Janusz A. Majcherek: Każdy ma swój własny raport

Archiwum
Filozof i socjolog kultury z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.
Filozof i socjolog kultury z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Archiwum
- Nie umiemy czytać raportów o Smoleńsku bez uprzedzeń - mówi Janusz A. Majcherek, filozof i socjolog kultury z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Kilkanaście miesięcy po katastrofie smoleńskiej trwa wyścig na podsumowujące ją raporty. Co na to społeczeństwo?
- Jestem przekonany - bo są tego wyraźne symptomy - że społeczeństwo polskie już sprawy smoleńskiej ma dosyć, uznało ją za zamkniętą i nie zamierza do niej powracać, także w kontekście kampanii wyborczej. Kolejne raporty stają się czymś w rodzaju musztardy po obiedzie. Samo słowo wyścig jest w tym kontekście niedobre. Zapominamy, że wyjaśnianie tego rodzaju wypadków i katastrof trwa zwykle znacznie dłużej. Przypomnę, że nie do końca została wyjaśniona katastrofa samolotu "Air France", w której zginęło ponad 250 osób, z 2009 roku.

- Kłopot w tym, że raport MAK zdejmował z Rosjan całą odpowiedzialność za tragedię, "biała księga" PiS niemal całą odpowiedzialność składa właśnie na nich, a oczekiwany raport Millera prawdopodobnie podzieli ją między Polaków i Rosjan. Każdy ma swoją prawdę o tych samych wydarzeniach?
- Tak było, jest i będzie. Przecież my się nadal kłócimy o przebieg, ocenę i znaczenie wydarzeń z odległej historii. Mamy problem z jakąś wspólną interpretacją unii lubelskiej, rozbiorów Polski czy zamachu majowego. Więc zgadzamy się wszyscy, że w Smoleńsku doszło do narodowej tragedii, ale jej polityczne interpretacje zawsze będą rozbieżne i wygląda na to, że zawsze już będą osią pewnych programów i podziałów politycznych.

- Z powodu tego upolitycznienia nikt nawet nie próbuje szukać choćby ziarna prawdy w dokumencie konkurencyjnej partii. Raczej odsyła się jej autorów do psychiatry.
- To jest argument niedobry, bo łatwy do nadużywania. Choć trzeba też pamiętać, iż do polityki psychopaci czasem trafiają. Wreszcie, w Polsce jest przyzwolenie na wyzywanie od idiotów i debili sąsiadów, innych użytkowników dróg itd. I ten obyczaj przenika do polityki. Niestety, okazuje się, że nie umiemy, a przynajmniej politycy nie umieją czytać takich raportów bez uprzedzeń. Możemy nad tym ubolewać, ale katastrofy nas nie jednoczą. Musimy się z tym pogodzić. Tak jak musimy się pogodzić z faktem, że tę katastrofę spowodowało wiele czynników, z których podstawowy był taki, że pilot usiłował wylądować w warunkach, które się do tego nie nadawały.

- Ale o to, czy na jego zachowanie wpłynęli bardziej kontrolerzy z wieży lotniska czy naciski ważnych pasażerów, będą się kłócić jeszcze nasze wnuki?
- Tak, będą się spierać. A ich argumenty pokażą, jak interpretują oni polską rzeczywistość społeczną, polityczną, funkcjonowanie państwa itd. I tak bardzo bym się tym nie gorszył. Dzieci i wnuki Amerykanów spierają się do dziś o zamach na prezydenta Kennedy'ego, a my sami o katastrofę gibraltarską.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska