Jasienicę najechała banda złodziejaszków. Cała wieś z nimi walczyła

Krzysztof Strauchmann
Mieszkańcy wsi nie chcą pokazywać twarzy, trochę boją się zemsty młodocianej bandyterki.
Mieszkańcy wsi nie chcą pokazywać twarzy, trochę boją się zemsty młodocianej bandyterki. Krzysztof Strauchmann
Policja przyjechała po godzinie i tylko zabrała do radiowozów tych, których złapaliśmy - opowiadają mieszkańcy Jasienicy. - Podziękowali nam, gdy powiedzieliśmy, że idziemy łapać resztę...

W sumie to żadni tam wielcy przestępcy. Pięciu łobuzów w wieku 17 - 18 lat, którzy we wrześniu trafili do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Nysie.

- Nie jesteśmy placówką zamkniętą - mówi dyrektor nyskiego MOW Jacek Tyczka, zastrzegając, że to pierwsza tak duża ucieczka w jego historii. - Trudno mi teraz powiedzieć, za jakie przewinienia do nas trafili. Uciekli z warsztatów w szkole zawodowej, gdzie chodzą pod opieką naszego wychowawcy na praktyczną naukę zawodu.

 

- To było już po zajęciach - opowiada Henryk Mamala, dyrektor szkoły zawodowej. - Grupę 10 uczniów zawodu miał odebrać samochód z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego, ale zadzwonili stamtąd, że samochód jest w trasie. Poprosili, żeby ktoś z naszego personelu odprowadził wychowanków do ośrodka. Poszło z nimi dwóch naszych instruktorów. Kiedy przechodzili przez kładkę na rzece, pięciu chłopców się samowolnie oddaliło. Czekali na nich 15 minut, bo myśleli, że zaraz wrócą. Nie wrócili. Zaraz zawiadomiono policję i MOW.
 

Jak mówi dyr. Mamala, ta młodzież to nie anioły.

Ich zajęcia odbywają się w zamkniętych salach.

W czasie pracy czasami potrafią z nerwów rzucić młotkiem czy wyskoczyć przez okno.

Wtedy zaraz powiadamia się o tym Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy.

 

- Instruktor natychmiast zawiadomili policję o ucieczce - zapewnia dalej dyrektor ośrodka Jacek Tyczka.

- Nie mieliśmy informacji o ucieczce podopiecznych Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego - mówi jednak asp. Rafał Wandzel, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Nysie.

Niejasności w tej sprawie jest zresztą więcej.

Część powtarzanych przez rozemocjonowanych ludzi opowieści może być przesadzona.

 

Według rzecznika policji 7 czerwca, a więc w dniu ucieczki pięciu podopiecznych MOW, dopiero o 18.30 do dyżurnego w komendzie trafiła pierwsza informacja tej sprawie

 

- Dyżurny policji dostał informację od Straży Ochrony Kolei, że po torowisku w rejonie wsi Mańkowice chodzi grupa osób - informuje asp. Rafał Wandzel. - Na miejsce pojechał patrol, ale przed przyjazdem policji te osoby wsiadły do szynobusa i odjechały.

Pięciu uciekinierów spokojnie spędziło więc w Nysie ponad 3 godziny.

Potem poszli na dworzec PKP i osobowym o 18.30 pojechali w kierunku Opola.

Co się działo w szynobusie, tego nie wiemy.

Rzecznik SOK Adam Radek informuje, że w służbowej dokumentacji SOK i PLK nie ma żadnych zapisów, dotyczących np. naruszenia porządku w czasie jazdy pociągu, czy zatrzymania pojazdu między stacjami.

 

Ludzie z Jasienicy opowiadają natomiast, że kierownik pociągu wyprosił agresywną grupę z szynobusa.

Około 19 młodzi wysiedli na stacji w Jasienicy i ruszyli przez wieś do centrum miejscowości, w poszukiwaniu sklepu.

Dwóch z gorąca zdjęło koszulki.

Ludzie mówią, że jeden zachowywał się agresywnie. tacy cwani w grupie byli

 

- Zaczepili mojego szwagra, kiedy z żoną i dziećmi wracał do domu - opowiada Adam, mieszkaniec Jasienicy. - Jeden spokojnie zapytał jak dojść do sklepu, ale trzech zaczęło szukać zaczepki. Szwagier przyjechał po mnie do domu. Opowiedział o agresywnej grupce. Dosłownie wyciągnął mnie spod prysznica i razem pojechaliśmy ich szukać.

W tym czasie ekipa uciekinierów dotarła do centrum Jasienicy.

Czterech młodych ludzi weszło do sklepu samoobsługowego.

Zapakowali do koszy piwo, czipsy, słodycze, a kiedy podeszła do nich kasjerka, wybiegli ze sklepu bez płacenia.

 

Kobieta wyskoczyła za nimi krzycząc: Złodzieje!

- Akurat szedłem obok i widziałem, jak uciekali ze sklepu - opowiada Marek, mieszkaniec Jasienicy. - Kazałem ekspedientce dzwonić po policję, a sam ruszyłem za nimi. Krzyczałem: „Łapcie złodziei!” i kolejni sąsiedzi się przyłączali do pościgu.

W pościg ruszył starszy mężczyzna na rowerze, który z bezpiecznej odległości nie spuszczał uciekinierów z oczu.

Kolejnemu mężczyźnie udało się złapać ostatniego wyrostka i przewrócić go na ziemię.

- Rzucał się po tej ziemi jakby był poparzony albo naćpany - opowiada Marek. - Usiadłem na nim, a on leżał z rękami z tyłu. W pewnej chwili powiedział jednak, że się dusi, to pozwoliłem mu się przewrócić na brzuch. I wtedy się wyrwał.

Pierwszemu złapanemu przyszedł z pomocą jeden z kompanów, najbardziej agresywny.

Wyszarpnął się interweniującym i zaatakował.

Musiał ćwiczyć jakieś sztuki walki, bo kopnął jednego z mieszkańców w głowę, łamiąc mu nos.

A potem skopał jeszcze Marka, gdy ten przytrzymywał jego kompana.

Mężczyzna do teraz ma podbite oczy. Napastnik uciekając wbiegł na podwórko jednego z domów.

 

- Wpadł na ganek i kopnął mnie w klatkę piersiową - opowiada Franek, który wcześniej był w domu i nie zauważył bijatyki. - Kolega zaczął mnie bronić, więc ten wypadł na ulicę, przeskoczył przez strumień i wpadł do kolejnego ogrodu. Tam go dopadli nasi. We czterech dali mu radę

 

Młodego karatekę zaprowadzono pod drugi sklep we wsi, związano za pomocą plastykowej taśmy

 

- Przez godzinę czekaliśmy tam na przyjazd radiowozu - opowiada Marek. - A on cały czas się szarpał. Krzyczał, że nas pozabija, że spali sklep, całą wioskę spali. Że jeśli kiedyś trafimy do jakiegoś więzienia, to nas dopadną jego znajomi.

Pozostała czwórka pobiegła drogą w stronę Bielic. Za domami wpadli w pola rzepaku i pszenicy. Pogoń była tuż, tuż.

- Zajechałem jednemu drogę autem, ale mi uciekł w wysoki rzepak. Wolałem tam nie wchodzić, bo nie wiedziałem czy nie ma jakiegoś noża czy pałki - opowiada Adam. - W tym czasie mój szwagier strzelił do innego z pistoletu gazowego i tak go złapaliśmy. Wyprowadziliśmy go na drogę gdy akurat nadjechała policja.

 

W pierwszym patrolu z Korfantowa przyjechał jeden policjant i dwie policjantki.

Widząc co się dzieje wezwali posiłki, w tym duży radiowóz do przewożenia zatrzymanych.

W tym czasie ludzie przyprowadzali im z pola kolejnych uciekinierów.

 

- Jeden dostał gazem jak tylko się wychylił - opowiada Adam. - Jeszcze następnego pojechaliśmy szukać w okolice sąsiedniej wioski. Jak policjantom powiedzieliśmy, że idziemy łapać kolejnych, to nam tylko podziękowali. Zabrali pierwszych czterech i powiedzieli, żeby do nich zadzwonić, gdy już złapiemy ostatniego.

 

Ostatni uciekinier wpadł w rzepaku już grubo po godzinie 21

 

Zapadał zmrok. Miejscowi szukali go z samochodu terenowego, jeżdżącego po polnych drogach. Ten już nie stawiał oporu.

Policja dowiozła wszystkich uciekinierów na komendę, a po 23 przywiozła do ośrodka wychowawczego w Nysie.

Jak mówi dyrektor MOW, nie prosili o wizyty lekarskie.

 

- Dostaną kary dyscyplinarne: Cofnięcie przepustek, urlopów. Dodatkową pracą nie mogę ich ukarać, przepisy zabraniają - mówi dyrektor MOW Jacek Tyczka. - To są łobuzy, takie kary dyscyplinarne po nich spływają. Ale zawiadomimy o wszystkim sądy rodzinne w ich miejscowościach. Sprawę prowadzi policja, poniosą odpowiedzialność karną.

Rzecznik policji o całej akcji mówi zdawkowo.

Obywatelskie ujęcie. Po przybyciu radiowozu policjanci zastali na miejscu pięciu uciekinierów, zatrzymanych przez mieszkańców.

Wszyscy młodzi byli pod wpływem alkoholu. Sprawa jest w toku.

Świadkowie i uczestnicy wydarzeń nie chcą się przedstawiać. Boją się zemsty.

- Po co mam się oglądać za siebie wieczorami - mówi jeden z nich. - Ale daliśmy im radę!

 

Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze

W Polsce jest 45 takich placówek dla chłopców. Trafia do nich młodzież kierowana przez sądy rodzinne, która nie popełniła poważnych przestępstw, ale sprawia poważne problemy wychowawcze. Rodzice nie radzą sobie z ich wychowaniem, czy też oni sami uporczywie unikają realizowania obowiązku szkolnego. Rygory w MOW są mniejsze niż w zakładach poprawczych. Ośrodek posiada internat i szkołę, w której podopieczni kontynuują naukę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska