W styczniu 1945 roku w obozie jenieckim Stalag 344 Lamsdorf i w podległych mu jednostkach w okolicy przebywało ok. 22 tysięcy brytyjskich jeńców wojennych. Walczyli w oddziałach brytyjskich, ale byli żołnierzami 29 różnych narodowości, zdarzali się nawet Hindusi i Sikhowie. Tylko 700 najbardziej chorych więźniów wywieziono samochodami. Resztę pod eskortą gnano 800 kilometrów na zachód, uciekając przed frontem.
Jak po latach wspominali tamte wydarzenia?
- 22 stycznia obozowe głośniki z hukiem obwieściły, że obóz ma być natychmiast ewakuowany marszem na zachód. Sektor lotników miał wyruszyć pierwszy, w ciągu dwóch godzin – wspominał Jim Holliday, żołnierz australijski.
- Każdy otrzymał 1,5 paczki czerwonokrzyskiej (paczki żywnościowe przysyłane do obozu przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż). Niemcy opróżniali swoje magazyny. Podobno Rosjanie znajdowali się w odległości 20 kilometrów (…). Mieliśmy nadzieję, że Niemcy i nas wywiozą ciężarówkami. Nadzieje rozwiały się na porannym apelu. Powiadomiono nas, że ewakuacja nastąpi piechotą – wspominał inny jeniec Norman A. Leonard.
Jeńcy słyszeli odgłosy frontowych walk, wiedzieli, że zbliża się do nich front wschodni i że szybko przesuwa się także front zachodni. Czekali na dzień, kiedy straże znikną, a obozową bramę przekroczą oddziały wyzwolicieli. Po ogłodzeniu ewakuacji mieli czas na spakowanie do plecaków najbardziej potrzebnych rzeczy: odzieży, butów, koców.
- Pospiesznie wykopałem zestaw łańcuchów, ukryty w miejscu pracy. Byłem zdeterminowany, by zabrać je ze sobą, aby wszystkim pokazać przez co przechodziliśmy przez te wszystkie miesiące. Oprócz tego zabrałem brytyjskie wojskowe buty, jeden grubo szydełkowany koc, zrobiony z szalików i swetrów. Włoski plecak, w którym było tysiąc papierosów, które jakimś cudem otrzymałem od kuzynki. Ćwierć funta herbaty, którą przysłała mi matka. I oczywiście brytyjską bożonarodzeniową paczkę czerwonokrzyską, które rozdawano przy bramie kiedy wychodziliśmy – wspominał kanadyjski szeregowiec Jack Poolton.
Po Brytyjczykach w kolejnych dniach z obozu wypędzono jeńców radzieckich, polskich, jugosłowiańskich i włoskich. Jeńcy nie wiedzieli dokąd są prowadzeni. W grupach po ok. tysiąc osób pokonywali pieszo ok. 20 – 30 kilometrów dziennie po bocznych drogach. Szli w śniegu, w mrozie dochodzącym do kilkunastu stopni. Jeńcy przez całe miesiące mieli ograniczone możliwości ruchu fizycznego, brakowało im kondycji. Po pierwszym dniu marszu zaczęli się gremialnie pozbywać zbędnych rzeczy z bagażu na plecach. Zostawili je już na pierwszym noclegu w Skoroszycach koło Grodkowa.
- Książki poszły na pierwszy ogień. Później ręcznie spisywane dzienniki. Wielu początkujących artystów miało całe księgi narysowanych scen ze stalagu, które także pozostały, tak samo jak zapasowe ubrania. Na tym etapie wciąż jeszcze wierzyliśmy, że nasz nowy obóz jest o dzień drogi stąd – wspominał Jack Hardie, nowozelandzki pilot.
Maszerowano do późnych godzin nocnych, potem eskorta szukała w wioskach stodół, gdzie zapędzano więźniów na nocleg na sianie. Tych, którzy tracili siły, poganiano bronią.
- Szło nas z tysiąc w jednej linii, która rozciągała się tak, że nie mogłem zobaczyć początku ani końca. Kanadyjczyk Andrew Carswell.
- Marsz stał się sprawdzianem indywidualnego przetrwania. Byliśmy jak stado bydła, gnane przez poganiacza, tylko nigdzie nie było pastwisk – wspominał australijski podoficer Dave Radke.

Ten widok to koszmar
Sytuacja jeńców brytyjskich była i tak dużo lepsza od sytuacji wygłoszonych i wynędzniałych jeńców radzieckich. Zdarzały się także spotkania po drodze z więźniami obozów koncentracyjnych, także gnanymi na zachód.
- Wyprzedziliśmy więźniów obozu koncentracyjnego, gnanych drogą, ubranych w swoje pasiaste stroje, niektórzy mieli bose stopy. Niemcy zmuszali ich do ciągnięcia wozu załadowanego niemieckim sprzętem, do czego mieli strzępy sznura czy drutu. Widzieć tych ludzi, to był koszmar – wspominał dalej Jack Poolton.
Trasa prowadziła na zachód przez Ziębice, Świdnicę do Goerlitz, na chwilowy postój w Stalagu VIII A.
- Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem po przekroczeniu bramy, to zamknięty w drucianej klatce kolega z mojego regimentu, najprawdopodobniej za próbę ucieczki. Ludzie stali po kostki w błocie, nie dostaliśmy tam żadnego jedzenia – wspominał Jack Poolton.

Trasa „Marszu Śmierci” nie skończyła się na Goerlitz. Jeńców gnano dalej na zachód, do Hesji i Turyngii, gdzie w marcu 1945 roku doczekali wyzwolenia.
O losach brytyjskich więźniów szeroko opowiada artykuł Sebastiana Mikulca i Violetty Rezler – Wasilewskiej, opublikowany w Łambinowickich Rocznikach Muzealnych tom 38, 2015 rok. Przygotowując artykuł korzystałem z tej publikacji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
Polecane oferty
kup teraz

Garmin Venu Sq 2 Music Brzoskwiniowy (100270011)
NADGARSTKOWY CZUJNIK TĘTNA Zegarek stale mierzy tę…
kup teraz

Huawei Watch GT3 Pro Elite 46mm Srebrny
Wysokowydajny inteligentny zegarek z tytanowym kor…
kup teraz

Apple Watch 8 Cellular 41mm Grafitowy z opaską sportową w kolorze...
apple watch series 8 olśniewa dużym niegasnącym wy…
kup teraz

Huawei Watch GT 3 46 mm Active Czarny
Zachwyca designem i klasyczną estetyką, zapewniają…
kup teraz

Amazfit GTS 4 mini Czarny
Amazfit GTS 4 Mini Kompaktowy i pełen mocy Ultra p…
kup teraz

Withings ScanWatch (HWA09-model 1-All-Int)
Withings ScanwatchPierwszy hybrydowy smartwatch z …
iPolitycznie - Fogiel: bon-moty Korwin-Mikkego nie naprawią ekonomii