Jan Miodek: - Trudno, bym został nie poruszony

Danuta Nowicka
- Jeśli chcesz trafić do odbiorcy, choć trochę musisz płonąć. Staszek Nicieja to wie - mówi prof. Jan Miodek.

- Tytuł nowej książki prof. Stanisława Niciei "Lwów. Ogród snu i pamięci" jest poetycki i eufemistyczny zarazem, ponieważ rzecz dotyczy cmentarza. Nie była to dla pana, panie profesorze, lektura traumatyczna?
- Nie. Powiedziałbym tak: widzę tam całego profesora Nicieję, niezwykle pracowitego, pedantycznego, skrupulatnego, operującego po mistrzowsku warsztatem naukowym historyka dokumentalistę, który jednocześnie ma niezwykłe wyczucie psychologii społecznej. Mieszkając, wychowując się na "ziemiach odzyskanych" - dedykacja zawiera formułę "rodzicom i najlepszym strzegomskim latom" - doskonale wyczuwa, że książka będzie się cieszyła większym wzięciem w Strzegomiu, Opolu, Świdnicy i we Wrocławiu niż w Łodzi. Doskonale wie, że ziemie, które przyłączono do Polski po roku 45 są zamieszkane w znacznym stopniu przez ludzi z Kresów. Przecież już pierwsze wydanie "Cmentarza Łyczakowskiego" cieszyło się ogromnym wzięciem; ja sam obdarowałem nim ciotkę ze Lwowa i wielu znajomych kresowców. Kolega Nicieja odsłania swój mistrzowski warsztat, a równocześnie ma przeogromne wyczucie uczuciowego zaangażowania kresowców.

- Wydaje się, że jakikolwiek temat lwowski, zaś Cmentarza Łyczakowskiego w szczególności, może już na wejściu liczyć na przychylną recenzję. Lwów, tak jak w wierszu Adama Zagajewskiego, urósł w naszej świadomości do rangi symbolu, rangi miasta-legendy.
- Oczywiście. Tomasz Różycki, urodzony w Opolu poeta, młodszy ode mnie o 20 lat, zwierza się: "A ja ciągle mitem Lwowa moich rodziców żyję. Opolaninem się jeszcze nie czuję". Proszę zauważyć, jaki to jest nieprawdopodobnie silny mit.

- Części Ślązaków, w tym, przypuszczam, i panu, obce są aż takie emocje...
- Profesor Nicieja jest kimś tak bardzo emocjonalnym, że nawet ludzie tacy jak ja, którzy w sobie ani kropli krwi kresowej nie mają, pod urokiem jego opowiadań o Kresach tej magii ulegają. To zaleta jego stylu bycia w każdej sytuacji życiowej.

- Wśród 4 tysięcy nazwisk przywołanych przez autora na łamach książki pojawiają się takie, które szczególnie pana poruszyły?
- Trudno, żebym jako Polak pozostał nie poruszony. Trzy tygodnie temu byłem na Rossie wileńskiej i co grób, to historia polskiej kultury. To samo jest na Łyczakowie, gdzie co drugie nazwisko, z Konopnicką na czele, robi wrażenie. Trudno, żebym pozostał przy grobie poetki obojętny, skoro kiedy ledwo stanąłem w pozycji pionowej, już mi rodzice czytali "O sierotce Marysi...".

- Językoznawcy narzucają się spostrzeżenia na temat języka?
- Chciałbym powiedzieć kresowianom, co im ojczyzna zawdzięcza. Dotyczy to choćby kwestii wszelkich form kryjących w sobie "h": proszę pani, poczucie morfonologiczne kresowiaka każe "Sapieha" wypowiedzieć z użyciem "h" dźwięcznego i w miejscowniku słusznie użyć formy "przyglądam się Sapieże" i "o Sapieże myślę", a także utworzyć przymiotnik "sapieżyński". Absolutna większość użytkowników języka, nie wymawiając tego "h" dźwięcznie, zupełnie tej formy nie wyczuwa. Mówi: "Deyna podawał piłkę Gadosze".

- A jeśli spytam o język samej książki?
- On jest tak samo uczuciowy, ekspresyjny, jak profesor Nicieja. Przecież ten temat, proszę mi darować słowo, można zarżnąć nudnym wywodem dokumentacyjnym, a "Lwów. Ogród snu i pamięci" się skrzy intelektualno-stylistycznym polotem. I historycy, i, proszę mi raz jeszcze darować, językoznawcy bywają śmiertelnie nudni. Jeśli chcesz trafić do odbiorcy, choć trochę musisz płonąć. Staszek Nicieja to wie jako mówca, i kiedy siada za biurkiem, by pisać książkę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska