Joachim Szopa z Zalesia Śląskiego kiedyś sam gospodarzył a teraz pomaga na roli synowi. Martwi go, że spora część ich pracy idzie na marne ze względu na szkody, jakie czynią leśne zwierzęta. - W tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Sam widziałem stado jeleni, które liczyło chyba z 70 sztuk - opowiada gospodarz.
Na polu jego syna codziennie znajduje wyjedzone połacie upraw. - Jelenie przetrzebiły m. in. pole z burakami - mówi Joachim Szopa.
Podobne problemy ma wielu innych rolników na Opolszczyźnie. Gospodarze starają się różnymi sposobami odstraszyć zwierzynę. Palą w nocy ogniska, trzymają na zmianę warty, jeżdżą wzdłuż lasu ciągnikami z włączonymi reflektorami. Ale niewiele to daje, bo obszar pól do upilnowania jest duży, a poza tym zwierzyna przyzwyczaja się do “zagrożeń". Z czasem potrafi żerować 20 metrów od ogniska. - W końcu zaczęliśmy zostawiając na polach włączone radia z muzyką na full - opowiada jeden z rolników z Lichyni (gmina Leśnica). - Ale pierwszego dnia jeleń się boi, a drugiego już buszuje koło głośnika...
Szkody w polu to jedno. Inny problem to coraz większe trudności z uzyskaniem odszkodowania za zniszczone uprawy. Zgodnie z prawem powinny je wypłacać koła łowieckie.
- Kiedyś wystarczyło zadzwonić i przyjeżdżał człowiek, który szacował straty straty, a potem wypłacało się pieniądze - opowiada Joachim Szopa. - Ale teraz musimy wysyłać informację o szkodach listem poleconym. Czyli najpierw trzeba jechać do siedziby gminy, gdzie znajduje się urząd pocztowy, następnie nadać list i czekać aż dojdzie. Potem zanim ktoś na niego zareaguje, mijają dwa tygodnie. Niekiedy jest już za późno, żeby oszacować faktyczną wielkość strat.
O tym problemie czytaj też w poniedziałkowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?