W 2008 roku Michał Bohm, słuchacz Instytutu Konfucjusza wyjechał w ramach wymiany studenckiej na półtoramiesięczny kurs językowy do Pekinu.
- Nigdy tego nie zapomnę - opowiada. - Ludzie zapraszali nas do domów, rozpytywali o Polskę, która kojarzyła im się najczęściej z Chopinem, Marią Curie-Skłodowską i komunizmem. Wielu z nich świetnie zna język angielski, więc kontakt był dobry.
Michał starał się też mówić po chińsku, który zna całkiem nieźle.
- Uczyłem się języka przez dwa lata na politechnice, więc chciałem pogłębić swoją wiedzę - wspomina. - A to była świetna okazja.
Dziś, jak skromnie mówi, jest na poziomie średniozaawansowanym.
- Znam około 3-4 tysięcy znaków, co pozwala mi w miarę swobodnie przeczytać gazetę czy książkę. Mówię też bez problemów, ale czeka mnie jeszcze sporo pracy.
Sam język jego zdaniem nie jest zbyt trudny.
- W chińskim nie rozróżnia się czasów, to taki język opisowy, o wiele bardziej skomplikowana jest kaligrafia.
W mówieniu największy problem stwarza europejczykom tonacja, a właściwie tonacje, których jest aż cztery. - Ten sam wyraz mówiony w różnych tonacjach nabiera różnych znaczeń. Trzeba się wsłuchać, aby dobrze zrozumieć rozmówcę.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?