Janusz Bułkowski: Trzeba pokazać charakter i odbudować pozycję klubu

fot. Sebastian Stemplewski
fot. Sebastian Stemplewski
Rozmowa z trenerem AZS-u PWSZ Nysa.

Tak było

Tak było

W 1981 ówczesna Stal Nysa awansowała do II ligi (dzisiejsza I liga), a pięć lat później cieszyła się z ekstraklasy. Nie na długo, bo od razu spadła. Powrót na stałe do grona najlepszych drużyn w kraju nastąpił w 1991 roku, a zespół występował na tym szczeblu nieprzerwanie przez 14 lat.
W pierwszym sezonie 1991/92 Stal z miejsca stała się rewelacją rozgrywek. W debiucie zespół wywalczył swój pierwszy medal mistrzostw Polski, stając na najniższym stopniu podium i ulegając jedynie AZS-om z Olsztyna i Częstochowy. W kolejnym sezonie Stal sięgnęła po 4. miejsce, a w następnym rozpoczęła się era trenera Andrzeja Kaczmarka. Pod jego wodzą Stal zdobyła dwa srebrne (1993/94 i 1994/95 za Yawalem Częstochowa) i jeden brązowy medal (1997/98 - wygrał Mostostal Azoty Kędzierzyn-Koźle), wywalczyła Puchar Polski (w 1996 roku w finałowym turnieju okazała się lepsza od Morza Szczecin, AZS-u Częstochowa i Płomienia Sosnowiec) i dwukrotnie wystartowała w europejskich rozgrywkach (1993/94 - puchar CEV oraz 1996/97 - Puchar Zdobywców Pucharów). Do historii nyskiej siatkówki na stałe weszli tacy zawodnicy jak Krzysztof Wójcik, Sławomir Gerymski, Janusz Bułkowski, Zbigniew Żukowski, Adam Kurek, Ireneusz Frankiewicz, Mariusz Boryczka. To tylko niektórzy spośród tych, którzy zbudowali potęgę Stali.
Od sezonu 1999/2000 Nysa zaczęła się jednak systematycznie staczać, a ostatnim sukcesem był awans do finału Pucharu Polski w 2004 roku.
W efekcie różnych kłopotów nasza drużyna spadła z ekstraklasy. Walczyła co prawda o powrót do niej, ale bezskutecznie i zaczęły się kolejne problemy: brak pieniędzy, ciągła niepewność o byt. W efekcie zespół w minioną sobotę spadł do II ligi. I podobnie jak w kilku ostatnich latach ciężko powiedzieć co będzie dalej.

Piętnaście lat temu zespół z Nysy sięgał po medale mistrzostw Polki, Puchar Polski i grał w europejskich pucharach. W sobotę przegrał drugi mecz z Gwardią Wrocław, którego stawką było utrzymanie się w I lidze. W nowym sezonie nysanom przyjdzie więc rywalizować w II lidze (de facto do III ligi).

- Co się zmieniło przez te piętnaście lat?
- Dla mnie spadek jest podwójnie bolesny, bo byłem uczestnikiem najpiękniejszych chwil nyskiej siatkówki, a teraz sprowadziłem ją w otchłań. Dlaczego karta się odwróciła? W sporcie decydują pieniądze, ich w Nysie nie ma i to najłatwiejsze wytłumaczenie. Poza tym nie ma już ludzi tak oddanych klubowi, jak w latach prosperity.

- W Nysie nigdy nie było bogato. Sukcesy zawdzięczała trenerowi Andrzejowi Kaczmarkowi, siatkarzom z charakterem, specyficznej hali i fantastycznym kibicom...
- I z tego niewiele już zostało. Zmieniają się ludzie, zawodnicy maja inne podejście, nasz "kocioł" stracił moc.

- Całe zło nie wydarzyło się w sobotę we Wrocławiu, na to złożyło się kilka ostatnich lat.
- Zgadzam się w stu procentach, gdyż przez wiele lat zwyczajnie się udawało. Rywalizację z Gwardią przegraliśmy tydzień temu w Nysie. Sytuacja znacznie się pogorszyła po spadku z ekstraklasy. Nie ma sponsora, zainteresowania władz miasta, które niby pomagają, ale raczej tak, aby uciszyć siatkarską społeczność. To był długi proces, którego nie udało się nikomu zatrzymać. Obecny spadek biorę na siebie i nie szukam winnych. Zdecydowałem się prowadzić ten zespół, zawiodłem i jestem ojcem porażki.

- A stać było tę ekipę na utrzymanie?
- Miałem takie nadzieje, ale to był zespół budowany na szybko, bez doświadczenia i zgrania. W pewnym momencie gra zaczęła się nawet układać, ale w finale zabrakło charakteru, determinacji i umiejętności. Nie mieliśmy w składzie wojownika i lidera, który poderwałby zespół w trudnych momentach.

- Nie boi się pan, że AZS podzieli los Morza Szczecin, Hutnika Kraków, czy Płomienia Sosnowiec, które zniknęły z siatkarskiej mapy Polski?
- To dla mnie niewyobrażalne i nigdy na to się nie zgodzę. Niestety, coraz częściej dochodzą mnie słuchy, że teraz to już klub upadnie, że zostanie rozwiązany. Życie toczy się jednak dalej i choć łatwo nie jest, siatkówka jest w sercach wielu nysan i nie można im jej odebrać.

- Jest jakiś ratunek?
- Nie liczę już, że znajdzie się sponsor, bo w Nysie pieniędzy nie było i pewnie nie będzie. Jednak potrzebne są rozmowy na najwyższym szczeblu: władz miasta, uczelni, przedsiębiorców i kibiców. Zdaję sobie sprawę, że będą bardzo trudne, ale nie możemy się teraz poddać. Nie ma co czekać, że jakoś się ułoży. Jak najszybciej chcę doprowadzić do spotkania, na którym zapadną wiążące decyzje. Trzeba pokazać sportowy charakter i mozolnie odbudować pozycję klubu. Bez niego kibicom nie pozostanie już nic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska