- To wtedy kra w końcu ruszyła - cieszy się Zbigniew Koziarz, inspektor ds. wojskowych i obrony cywilnej w urzędzie miasta i gminy w Ozimku, który od niedzieli nadzorował akcję udrażniania Małej Panwi w Jedlicach.
W akcji użyto ponad 20 kg trotylu.
Przypomnijmy.
W niedzielę przed południem poziom wody w okolicach huty Jedlice tak wysoki, że zagrożony był most. To wtedy strażacy koparką wybili pierwsze dziury w lodzie.
Choć w poniedziałek poziom wody się obniżył, a niebezpieczeństwo zalania podwala zniknęło, na miejscu z środkami wybuchowymi pojawili się saperzy.
- Gdyby nie sąsiadujące z rzeką zabudowania moglibyśmy zastosować silny ładunek zrzucony z góry, w tych zakładamy ładunki pod lodem - tłumaczył płk. Jan Pajestka, dowódca saperów.
Żołnierzom na wypadek niebezpieczeństwa towarzyszyli nurkowie. Od rana na miejscu pracowało w sumie 60 żołnierzy, strażaków zawodowych i ochotników.
Do godziny 16.00 zdetonowano w sumie kilkanaście porcji trotylu. Pierwsza ważyła 400 gramów, każda kolejna była silniejsza.
- Będziemy wysadzać lód tak długo, aż odblokujemy rzekę - zapowiadał rano płk. Pajestka.
Po godz. 16.00 żołnierze myśleli już o przerwaniu akcji. Lód poza małymi skrawkami nie miał zamiaru drgnąć.
- Tafle lodu leżą na dnie rzeki, spiętrzają się i blokują przepływ wody - tłumaczył Zbigniew Koziarz.
Przełom nastąpił krótko potem. Po szóstym wybuchu kra w końcu ruszyła, a rzeka razem z mostem została udrożniona.
- Po dwóch kolejnych wybuchach na powierzchni zostało tylko 50 metrów lodu, ale nie blokuje on swobodnego przepływu wody - zapewnia Koziarz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?