Jan Miodek: - Moje ulubione śląskie słowo? Drzistnąć!

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
prof. Jan Miodek, wybitny językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego
prof. Jan Miodek, wybitny językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego fot. Mirosław Dragon
Z profesorem Janem Miodkiem, wybitnym językoznawcą, autorem „Ojczyzny polszczyzny”, rozmawia Mirosław Dragon.

O Śląsku

- Panie profesorze, pochodzi pan z Tarnowskich Gór, jest pan zatem rodowitym Ślązakiem. Dlaczego tego nie słychać?
- Jak to nie słychać?! Słychać, co potwierdzą moi najbliżsi współpracownicy. Może nie mówię już, jak jeszcze lat temu 30, „prziszedł", „przijechał". Ale pewna intonacja, modulacja głosu pozostała. Zwłaszcza w sytuacjach, kiedy chcę kogoś uciszyć, powiedzieć, że wszystko jest w porządku, to nadal mówię: „No wiysz, dobrze, już dobrze".
A że nie słychać tej śląskości tak wyraźnie? Nie jestem stuprocentowym Ślązakiem, moja matka nie była Ślązaczką, to po pierwsze. Mój dom rodzinny był nauczycielski, mówiło się tylko językiem literackim. Ale za to na co dzień do końca szkoły podstawowej mówiłem z kolegami poza lekcjami w 100 procentach tylko gwarą śląską!

- Zna ją pan nadal?
- Ojej, perfekt ją znom!

- A czym jest właściwie ten śląski, bo tyle jest o to sporów? Gwarą języka polskiego czy niemieckiego, a może odrębnym językiem, którym mówi śląska mniejszość niemiecka?
- To ostatnie to bzdura. Jest to jedna z najbardziej archaicznych gwar języka polskiego, koniec i kropka. Jest to tak bezdyskusyjne, że trzeba być niepoczytalnym, żeby tu jakieś inne prawdy głosić.
Każdy poczytalny Niemiec (mówię to żartobliwie!), a takich jest dzisiaj większość, doskonale wie, znając historię, że ten Śląsk raz był pod Polską, raz pod Czechami, raz był pod Habsburgami, potem był pod Prusakami.
Ale jeśli chodzi o mowę śląską, to jest bezdyskusyjnie polska!

- I ceni pan gwarę śląską?
- Oczywiście, ja każdą gwarę cenię. A gwarę śląską tym bardziej, że mi się kojarzy z pierwszymi latami życia. W dodatku cenię ją, jak gwarę podhalańską, za to, że jest taka archaiczna. „Grziby", „prziszedł" - przecież to jest staropolszczyzna w najczystszym wydaniu! „Zrzadło" jako lustro, „cedzidko" jako sitko - tylko przez „d", bo to od słowa „cedzić". Jeszcze np. „gon" jako polowanie, „zaś" w znaczeniu znowu. „Zaś do mnie przyszedł", czyli znów do mnie przyszedł.

- A jakie jest pana ulubione słowo śląskie?
- (śmiech) Ja bardzo lubię takie śląskie słowo „drzistnąć"! Kiedyś podniecaliśmy się z reżyserem Kazimierzem Kutzem tym słowem. Drzistnąć, czyli - chciałoby się po cichu powiedzieć: dupnąć!
Tylko niech pan tego nie pisze!
Jak coś tak padnie, jak ktoś się tak przewróci, to mówi się: „Ale drzistnął!" Nie wiem, skąd to słowo pochodzi, to takie słowo dźwiękonaśladowcze.

- A nie zastanawiał się pan nad stworzeniem „Słownika Ojczyzny Śląszczyzny"?
- Proszę pana, oczywiście, już wielu ludzi mi o tym mówiło. Ale nie muszę tego robić, bo taki słownik już wychodzi w Opolu pod redakcją profesora Wyderki „Słownik gwary śląskiej". W Katowicach wyszły też już takie podręczne słowniki, m.in. pod redakcją Heleny Synowiec. Tak że pewne rzeczy już za mnie zrobiono.

O błędach

- Czy pan nigdy nie popełnia błędów językowych?
- Ale kto to powiedział? Oczywiście, że popełniam, i to bardzo często! W mowie szybkiej muszą się zdarzyć niegramatyczności, nie ma na to rady! Na przykład wszyscy wiemy, że biernik po przeczeniu musi być zamieniony na dopełniacz, czyli np. czytam list, ale nie czytam listu; widzę kobietę, ale nie widzę kobiety. Z tym nie ma kłopotów większość Polaków, prawda? Ale szyk zdania możemy w języku polskim przecież zmieniać. I wtedy, mówiąc szybko, spontanicznie - i mnie się to zdarza - można powiedzieć: - Moją siostrę to ja już w życiu o nic nie poproszę! A powinno być: Mojej siostry... nie poproszę.
Nie mówiąc o tym, że czasem zdarzają mi się stylistyczne wpadki, np. zamiast podziękować serdecznie za włożone do koperty opłatki, podziękowałem za wsadzone do koperty opłatki, co było już nieładne stylistycznie. Ja również się mylę!

- Większość ludzi ma chyba tremę, rozmawiając z panem.
- Proszę pana, wszyscy to mają! Mnie to bardzo peszy. W pociągu wchodzę do przedziału i nagle wszyscy milkną. Po 10 minutach ktoś tam żartobliwie powie: „No, teraz pewno aż do Wrocławia, przez 5 godzin, nie będziemy rozmawiać, bo każdy się boi!" Notabene bardzo by mi to odpowiadało, bo ja bardzo lubię milczeć, nie lubię przegadania.

O wulgaryzmach

- Doktor Adam Wierciński z Opola wydał książkę „O nijaczeniu języka". Czy nasz język naprawdę nijaczeje?
- Z doktorem Wiercińskim pisuję listy. Bardzo go cenię, ale on na pewno należy do tych naukowców - a tacy są też bardzo potrzebni! - którzy widzą tę sprawę w takiej tonacji, powiedziałbym, rejtanowsko-kasandryczno-piotrowoskargowej.
Prywatnie mnie też czasem poniesie, np. kiedy przedwczoraj oglądam mecz ligi holenderskiej, a tam sprawozdawca nie powie mi ani razu, że coś jest niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, piękne, wspaniałe, ale przez 90 minut meczu operuje tylko jednym epitetem: „Niesamowite! niesamowite! niesamowite!", to mnie - mówiąc potocznie - szlag trafia!
Może dzisiaj ludzie częściej niż kiedyś ulegają modzie językowej, to jest prawda. Ale w samej swojej istocie polszczyzna nie jest dzisiaj niczym zagrożona, ani Unią Europejską, ani angielszczyzną. Jeśli prawdziwie nad czymś ubolewam, to nad schamieniem językowym. Nad tym, że przeciętny Polak to jest dzisiaj taki językowy ryl bez wyczucia. Wszędzie tylko te k...y! To już jest, można powiedzieć, beznadziejne.

- Jest taki epitet, który zrobił zawrotną karierę...
- Proszę pana, wiem: „zajebisty". Doczekałem się tego, że moi rodacy są na tyle bezczelni i tupeciarscy, że - po pierwsze - nie mają oczywiście zahamowań, żeby używać tego słowa w mediach, a po drugie - potrafią napisać w gazecie takiej czy innej: profesor Miodek powiedział w „Ojczyźnie polszczyźnie", że jest to słowo, które już zneutralniało stylistycznie i można iść z nim na salony. Wie pan, kiedy coś takiego przeczytam, to znów jestem bliski stanu apopleksji!

- A pan nigdy sobie nie zaklął?

- No, proszę pana! Nie jestem święty! Zdarzało mi się, zdarza i będzie zdarzać. Ale gdzie ja mógłbym publicznie? Proszę pana, ja jeszcze ani razu się nie „wkurzyłem", bo to „wkurzanie" przecież jest też tylko substytutem wkur...nia. Zawsze mówię, że prawdziwy dżentelmen w rozmowie z kobietą nigdy się nie będzie „wkurzał" czy „opierniczał".

- Tych dżentelmenów chyba coraz mniej?
- Tak, problemem jest brak wyczucia językowego. Nie tylko u dżentelmenów, ale i u dam. Słynna polska pisarka Seweryna Szmaglewska, która korespondowała ze mną do śmierci, ubolewała nad tym, że jej wnuczki przychodzą i mówią: „Babciu, muszę iść do kibelka!" Ale proszę pana, tak powiedziała jedna z jurorek tego telewizyjnego...jak to się nazywało... Idola:
„Wiesz, Basiu, ładnie śpiewasz, ja już cię podsłuchałam w kibelku przed programem".
No, proszę państwa...

O odmianie nazwisk

- Mówił pan o tym, czego w języku nadużywamy. Ale jest też coś, czego nie używamy, mam na myśli odmianę nazwisk.

- Proszę pana, w kościele to jest tragiczne! Msza święta za Jana Nowak, zamiast za Jana Nowaka; ślub biorą państwo Nowak, zamiast: państwo Nowakowie! W szkole też mamy często świadectwo dla Piotra Wieczorek, zamiast dla Piotra Wieczorka.

- Można coś na to poradzić?
- Można to poprawić, także w kościele. Świadczy o tym choćby gazeta „Hajduczanin", ukazująca się w Chorzowie Batorym. I tam para - on historyk, ona polonistka - wzięli się do odmiany nazwisk. W tym „Hajduczaninie" zamieszczane są intencje mszalne z wszystkich parafii chorzowskich. I żebym ich przychwycił chociaż na jednym błędzie w odmianie nazwisk, nie! Wszystko się tam cudownie odmienia. Tam jest msza nie tylko za Jana Nowaka, ale i za rodzinę Nowaków.

- Pana nazwisko chyba jednak wszyscy nauczyli się odmieniać?
- Ee, skąd! Dzwonią do mnie ludzie i pytają, czy dodzwonili się do państwa Miodek. Jest to po prostu straszne. Odpowiadam, że dodzwonili się, ale do państwa Miodków.

- A jeśli ktoś nie życzy sobie, żeby odmieniać jego nazwisko? Miałem taki kłopot z pewnym panem Huszną, który twardo obstawał przy tym, że jego nazwiska się nie odmienia.
- Trzeba było porozmawiać z panem Huszną i powiedzieć panu Husznie, że on jest właścicielem swojego nazwiska, tylko jeśli idzie o brzmienie mianownikowe. W pozostałych przypadkach jego nazwiskiem rządzi gramatyka, a nie on! Przypominam wszystkim - nazwiska się odmienia!

O futbolu

- Wspomniał pan o lidze holenderskiej. Pana hobby to...
- Piłka nożna, oczywiście! Ale tu możemy znowu na Śląsk zjechać. Po ostatniej kolejce polskiej I ligi znamienny był układ tabeli: na 3. miejscu od końca był Górnik Zabrze, na przedostatnim Odra Wodzisław, a na ostatnim miejscu GKS Katowice.
No, a już o moim ukochanym Ruchu Chorzów wolę nie mówić, w zeszłym roku grali baraże o utrzymanie się w II lidze.

- A jaki jest pana ulubiony piłkarz?
- Był, jest i zawsze będzie nim Gerard Cieślik i tutaj nikt mi go nie przebije! W związku z tym nie mogę powiedzieć, że mam dzisiaj ulubionego, bo jestem niezmienny w uczuciach.

- Rozumiem zatem, że ulubiona drużyna to nadal...
- Ruch Chorzów, tak jest! Choćby dziady do A-klasy spadli! (śmiech)

- Dziękuję za ten... właśnie, wywiad czy za rozmowę? Niektórzy twierdzą, że wywiad to robią służby specjalne, a dziennikarze przeprowadzają rozmowy.
- A dlaczego nie wywiad? Kiedyś wywiad robił też lekarz, robił wywiad nie z kimś - jak mówimy dzisiaj - ale u kogoś. Jeszcze jak w 1937 roku wychodził słownik Szobera, to było tam wskazanie: wywiad u kogoś. Dzisiaj oczywiście mamy wywiad z kimś. Pan przeprowadza wywiad ze mną. Gdybyśmy byli w starożytnym Rzymie, moglibyśmy jeszcze równie dobrze powiedzieć, że mamy teraz z sobą kolokwium, od łacińskiego colloquie - „wspólne rozmawianie". Ale słowo „kolokwium" oznacza dzisiaj raczej rozmowę na uczelni wyższej, a są również kolokwia pisane.
A jeśli chodzi o ten wywiad, to ślubowałem już, że nie udzielę żadnego wywiadu, bo dziennikarze wszystko sknocą, wszystko zepsują i przekręcą! Wyjątek zrobiłem tylko dla pana, mojego byłego studenta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska