Jarosław Patałuch: - Czasami szybciej dogadam się z Portugalczykiem niż z Polakiem

Paweł Sładek
Paweł Sładek
Na zdjęciu: Jarosław Patałuch
Na zdjęciu: Jarosław Patałuch Oliwer Kubus
Dreman Opole Komprachcice jak żaden inny klub na Opolszczyźnie rotuje zawodnikami zza granicy. Występują tu gracze z Ukrainy lub Mołdawii, ale znacznie częściej w koszulce z charakterystycznym logiem tygrysa na ekstraklasowych parkietach spotkamy technicznie uzdolnionych futsalistów m.in. z Brazylii, Argentyny czy Portugalii. Dlaczego klub sprowadza tak wielu zawodników z zachodniej części Europy i zza oceanu? Jakie problemy stwarza duża różnorodność kulturowa w zespole? Która z południowoamerykańskich nacji jest godna naśladowania? Na te, a także wiele innych pytań odpowiedział Jarosław Patałuch, trener Dremanu.

Istnieje coś takiego jak kryterium polskości przy sprowadzaniu zawodników?
Chciałbym, żeby Polaków było w zespole jak najwięcej. Natomiast nie co się oszukiwać, futsal nie jest w Polsce na tyle rozwiniętą dyscypliną, żeby można było czerpać zawodników wyłącznie z naszego „podwórka”. Drugą przeszkodą jest to, że futsal nie jest na tyle opłacany, żeby zawodnikom opłacało się przenosić z jednego końca kraju na drugi. Dla mnie, trenera klubowego, liczy się poziom sportowy gracza, a nie jego narodowość. Chciałbym stawiać na młodych polskich zawodników, w naszym klubie taką „perełką” jest Damian Makowski. Ale ciężko wymagać, żeby tak niedoświadczony gracz z miejsca spełniał określone wymagania. Klub ma ambitne cele, dlatego jakość sprowadzonych futsalistów musi iść w parze z planami do zrealizowania. Trudno jest zbudować drużynę z samych Polaków prezentującą wystarczająco dużo jakości, żeby realnie móc włączyć się do walki o medale. Jest ich zbyt mało na odpowiednio wysokim poziomie, żeby obsadzić wszystkie kluby w Polsce. Poprzeczkę w naszej lidze podnoszą trzy czołowe, w pełni profesjonalne kluby [Rekord Bielsko-Biała, Constract Lubawa, Piast Gliwice – przyp. red.]. Chcąc z nimi rywalizować nie możemy oglądać się na narodowość. Musimy sprowadzać zawodników, którzy zapewnią nam możliwość rywalizacji o najwyższe cele. Nie ma co ukrywać, że w końcu chcielibyśmy zdobyć ten medal.

Ma to też pewnie związek ze specyfiką dyscypliny. Tylu obcokrajowców, a w szczególności „południowców” nie zaobserwujemy w siatkówce czy nawet piłce nożnej na trawie, biorąc pod uwagę opolskie warunki.
Problem jest związany ze szkoleniem. Zawodnicy, których ściągamy, a więc Portugalczycy, Brazylijczycy, Argentyńczycy, Hiszpanie, z futsalem spotykają się od najmłodszych lat. Do 12 roku życia jest to obowiązkowy element szkolenia. W tych krajach popularność halowej odmiany piłki nożnej nie odbiega od rywalizacji na trawie, przez co nie ma większego problemu, żeby znaleźć ponadprzeciętnych zawodników w tej dyscyplinie. U nas w dalszym ciągu - choć się to zmienia - wielu trenerów pracujących z młodzieżą boi się futsalu, nie chce z niego korzystać, myśli, że może być szkodliwy. Jestem orędownikiem tezy, za którą idzie wdrażanie piłki nożnej halowej. Wiele już się mówiło o zaletach takiego rozwiązania. Jest to poprawa m.in.: szybkości, decyzyjności, techniki oraz przygotowanie do gry na większym boisku. Jeżeli zwrócimy uwagę na grę na trawie największych zespołów na świecie, to dopatrzymy się tam futsalu, ale na większej powierzchni. Boisko można podzielić na 12 mniejszych sfer, w których rozgrywane są mecze. Taka jest prawda. Uważam, że futsal w szkoleniu młodzieży pomoże szybciej zrobić krok naprzód w piłce nożnej. Mam nadzieję, że większość trenerów wkrótce się o tym przekona. PZPN działa w tym kierunku, natomiast na chwilę obecną jest to trudne zadanie.

Wiadomo w takim razie, że z perspektywy sportowej nie ma przeciwwskazań, żeby sprowadzać zawodników zza granicy. A jak wygląda sytuacja z punktu widzenia komunikacji?
Zawsze podczas rozmowy z menedżerami, podczas których rozstrzyga się pozyskanie danego gracza, poruszana jest kwestia znajomości języka angielskiego, który dominuje w szatni. Mówi się, że język futsalu jest uniwersalny, ale to nie jest do końca prawda. Problemem nie jest dla mnie komunikacja, ale to, że nie wszyscy opanowali podstawy angielskiego w wystarczającym stopniu. Niemniej docieramy się, czasem porozumiewamy się łamaną angielszczyzną, ale na końcu się rozumiemy. Czasami pomoże tablica, analiza wideo, nie jest to większy problem.

Umiejętność posługiwania się językiem obcym może też w pewnym stopniu świadczyć o podejściu zawodnika do życia. Jest w stanie nauczyć się czegoś nowego, żeby móc rozwijać swoją karierę.

Młodzi czasem nie rozumieją, jak ważny jest to element życia. Teraz angielski to podstawa, a oprócz niego dobrze by było znać jeszcze jeden język. Zależy nam na tym, żeby zawodnicy rozwijali się nie tylko na boisku, poza nim również. Nie jesteśmy jeszcze w stanie pomóc im w każdym aspekcie życia, ale wskazujemy drogę, którą warto podążać.

Proste komunikaty wystarczą, żeby przekazać dokładnie to, co ma się na myśli?
Tak. To wynika z treningów. Pewne cechy, system gry są dopracowywane. Zawodnicy wiedzą o co chodzi. Trener podczas meczu to wartość dodana, natomiast piłkarze muszą poruszać się wcześniej zaplanowanym torem, podejmować decyzje, które wypracował na treningu. Moje podpowiedzi w trakcie meczu - umówmy się - nie zawsze mogą dotrzeć. Są to pojedyncze słowa. Jesteśmy jednak w sytuacji na tyle komfortowej, żeby ściągnąć jedną „czwórkę” i z nią porozmawiać, a drugą zaprosić na boisko. Podczas meczu przenikają się też języki. Kolebka futsalu ma miejsce w Hiszpanii, ja sam uczyłem się od hiszpańskiego trenera, dlatego trochę ten język znam. Komunikaty często są uniwersalne, choć osoba z zewnątrz najpewniej nie zrozumiałaby o co mi chodzi. Czasem szybciej dogadam się np. z Portugalczykiem niż z Polakiem. Bardzo duże znaczenie ma rozumienie gry, język jest elementem przekaźnikowym, ale najbardziej liczy się rozumienie przekazywanej treści.

A jak sytuacja wygląda w szatni, gdzie nie ma ustalonych schematów?
Różnice w podejściu do wielu kwestii widzieliśmy szczególnie w poprzednim sezonie, gdy szatnia podzieliła się na futsalistów z „południa” i z Polski. Ich mentalność jest zgoła odmienna. Teraz natomiast widać, że mimo różnic zawodnicy dotarli się. Trzeba jednocześnie zauważyć, że szatnia bardzo zmieniła się w tym sezonie. Prawie połowa składu jest nowa, ale najważniejsze, czyli zrozumienie, zostało. Co by jednak nie mówić, bardzo dużo zależy od charakteru. Trzeba do tej sprawy podejść jednostkowo.

Zastanawia mnie czy różnice przekładają się również na podejście do gry. Czy np. Brazylijczyk przyjeżdżający do Polski ma w sobie więcej zacięcia i chęci udowodnienia swojej jakości niż statystyczny Polak?
Należy to rozróżnić. Argentyńczycy są dla mnie osobami, które są przykładem dla innych. Zawsze walczą do ostatniej piłki. Brazylijczyków trzeba podzielić. Andre Luiz czy Felipe o MaGoo są tytanami pracy, mimo że mają bardzo dużą jakość, ale poznałem też takich, którzy na treningu nie istnieli. Kopali piłkę byle jak, nie przykładali się, a dopiero podczas meczu dawali z siebie 100 procent. Podobnie jest z Portugalczykami. Taka postawa doprowadzała do wymiany zdań między zawodnikami, bo jeden gra na meczu, a inny, który dawał z siebie wszystko na treningu, nie.

Ma pan bardzo trudne zadanie w takim momencie. Na koniec ta decyzja musi zostać usprawiedliwiona przed resztą grupy.
Usprawiedliwiam się wynikami. Ja nie jestem od tego, żeby się tłumaczyć, nie wychodzę z założenia, że powinienem wyjaśniać swoje decyzje przed swoimi zawodnikami. Co by jednak nie mówić, taka postawa nieraz rodziła małe zatargi, ale już się to zmieniło. Aktualnie nie mam co narzekać, wszyscy zasuwają równo na treningach.

Musi to być bardzo ciekawe doświadczenie z perspektywy stosunkowo młodego trenera. Każdy w grupie jest inny, a pan musi znaleźć sposób na podarowanie cukierka i jednoczesne zawieszenie go na wędce.
Słusznie pan zauważył, na tym polega praca szkoleniowca. W mojej pracy nie chodzi wyłącznie o przygotowanie planu, taktyki, a na zarządzaniu zasobami ludzkimi. To jest znacznie większa część pracy. Cały czas się rozwijam w tym aspekcie. Kto się nie doszkala, ten się cofa. To jest aspekt, którego nie widzą inni, ale praca mentalna, psychologiczna z zawodnikami jest znaczącą częścią mojej pracy. Trener musi jednak wyznaczyć pewne granice, których przekroczenie jest niedopuszczalne.

Czy jeden z popełnionych przez pana błędów mógłby ujrzeć światło dzienne?
Czasami trzeba być psychologiem i umieć się otworzyć, nie można być zamkniętym i nastawionym wyłącznie na swoją rację. Warto słuchać. Kiedyś byłem na to zamknięty, miało być tak, jak powiedziałem, bez dyskusji. To nie jest dobry sposób na pracę z ludźmi. Należy współpracować w obszarze wyznaczonych ram dopuszczalnego zachowania i wizji prowadzenia zespołu.

Ciekawe jest to, że futsal w Polsce raczkuje, a mimo to mamy w naszej lidze bardzo dużą grupę spoza naszego kraju.
Nie powiedziałbym, że raczkuje. Dyscyplina bardzo się rozwinęła w ostatnim czasie. Poziom ligi idzie w górę, co widać szczególnie na przestrzeni ostatnich dwóch, trzech lat. Są trzy ośrodki w pełni profesjonalne i podejrzewam, że z biegiem czasu będzie ich coraz więcej. Chodzi o to, żeby dyscyplina stawała się coraz bardziej popularna, dotarła do większej publiczności. Mogę zagwarantować, że fan piłki nożnej, który przyjdzie na nasz mecz, doświadczy tak wielu zwrotów akcji i dynamiki, że z pewnością upodoba sobie również futsal. Na żywo doznania są całkiem inne niż w telewizji.

Potrzebna jest popularyzacja dyscypliny, jaką miały siatkówka i piłka ręczna. Cieszę się, że telewizja publiczna będzie transmitować mecze FOGO Futsal Ekstraklasy, bo być może ten ruch przyciągnie większą publiczność, a z czasem przełoży się to również na zawodników. Będziemy mieli w przyszłości łatwiej. Ja naprawdę z miłą chęcią wezmę 20 zawodników z Opola i będę z nimi walczyć o medale.

Zwróćmy też uwagę na to, że trener reprezentacji Błażej Korczyński inaczej patrzy na tę sprawę niż ja. Obcokrajowcy są na wysokim poziomie, podnoszą go, ale w lidze musi być też miejsce na sportowców stąd. Oni też muszą się rozwijać i z czasem wziąć na barki ciężar prowadzenia reprezentacji.

A z czego wynika to, że nie trenujecie tak często jak drużyny z czołówki ligi?
Nie jesteśmy profesjonalnym klubem. Za pieniądze, które otrzymują moi podopieczni, nie mogę oczekiwać ich dyspozycji każdego dnia. Kilku z nich dojeżdża, podobnie zresztą jak ja. Niemniej uważam, że można wymagać, jeśli daje się wystarczająco dużo w zamian. Nie jesteśmy w stanie utrzymać kadry składającej się z samych profesjonalnych zawodników, nie stać nas na to. Tu chodzi wyłącznie o pieniądze. Jeśli klub miałby wystarczająco dużo środków, żeby płacić zawodnikom kwoty pozwalające im skupić się wyłącznie na futsalu, wówczas by to zrobił. Niestety na chwilę obecną nas na to nie stać.

Jak wielu futsalistów musi dorabiać do pensji z klubu?
Profesjonalne kontrakty otrzymują od nas wyłącznie przyjezdni zza granicy. Pozostali są zmuszeni łączyć grę z pracą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska