadencja ostatnia, a więc nie patrząc kurczowo na słupki popularności, podejmie śmielsze niż dotąd reformy. Jakie będą te najważniejsze działania w gospodarce, które doradzi pan premierowi w razie pomyślnego wyniku wyborów?
- Najpierw poczekajmy na wynik, a potem - pozwoli pan - najpierw swoimi sugestiami podzielę się z premierem, a dopiero później z opinią publiczną.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska