- Leszek Miller chce skłonić Radę Ministrów do wycofania z Sejmu projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Premier przyznał, że jest to efekt ostatnich, coraz bardziej niepokojących ustaleń komisji śledczej. Pani walczyła jak lwica, by nadal pracować nad tym projektem i zapewniała, że sprawa Rywina nie ma z nim, wspólnego. Teraz pani zrewidowała swój pogląd?
- Nie zrewidowałam, ale jestem realistką. Zależy mi na tym, aby nowe prawo jak najszybciej weszło w życie, a nie mam wątpliwości, że grupa nadawców prywatnych natychmiast zaskarżyłaby nowelizację w tym kształcie do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał nawet z powodu najmniejszych wątpliwości, np. zbyt krótkiego okresu konsultacji, mógłyby ustawę uchylić. Dlatego uważam, tak jak pan premier, że najlepszym wyjściem z sytuacji jest skierowanie do Sejmu nowego projektu nowelizacji. Ale jestem przekonana, że będzie on bardzo podobny do obecnego.
- Nie lepiej więc byłoby wyodrębnić z ustawy zapisy dotyczące integracji europejskiej, a całą resztę, tę budzącą kontrowersje, zostawić na spokojniejszy czas? O to zresztą apelował wcześniej prezydent.
- Nie, nie uważam, aby było to lepsze rozwiązanie. Choćby z tego powodu, że nie da się prosto podzielić ustawy na dwie odrębne części. Nie można np. wyłączyć zapisów o koncentracji kapitału, bo wiąże się to z naszym wejściem do Unii i ochroną rynku przez wielkie zachodnie koncerny medialne.
- To może, zamiast pisać nową nowelę, która ma być łudząco podobna do obecnej, poczekać, aż komisja śledcza skończy swoją pracę?
- Nie, bo nie podzielam optymizmu przewodniczącego Nałęcza, że oni do września zdążą z raportem. Po co stać na jałowym biegu, skoro można szybko sporządzić nowy projekt?
- Czy zgadza się pani z opinią Roberta Kwiatkowskiego, prezesa TVP SA, że rząd uległ opozycji i mediom prywatnym?
- Pan prezes Kwiatkowski powinien się powstrzymać z podobnymi opiniami, dopóki nie wpłynie do Sejmu nowy projekt ustawy, gdzie z pewnością nie będzie żadnych zapisów, które by świadczyły o uleganiu przez nas czyjejkolwiek presji.
- Tomasz Nałęcz, szef sejmowej komisji śledczej, powiedział, że ostatnie zeznania świadków stawiają pod znakiem zapytania moralną i etyczną wiarygodność projektu nowelizacji ustawy o RTV. Czy panią, współautorkę projektu, takie słowa bolą?
- Proszę pana, ja się długo powstrzymywałam przed oceną pracy komisji, choć inni to ochoczo robili. A według mojej oceny pieniądze podatników nie zostały w tym przypadku najszczęśliwiej wydane, bo ja widzę, że od wielu miesięcy 10 osób produkuje się medialnie, tylko niewielki procent czasu przeznaczając na wyjaśnianie sprawy Rywina. Niektórzy członkowie komisji już wcześniej sobie założyli, że sprawa Rywina ma związek z nowelizacją ustawy, więc teraz robią wszystko, aby obronić tę tezę, bo inaczej się skompromitują.
- Czy pani uważa, że zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa podczas prac legislacyjnych, skierowane przez komisję śledczą do prokuratury, było niezasadne?
- Taka jest moja ocena. Mam szczere przekonanie, że sprawa wypadnięcia dwóch słów z projektu nowelizacji była typowym błędem technicznym, jakich wykrywa się wiele również w projektach innych ustaw.
- Jest pani przekonana, że nie było mataczenia podczas prac nad tą ustawą?
- Oczywiście, że nie było. Jedyne, co mam sobie do zarzucenia, to zbytni pośpiech. Fakt, że uległam Komitetowi Integracji Europejskiej i nie dałam sobie kilka miesięcy więcej czasu. Może wtedy tych wszystkich problemów by nie było.
- Dziękuję za rozmowę.
Jestem realistką
Z Aleksandrą JAKUBOWSKĄ, szefem gabinetu politycznego premiera, rozmawia Krzysztof ZYZIK