Jedna doba na Campus Misericordiae, czyli cały świat i papież w Krakowie

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Fot. Krzysztof Ogiolda
Za duchowy sukces ŚDM można z pewnością uznać długie kolejki młodych ludzi do spowiedzi. Jednym z dowodów na sukces organizacyjny były krótkie kolejki do toalet.

Na spotkanie z papieżem Franciszkiem wyruszam w sobotę przedpołudniowym pociągiem z Opola do Krakowa. Część pasażerów ma na sobie koszulki z symbolami Światowych Dni Młodzieży, ale i bez tego widać, że 95 procent pasażerów jedzie „na Franciszka”. Z naszego wagonu w Częstochowie wysiada dokładnie dwóch mężczyzn. Jeden z wędkami, więc pewnie na ryby, drugi z neseserem. On właśnie zwalnia miejsce w przedziale, przy którym stoimy w trójkę na korytarzu. Kolej najwyraźniej rzuciła wszystkie ręce na pokład, bo sześcioosobowy wagon pierwszej klasy robi za klasę drugą. Młodzi pątnicy siadają ciaśniej i z jednego wolnego miejsca robią się trzy. W sam raz dla nas.

Miejsce wypada mi obok dwóch sióstr z Koszalina. Ania i Ela zdecydowały się na wyjazd w ostatniej chwili. W czasie Dni w Diecezjach w ich domu zamieszkali pielgrzymi z Nikaragui. Zaopatrzyli się w polskie karty do telefonów i już z Krakowa zadzwonili do nowo poznanych polskich przyjaciół. Umówili się na spotkanie na Campus Misericordiae. Więc dziewczyny jadą do nich przez całą Polskę.

Rozstajemy się z nimi na krakowskim dworcu głównym. Wychodzimy na miasto przez hol dworca i galerię handlową. Co raz mijamy 4-5-osobowe „posterunki” wolontariuszy. W charakterystycznych niebieskich koszulkach nie dają się przeoczyć. Z uśmiechem udzielają informacji po angielsku, francusku, hiszpańsku, włosku, niemiecku i oczywiście po polsku. Pierwszy organizacyjny sukces.

Szybki obiad jemy w popularnym fast foodzie. Pątnicy, którzy wykupili pakiety, zamieniają tu talony na hamburgery czy frytki. Obok siada troje Nigeryjczyków, co łatwo poznać po zielono-biało-zielonej fladze. Żarówiaste żółte koszulki kontrastują ostro z ich grafitowoczarnymi twarzami. Na plecach koszulek obok „Cracovia 2016” angielski cytat z Ewangelii Mateusza „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Te słowa czytane, mówione i śpiewane w różnych językach będą do nas wracać w ciągu tej doby dziesiątki razy. Bokiem przechodzą dwaj Azjaci. Na twarzach i w ruchach mają wypisane, że są księżmi. Kiedy siadają nad swoimi tackami z kurczakiem podejrzenie się potwierdza. Jeden z nich ma koloratkę. Dziewczyna wydająca nam jedzenie nie ma pewności, czy już wzięła od nas pieniądze czy nie. Po chwili się reflektuje: Przepraszam, mamy ostatnio dużo pracy - mówi z bladym uśmiechem, który znaczy: Byle dotrwać do poniedziałku.

Wracamy na dworzec. Na peronie, z którego odjeżdżają pociągi do Bieżanowa (stamtąd do Campus Misericordiae na Brzegach jest jakieś 5 kilometrów) stoi cały świat. Lewe ucho łowi swojski język czeski, nieco bardziej w lewo słychać chorwacki. Z prawej króluje angielski, bo tu stanęli pielgrzymi z Afryki. Na plecach obok cytowanego już fragmentu Ewangelii mają słowa „Team Botswana”. Dziewczyny z głowami w drobnych warkoczykach wyglądają tak ładnie, że ktoś prosi je o zapozowanie do wspólnego zdjęcia. Godzą się z pogodną rezygnacją.

Podjeżdża pociąg. Między nim a tłumem co parę kroków stoi sokista. Żeby nikt nie wpadł pod wagon. Pątnicy nawet specjalnie się nie tłoczą, ale wagony wypełniają się ciasno jak beczki śledzi. Pociąg odjeżdża. Dopiero po dłuższej chwili pojawia się następny. A tłum znów gęstnieje.

Z megafonów słychać w kilku językach komunikat. Pielgrzymi z kartami do sektorów G, J, i H proszeni o przejście na tor dziewiąty - to po drugiej stronie tego samego peronu. Przechodzimy. Wagon, najpierw pustawy, stopniowo coraz bardziej przypomina puszkę sardynek. Obok nas młodzież z Lublina z młodym księdzem w krótkich spodenkach i z czerwonym buffem owiniętym wokół nadgarstka. Długo czekamy, aż pociąg ruszy w stronę Wieliczki. Nie bezczynnie, bo wagon śpiewa. Najpierw hymn ŚDM, potem jeszcze kilka pobożnych oazowych piosenek. Wreszcie przychodzi kolej na „Sokoły”. Kiedy młodzi lublinianie intonują „Szła dzieweczka do laseczka”, wjeżdżamy do Krakowa-Płaszowa. I tu niespodzianka. Konduktorka informuje, że z powodu przeciążenia linii podróż się kończy. Ktoś usłużnie tłumaczy tę wieść na angielski Chorwatom. Wraz z informacją dodatkową: do sektorów trzeba będzie przejść nie pięć, ale prawie dziesięć kilometrów. Organizacyjna wpadka (jedyna, jakiej doświadczyłem na ŚDM) zostaje przyjęta bez większych emocji. Nie słychać pretensji. Młodzi ustawiają się grupami i ruszają w drogę.

W Płaszowie krzyżują się szlaki grup idących do różnych sektorów. Naprzeciw nas idą młodzi Singapurczycy. Podnoszą ręce, by przybić piątki z mijającymi ich uczniami polskiej szkoły św. Jana Bosco. Na widok Hiszpanów któryś z Polaków krzyknął: „Viva Espania”. „Viva, viva, viva!” - odkrzykują południowcy równo i głośno jak na musztrze.

Wędrujemy w stronę naszych sektorów (oznaczonych literą J). W gęstym tłumie, po obu stronach szerokiej ulicy. Obok festiwal flag i języków. Barwy Iraku, Angoli, Nigerii, Tanzanii i dziesiątki innych. Najwięcej oczywiście polskich. Języki? Wielu nie rozpoznaję, ale obok klasyki - francuskiego, hiszpańskiego, włoskiego da się usłyszeć flamandzki, niderlandzki, chorwacki. Gdzieś między Angolą a młodymi Katalończykami biało-czerwony transparent z napisem „Ozimek”. Suahili pasuje jak ulał do pielgrzymów z Afryki. Niektórzy z nich niosą na głowach spore pakunki, które trzymają się - nieumocowane - nie bardzo wiadomo jak.

Wędrujemy chodnikami. Od jezdni oddziela nas dość gęsty kordon policjantów i wojskowych, głównie żandarmów, pod bronią. Trochę w tym demonstracji siły. Ale i wyraźny sygnał: Jeśli między pątników zakradłby się terrorysta i chciał dokonać jakiegoś zamachu, musiałby się liczyć z szybką śmiercią. Na szczęście nikt nie ma takich zamiarów. Wielu młodych pielgrzymów dziękuje policjantom. Zagaduje, skąd przyjechali do Krakowa. Dolny Śląsk - słyszymy najczęściej.

Funkcjonariusze nie chcą być dłużni. - Ghana, Angola, dzień dobry? - zagaduje jeden z nich do grupki czarnoskórych młodych mężczyzn. - Dzień dobry, Ghana - odpowiadają, najwyraźniej zadowoleni, że ktoś ich rozpoznał. Chyba po koszulkach, bo flagi nie mają.

Mijamy kolejną grupę. Słychać słowa koronki do Miłosierdzia Bożego - po niemiecku. A po chwili ta sama grupka młodych śpiewa po polsku „Jezu ufam Tobie”. Pewnie nauczyli się tych słów podczas pobytu w jakiejś polskiej parafii na Dniach w Diecezjach. Portugalczycy nawołują swoich rodaków po drugiej stronie ulicy i śpiewają pieśń o Madonnie z Fatimy. Łotewscy żołnierze (mniej więcej pluton) idą na kampus, odmawiając różaniec. Przechodzimy pod wiaduktem drogowym. Widać sektory już blisko, bo tłum ludzi i flag jeszcze gęstnieje. Nie brakuje chyba barw żadnego kraju. Nawet czerwonej flagi Chin.

Przy wejściu do sektorów J - jak przy wszystkich - samochód z napisem Checkpoint. Punkt kontrolny. Ale na tym analogie np. z pograniczem izraelsko-palestyńskim się kończą. Kontrola jest mniej niż pobieżna. Kiedy wchodzimy do sektora, już rozumiemy dlaczego. Papieski ołtarz majaczy gdzieś daleko. - To jakieś dwa przystanki tramwajem - żartuje ktoś obok. I ma rację. O zobaczeniu stąd papieża nie ma mowy. Na szczęście ledwo 30-40 metrów dzieli nas od ogromnego telebimu ustawionego na tirze - kontenerze. Zobaczymy i usłyszymy wszystko.

Po raz kolejny widać świetną organizację. We wszystkich sektorach pod banerami z kroplą stoją namioty z wodą w półlitrowych butelkach. Każdy może wziąć ile chce. Niedaleko rozkładają punkt medyczny harcerze z ZHR. Widać ich z daleka, bo mają proporczyk z czerwonym krzyżem. Będą pełnić służbę do piątej rano. Wtedy zmieni ich inna drużyna. W punktach informacyjnych można kupić plecak ŚDM wraz z peleryną, buffem, ręcznikiem i gumową opaską, którą można nosić na przegubie ręki i odmawiać z jej pomocą koronkę do Miłosierdzia Bożego albo różaniec (ma 10 wypukłych punktów, które dadzą się wyczuć pod palcami nawet po ciemku). W wielu sektorach są namioty eucharystyczne, gdzie można się modlić. W przejściach między sektorami ustawiają się księża, a przed nimi kolejki ludzi do spowiedzi. I tak już będzie cały czas, aż do niedzielnej Mszy Posłania.

Franciszek wjeżdża między sektory. My widzimy go tylko na telebimie, ale to nie zmniejsza wcale entuzjazmu ludzi. Śpiewają „Abba Ojcze”, wołają rytmicznie „Papa Francesco”. Papież wygłasza kazanie, które jest wstępem do czuwania. Mówi po włosku. W ruch idą radia w komórkach. Na różnych częstotliwościach można usłyszeć przekłady w różnych językach. Ludzie dzielą się słuchawkami, siadając blisko siebie. Na apel Franciszka łapią się za ręce. - Nie chcemy pokonać nienawiści jeszcze większą nienawiścią - mówi. - Odpowiadamy przyjaźnią, braterstwem, komunią.

Kiedy na telebimie pojawia się procesja z Najświętszym Sakramentem, cały sektor bez komendy klęka. Po adoracji prawie do północy trwa koncert. W sektorach zapalają się świece. Nie tylko tworzą klimat, ale i oświetlają plac.

Po koncercie układamy się do snu. Jak kto potrafi. Jedni zabrali ze sobą karimaty. Inni zawijają się w pelerynę albo w „folię życia”. Pod śpiwór nadaje się też duży nylonowy worek. W naszym sektorze jest tylko kilka namiotów. Organizatorzy prosili wcześniej, by ich nie przywozić. Zabierają dużo miejsca. Już wiadomo, czemu czuwanie i msza św. na koniec ŚDM nie odbywa się na Błoniach, tylko w Brzegach, gdzie miejsca jest kilka razy więcej. Każdy z 2 milionów pątników musi mieć tyle miejsca, by się wygodnie położyć. Nie wszyscy zasypiają naraz. Jakaś grupka jeszcze tańczy między sektorami. Ktoś oświetla sobie świeczką egzemplarz Pisma Świętego. Kawałek dalej trzech młodych ludzi gra w karty. Szeptem, bo sąsiedzi obok już śpią.

Pielgrzymi wylegiwali się do samej szóstej, no, najdalej do siódmej, bo wtedy rozpoczęły się godzinki o Najświętszej Maryi Pannie. Ludzie robią sobie jedzenie. Kawę i herbatę zapewniają organizatorzy.

Fizjologia jest bezlitosna. Wszyscy stają w kolejkach do toalet. Krótkich kolejkach, maksimum pięć, sześć osób. Bo toi-toiów jest dużo. Tylko w naszym sektorze około setki. Na całym placu grube tysiące. Wszystkie czyste, bo około pół do piątej zostały wyszorowane przez służby. Stoję szósty. Koło mnie z prawej dziewczyna z neokatechumenatu z Korei Południowej. Z lewej chłopcy z Hongkongu w charakterystycznych czerwonych koszulkach. Gdybym miał choć garść ryżu, łatwiej bym się dopasował do tego azjatyckiego sąsiedztwa.

Oczekiwanie na Mszę Posłania skracają koncerty artystów z Włoch, Izraela itd. Ale dopiero Siewcy Lednicy porywają plac do tańca.

Jeszcze przed mszą próbuję wysłać kolejną relację i zdjęcia na portal nto.pl. Niestety, baterie obu laptopów są już wyczerpane. Tekst posłałem. Na przekaz zdjęć zabrakło prądu. Cała nadzieja w tirze z telebimem. Idę. Policjant pomaga mi sforsować barierki. Pukam. Wychodzi ktoś z obsługi. Tłumaczę, jaki mam problem. Nie znam słowa po polsku - mówi po niemiecku. Oddycham z ulgą, że to nie Hiszpan. Proszę po niemiecku o użyczenie „wiadra prądu”. Po chwili z komory na końcu kontenera niemiecki kierowca podaje mi gruby na palec przewód. Podłączam laptop i ślę zdjęcia.

Wracam do sektora. Podczas mszalnego wyznania wiary uczestnicy zakładają na szyję białe szarfy. Na jednym końcu wymalowano rybę - starożytny znak chrześcijan. Na drugim trzeba samemu wpisać datę chrztu. Niektórzy dzwonią do domu, by ją ustalić. Jeszcze tylko znak pokoju, sprawne rozdanie Komunii św. (pomagało m.in. kilkudziesięciu szafarzy z diecezji opolskiej), błogosławieństwo i okrzyk radości Panamczyków, bo następny ŚDM odbędzie się u nich.

I idziemy do Bieżanowa. Znowu w tłumie. Stąd od 13.00 mają odjeżdżać tramwaje do centrum Krakowa. Pierwszy rusza o 13.01. A zaraz potem drugi, trzeci, czwarty itd. Do czwartego wsiada razem z nami m.in. około 20 Niemców. Zajmują miejsce z tyłu wagonu i zaczynają śpiew. Chyba to jakiś chór albo schola, bo śpiewają ładną, wyrównaną barwą i na głosy. Po angielsku. Zachęceni brawami współpasażerów już po niemiecku intonują hymn ŚDM. Ale refren śpiewają po polsku: „Błogosławieni miłosierni”, a z nimi cały tramwaj. Nawet dziewczyna z Zambii, która siedzi obok mnie, daje radę. Wysiadamy. Niemcy i Zambijka jadą dalej. Machamy sobie na pożegnanie. Szczęśliwej drogi do domu!

Pod lupą

ŚDM 2019 w Panamie

Podczas Mszy Posłania papież Franciszek ogłosił, że kolejne Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Panamie.

Prawdopodobnym terminem są miesiące zimowe - luty lub marzec. W lipcu i w sierpniu w Panamie trwa bowiem pora deszczowa.

(Zimowe ŚDM odbyły się już w 1995 roku w Manili na Filipinach).

Prezydent Panamy, dziękując Franciszkowi za wybór jego kraju, zapewnił, że Panama stanie się na czas ŚDM mostem łączącym cały świat.

Zaś jeden z panamskich biskupów zapowiedział, że ŚDM upłyną pod znakiem muzyki, salsy i latynoamerykańskiej gościnności.

Pole Miłosierdzia,

czyli Campus Misericordiae, zostało usytuowane w Brzegach pod Wieliczką. Jego teren zajmował ok. 250 hektarów, a powierzchnia użytkowa dla pielgrzymów wynosiła ok. 200 hektarów. Teren został tak wybrany, by zmieściło się na nim bez trudu ponad 2,5 mln osób. Właśnie tyle uczestniczyło w niedzielnej Mszy Posłania, a 2 mln w sobotnim czuwaniu z papieżem Franciszkiem i w koncercie.

W przyszłości ma tu powstać Wielicka Strefa Aktywności Gospodarczej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska