Jeden dyżurny pediatra w WCM to igranie z ludzkim życiem

Magdalena Żołądź
Magdalena Żołądź
Magdalena Żołądź
Magdalena Żołądź archiwum
Małego Szymonka nie ma. Czy żyłby, gdyby w porę nadeszła pomoc? Nie nam oceniać. Musimy zaczekać na ustalenia prokuratury. Ale wolno nam oceniać system pracy Wojewódzkiego Centrum Medycznego, bo niejeden z nas poznał go na własnej skórze. O ile w ogóle można to nazwać systemem.

Nagłośniona przez opolskie media sprawa dwuletniego chłopczyka, który nie doczekał pomocy i zmarł na rękach rodziców pod gabinetem pediatrycznym w WCM-ie, odbiła się szerokim echem w Polsce. W poniedziałek wielu z nas oglądało relację TVN „Uwaga” na żywo spod opolskiego szpitala. Wieczór spędzałam w pracy, ale także oglądałam, połykając łzy nad klawiaturą komputera. Nie ma możliwości, gdy jest się rodzicem, nie myśleć o tym, że to ja tam mogłam stać i rozpaczać, że mojego dziecka nie ma. To uczucie towarzyszy mi cały czas. I podczas oglądania programu, i później, po powrocie z pracy do domu, gdy patrzyłam na moje zdrowe, śpiące spokojnie dzieci. I teraz, gdy piszę ten tekst. Podobnie jak nieprawdopodobna złość na to, co się nam i naszym dzieciom w Wojewódzkim Centrum Medycznym funduje. Ja to wiem, bo przekonałam się na własnej skórze, i wielu opolskich rodziców to wie.

Na dyżurze pediatrycznym w największym opolskim centrum medycznym zostaje jeden lekarz. Choćby nie wiem jak wybitny (choć bywa, że czasem to rezydent, który sam dopiero się uczy specjalizacji), nie ma możliwości, by był w stanie ogarnąć kilkudziesięciołóżkowy oddział chorych dzieci i wszystkie przypadki - mniej lub bardziej poważne - na szpitalnym oddziale ratunkowym. Pół biedy, gdy trafiają się „zwykłe” jelitówki i zapalenia płuc, choć i tak serce się kraje, gdy wycieńczone dziecko musi czekać długo, zbyt długo na lekarza. Ale wystarczą dwa poważniejsze przypadki w tym samym momencie, by system opieki pediatrycznej w WCM się posypał. Żaden triage, metoda segregowania pacjentów ze względu na stopień zagrożenia ich zdrowia i życia, nie pomoże, dopóki na oddziale ratunkowym nie będzie na stałe pediatry, który jest w stanie monitorować, czy stan pacjenta się nie pogarsza. I właśnie na to, w programie „Uwaga”, zwraca uwagę prof. Jakubaszko, autor polskiej edycji tego systemu. „Na SOR-ach trudno mówić o błędach. Może dojść najwyżej do niezauważenia zmieniającego się stanu pacjenta z powodu przeciążenia personelu”.

Dlaczego w programie dr Marek Dryja nie wyprowadził z błędu dziennikarki TVN, gdy mówiła, że to niemożliwe, by na dyżurze zostawał tylko jeden pediatra? Dlaczego przed całą Polską tłumaczył się za szpital dr Wojciech Walas, który reanimował Szymonka, jedyny lekarz, do działań którego nie miał zastrzeżeń zrozpaczony ojciec? Gdzie pan był, panie dyrektorze WCM Marku Piskozub? To pan zarządza tym systemem. A pan, panie wicemarszałku Romanie Kolek, nadzoruje służbę zdrowia z ramienia władzy. I to właśnie panowie powinni podjąć jak najszybsze decyzje, by taka sytuacja się więcej nie powtórzyła. Jestem tylko matką. A może aż. Dlatego ze swojej perspektywy wiem, że w sławnym już na całą Polskę pokoju nr 15, do którego nie zdążył wejść Szymonek, na stałe musi dyżurować pediatra. Jeśli go tam nie ma, igracie z ludzkim życiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska