Jaromír Nohavica: - Stoimy w tej samej rzece

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Jaromír Nohavica
Jaromír Nohavica Krzysztof Strauchmann
Rozmowa z Jaromírem Nohavicą, czeskim bardem.

- Na liście przebojów radiowej "Trójki" pana piosenka "Minulost" przez 6 tygodni była na pierwszym miejscu, przed takimi tuzami popkultury jak Metallica czy Depeche Mode.
- Ludzie, to jest dla mnie wydarzenie stulecia! No, może nie stulecia, ale dziesięciolecia na pewno. Dla mnie, człowieka z Czech, to jest naprawdę duże wydarzenie. Niesamowite, bo przecież "Minulost" to nie jest przebojowa pieśń. To nie jest radiowy hit, ale folkowa ballada, więc tym większa jest to dla mnie niespodzianka.

- Jeden ze słuchaczy "Trójki" zadzwonił do radia i wyjaśnił ten fenomen: "Przecież Nohavica jest nasz, to jest polski bard".
- Coś w tym jest, bo od lat jeżdżę do Polski i czuję się tutaj niemal jak w domu. Oczywiście, jestem Czechem pełną gębą, ale Polskę także traktuję jako swój kraj. Polacy chyba to czują, stąd tak wspaniale odbierają moją muzykę.

- Mówi się, że Polacy lubią Czechów, ale bez wzajemności.
- Nie, nie! Problem leży być może w tym, że Czesi trochę mniej znają Polaków niż Polacy Czechów. Ja jestem takim ambasadorem czeskości w Polsce. Od 20 lat jeżdżę do Polski. A proszę mi powiedzieć, który polski artysta od dwudziestu lat jeździ do Czech?

- Jeździ reportażysta Mariusz Szczygieł, tyle że on raczej opowiada Polakom o Czechach, no i Czechom o nich samych, a nie promuje Polski nad Wełtawą.
- U nas jest trochę tak, że Czechy to Praga, a Praga leży za daleko od Polski. My, Ślązacy, Morawianie, już od dawna Polskę znamy i lubimy, ale reszta Czechów za mało zna swoich północnych sąsiadów. Muszę powiedzieć, że jedno wydarzanie bardzo mnie ucieszyło. Podczas Euro 2012 cała masa Czechów pojechała po raz pierwszy do Polski na mecze reprezentacji Czech. Rozmawiałem z mnóstwem ludzi i wszyscy byli po prostu zachwyceni Wrocławiem i Polską.

- Polacy lubią Czechów i lubią śmiać się z języka czeskiego. Ale Czechów język polski też śmieszy! Pamiętam, jak mój kolega Petr z Pragi kazał mi mówić po polsku "Szukam czegoś do picia" i pokładał się ze śmiechu, bo to po czesku bardzo wulgarne słowa.
- Wie pan, jesteśmy jak dwaj bracia, którzy mają wielkie nosy i naśmiewają się nawzajem z siebie. Nasze języki są bardzo podobne, we wczesnym średniowieczu to był przecież jeden język. Śmiejemy się nawzajem ze swojej mowy, bo mamy podobnie ogromne nochale!

- W utworze "Ja chcę poezji" śpiewa pan, że wszyscy chcą od pana kasę i autografy, a nikt nie chce porozmawiać o sonetach Karla Hynka Máchy, który był takim czeskim Mickiewiczem, czyli romantycznym wieszczem. Jest pan zmęczony popularnością: autografami, telefonami od dziennikarzy z Polski?
- Nie! W tej pieśni chodziło mi bardziej o to, że ludzie tak mało gadają o poważnych rzeczach. Wszyscy chcą tylko rozmawiać o szmalu i głupotach. Ja chcę poezji, czyli chcę wyższego poziomu. Każdy ma swoją poezję i powinien o niej rozmawiać.

- Śpiewa pan nie tylko swoje własne teksty, ale także utwory Okudżawy, Wysockiego, Cohena. A lubi pan polskich pieśniarzy?
- Dla mnie polska muzyka jest bardzo ważna, to temat na cały długi wywiad! Kocham wielu polskich pieśniarzy od Marka Grechuty, przez Jacka Kaczmarskiego, do Grzegorza Turnaua. Tych nazwisk jest jeszcze bardzo dużo. Dla mnie polska pieśń jest bliska, bo przecież kultura polska i czeska to ta sama rzeka, wypływa z tych samych źródeł.
Polska jest moją dużą inspiracją także dlatego, że wasz kraj jest mi bliski, ale jednocześnie jest też bardzo inny. Czerpię z Polski to, czego nie mam, a za to daję czeską ironię i humor. Powiem więcej, moja najnowsza płyta "Tak mě tu máš" to polsko-czeska płyta. Przecież gra na niej znakomity akordeonista Robert Kuśmierski, mój przyjaciel z Warszawy. Polaków jest cztery razy więcej niż Czechów. Razem jesteśmy potęgą!

- W Polsce wydano album "Świat według Nohavicy" z polskimi wersjami pana pieśni, które zaśpiewali m.in. Edyta Geppert, Andrzej Sikorowski i Artur Andrus. Wie pan, że poprzednim i zresztą dotąd jedynym czeskim piosenkarzem, który dorobił się u nas takiego albumu, był Karel Gott?
- To bardzo miłe, czuję się wynagrodzony, zwłaszcza że Karel Gott nie pisał sam swoich piosenek, a ja piszę. Przy okazji zdradzę czytelnikom "Nowej Trybuny Opolskiej" małą tajemnicę. Wkrótce ukaże się moja nowa płyta, którą nagram z Robertem Kuśmierskim specjalnie dla moch fanów z Polski. To będzie takie "The best of" z moich pieśni: będą tam "Darmodziej", "Sarajewo", "Minulost" i wiele innych.

- Niektóre swoje piosenki śpiewa pan także po polsku. Na przykład jedną z pana najbardziej znanych pieśni "Kiedy odwalę kitę". Opowiada ona o górniku, który cieszy się, że nie musi już iść do roboty, bo umarł. Zastanawia się tylko, co wziąć do nieba. Pan już wie, co zabierze ze sobą?
- Tak samo jak ten górnik, nadal nie wiem, czy zabiorę do nieba żywca czy red bulla, "żeby tam na górze nie wyjść na jakiegoś ciula" (śmiech).

- Czy to prawda, że zdobył pan tytuł mistrza Czech w scrabblach?
- Tak, uwielbiam scrabble! Próbowałem też grać w polskie scrabble, ale zdołałem zdobyć tylko 150-160 punktów.

- Podczas koncertów często tłumaczy pan swoją "Nohavicową teorię góry alkoholowej".
- Najlepsza wersja tej teorii jest w filmie "Rok diabła". Miałem swoją alkoholową górę, ten okres w moim życiu jest już na szczęście za mną. Otóż mam taką teorię, że jak ktoś pije, to wchodzi na górę. Jak idziesz do góry, to jest w porządku, możesz chlać jak wieprz i nic złego się nie dzieje. Najgorzej, jak przejdziesz szczyt, wtedy spadasz i nic nie pomoże: ani lekarze, ani odwyk, ani lekarstwa, nawet sam sobie już nie pomożesz. Najważniejsze jest, żeby nie przejść na drugą stronę tej góry.
Uwaga: teraz najważniejszy punkt "Nohavicowej teorii góry alkoholowej". Każdy ma własną górę, mają one różne wysokości. Niektórzy mają ją strasznie wysoką, mogą chlać całe życie i nie spadną na drugą stronę. Inni mają malutką górkę. Najgorsze i najstraszniejsze jest to, że nikt z nas nie wie, jak wysoki jest nasz szczyt i kiedy zaczniemy spadać. W tym roku mija 21 lat, odkąd nie piję, i to jest już fajnie. To jest moja prywatna aksamitna rewolucja.

- Przyjedzie pan do Opola na koncert?
- Do Opola przyjadę w czerwcu. Wystąpię u was 29 czerwca. Już teraz zapraszam na koncert wszystkich Opolan. Widzimy się 29 czerwca!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska