Jerzy Połomski: Nie obrażam uszu

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Jerzy Połomski
Jerzy Połomski Paweł Stauffer
Rozmowa z Jerzym Połomskim, piosenkarzem.

- Niełatwo pana namówić na wywiad.
- Po 55 latach na estradzie omówiony i opisany już jestem dokładnie, a w wieku 80 lat nie mam się z czego spowiadać. Mogę się tylko jeszcze bardziej zestarzeć i coraz gorzej śpiewać. Na szczęście z tym jest całkiem dobrze, wydaje mi się, że nie obrażam uszu. Nawet nie zmieniam tonacji. Śpiewam, trzymając się tych samych tonacji co na początku, i to mnie bardzo cieszy. Kiedy zauważę, że coś się psuje, sam się usunę.

- Publiczność pana kocha. Pamięta teksty piosenek, kołysze się. Pana przebój-znak firmowy rzeczywiście śpiewa "cała sala".
- A wie pani, że ja nie chciałem tej piosenki? Rzadko kaprysiłem, ale tego naprawdę nie chciałem śpiewać. Dopiero mąż Elżbiety Wojnowskiej, Andrzej Ibis-Wróblewski, mnie przekonał. "To taki sympatyczny walczyk" - mówił. No i śpiewam to już tyle lat, a publiczność razem ze mną. To bardzo miłe.

- Opolska publiczność zaśpiewała też dla pana - "Sto lat".
- I jestem za to bardzo wdzięczny. Dla mnie to znak, że wciąż zdaję egzamin. Pilnuję tego, by moje pokolenie dalej mnie akceptowało, bo jestem jego dłużnikiem. Każde pokolenie ma swoich piosenkarzy. Moje dalej mnie słucha i jest zadowolone. I to mi absolutnie wystarczy. Odejdę wraz z nim, taka jest kolej rzeczy. Dlatego nie biję się, żeby mnie nagrywano, kupowano. Może gdybym umiał sam sobie skomponować piosenkę i napisać do niej tekst, powstawałyby nowe rzeczy. A tak - trochę wybrzydzam, gdy dostaję cudze, bo nie zawsze pasują one do moich możliwości i do mojego charakteru.

- Odkrył pana słynny Ludwik Sempoliński.
- Chciałem być architektem, ale żeby dostać się na uczelnię, zabrakło mi 5 punktów, bo nie należałem do ZMP (Związek Młodzieży Polskiej - red.). Miałem o to wielki żal. Nie chcieli mnie na architekturze, to poszedłem do szkoły aktorskiej. Niepotrzebnie - bo z taką urodą jak moja mógłbym grać tylko role charakterystyczne - ale na szczęście przydały mi się zajęcia z interpretacji piosenki, prowadzone właśnie przez mistrza Sempolińskiego. Na pożegnanie dał mi swoje zdjęcie z dedykacją: "Jedynej dumie mojej 17-letniej pracy pedagogicznej, Jurkowi Połomskiemu - Ludwik Sempoliński".

- To zdjęcie wisi u pana na honorowym miejscu?
- Leży w szafie. Jak odejdę, może przekażę to do Muzeum Polskiej Piosenki. A może nie - bo jakie to ma znaczenie. Wychodzę z założenia, że jestem potrzebny, dopóki żyję. Kiedy ludzie mnie słuchają na żywo i kiedy mogę spełniać ich oczekiwania. A po mnie - choćby potop. Dlatego nigdy nie dałem się namówić na pisanie jakichś pamiętników, wspomnień, biografii.

- Już na początku swojej kariery odniósł pan wielki sukces i w 1958 roku zajął drugie miejsce w plebiscycie Polskiego Radia na najpopularniejszego piosenkarza. Pierwszy był Mieczysław Fogg.
- Prawdę mówiąc, to ja byłem pierwszy. Zdradziła mi to sekretarka. Ta pani już nie żyje, więc mogę o tym mówić. Fogg był starszym panem, jego kariera zmierzała do końca i chciano go w ten sposób uhonorować. A mnie to nie robiło żadnej różnicy.

- W czasach PRL-u takie czary-mary często się zdarzały?
- To był mocno zafałszowany świat. Na przykład na festiwalach wymyślano specjalne nagrody, których nie było w regulaminie, żeby dopieścić jakąś piosenkarkę, bo miała mocne wsparcie "czynnika partyjnego". W tym zawodzie samotne żeglowanie nie było możliwe, dziewczyny musiały mieć wsparcie, im silniejsze, tym lepiej. Kiedyś byłem jurorem na festiwalu w Sopocie i przyszło polecenie, że nagrodę ma dostać ruska piosenkarka. Powiedziałem, że zaprotestuję, jeśli nie zostanie nagrodzony także polski wykonawca. Za piosenkarzy zwykle ktoś decydował - co mają zaśpiewać, jaką piosenkę nagrać dla radia, dokąd wyjechać za granicę. Zapraszano Połomskiego, ale decydenci od wyjazdów za niego mówili: "Pan Połomski jest bardzo zajęty, ale proponujemy bardzo zdolną piosenkarkę". I jechał ktoś, kogo akurat chciano wylansować.

- Współczesny świat estrady też nie jest wolny od fałszu.
- Czasem jest to fałsz dosłowny. Wychodzi młodzian, ledwo otworzy usta i od razu słychać, że on artystycznie jeszcze zupełnie niegotowy, ale nie brak mu animuszu i do publiczności w amfiteatrze woła: "rączki do góry, klaszczemy". A młodzież, która musi jakoś rozładować nadmiar energii, klaszcze. Niebezpieczne rzeczy robią też jurorzy w programach typu "talent show". Tak komplementują wykonawców, którzy jeszcze mają długą drogę przed sobą, że mieszają im w głowach. Jeśli jednak młoda publiczność jest jakimś piosenkarzem zachwycona, to racja jest po jej stronie. A jeśli nie jest zachwycona, to telewizja i tak ma swoje triki, by pokazać, że słuchacze bawią się świetnie - kamera skupia się na grupce entuzjastów, którzy dziwnym trafem doskonale znają cały tekst, śpiewają razem z "gwiazdą", tańczą i szaleją. Tego, że reszta widowni siedzi z kamienną twarzą, telewizja nie pokaże.

- Podobają się panu piosenki, które puszcza radio?
- Nie słucham radia. Często nie rozumiem, o czym ci ludzie śpiewają. Zdzierają głos, a w piosence nie ma niczego - ani tekstu, ani melodii. Dla kamuflażu puszczają jakiś dymy na scenie. Jak piosenkarka nie ma temperamentu, to jej dodadzą balecik, a jak głosu brakuje, to chórek ją wspomoże. Piosenka w tym wszystkim wydaje się najmniej ważna. Dlatego telewizji też nie oglądam.

- W jednej z nowszych piosenek "Mój kraj", śpiewa pan o polskiej złości i zawiści. Doświadczył jej pan?
- A kto nie doświadczył? My, Polacy, nie bardzo się lubimy. Potrafimy być wobec siebie złośliwi i nieżyczliwi, rzadko stać nas na bezinteresowny uśmiech. W środowisku też raczej nie prawimy sobie komplementów, chyba że ktoś się przyjaźni. Popieram hasło Wojtka Młynarskiego - lubmy się trochę!

- Nagrał pan kilkanaście płyt, koncertował na całym świecie. Czy PRL pozwolił panu zapewnić sobie godną starość?
- W warsztacie samochodowym, gdzie niedawno oddałem mojego 14-letniego volkswagena do odświeżenia karoserii, myślą, że jestem krezusem. Nic z tego. Mam bardzo skromną emeryturę. Mój bogaty dorobek płytowy nie dał mi tantiem. W tamtych czasach tylko czescy wykonawcy mieli pieniądze za wokal. U nas dostawał je kompozytor i autor tekstu. A mnie dawano na taksówki. Bez względu na widownię, jaką gromadziłem, dostawałem urzędniczą pensję. Resztę zabierało państwo. Mimo to uważam, że miałem kolorowe życie i niczego nie żałuję.

- Nawet piosenek, które komu innemu przyniosły sławę?
- Myśli pani o "Niech żyje bal"? Pierwszą wersję tej piosenki Agnieszka Osiecka napisała dla mnie. Śpiewałem ją z wielkim powodzeniem w Stanach Zjednoczonych. Po trzech latach nieobecności w kraju, wsiadam na lotnisku do taksówki i nagle słyszę tę piosenkę w wykonaniu Maryli Rodowicz. Osiecka napisała dla niej "damski" tekst. Bardzo mi się spodobała interpretacja Maryli i tę swoją odłożyłem na półkę. Takie jest życie.

- Maryla Rodowicz przejęła nie tylko pańską piosenkę, ale także auto.
- Sprzedałem jej mojego fiata, a po jakimś czasie zaczęły do mnie trafiać jej mandaty za przekroczoną prędkość. Nie uregulowała formalności! Mało tego. Pewnego razu zjawia się u mnie Marek Grechuta i domaga się podpisania umowy kupna-sprzedaży na ten sam samochód. Maryla beztrosko sprzedała auto jemu, ale w papierach wciąż było co innego.

- Na koniec - patrząc na pana, nie mogę o to nie zapytać - jaka jest recepta na młodość? Co pan robi, że wygląda tak, jak większość 80-latków chciałaby, a może tylko pomarzyć?
- Nic nie robię. Polecam najprostszą receptę na smukłą sylwetkę i zdrowie - NŻT. Nie Żryj Tyle. Ja po prostu unikam obżarstwa. Jesteś głodny - to zanim zaczniesz jeść, wypij dwie szklanki wody, żeby oszukać żołądek. Druga recepta to troska o pogodny nastrój. Niestety ja mam skłonność do zamartwiania się. Dlatego tym bardziej potrzebuję kontaktów z publicznością. Nieraz myślę, że może już wystarczy, może już mnie nie chcą. I kiedy spotyka mnie aplauz, to jest jak zastrzyk młodości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska