Językoznawca: - Polacy klną jak Rej

Redakcja
Podstawowych wulgaryzmów w języku polskim jest pięć. Reszta to ich kombinacje i odmiany - mówi Maciej Grochowski.
Podstawowych wulgaryzmów w języku polskim jest pięć. Reszta to ich kombinacje i odmiany - mówi Maciej Grochowski.
Rozmowa z prof. Maciejem Grochowskim, językoznawcą, autorem "Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów".

Wyjątki ze "Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów"

Wyjątki ze "Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów"

brzytwa/żyleta - kobieta o wysokiej sprawności seksualnej
bladź - kobieta, która chętnie współżyje seksualnie i której jest obojętne, z kim to robi, prostytutka
dawać (ktoś daje, dał komuś) - o kobiecie, ktoś pozwala komuś na stosunek seksualny z kimś
deska - o kobiecie bez biustu, o kobiecie mającej bardzo mały biust
dotarta - o kobiecie pozbawionej dziewictwa
kurwiki (ktoś ma kurwiki w oczach) - ktoś patrzy na kogoś wyzywająco, ktoś daje komuś wzrokiem do zrozumienia, że chce mieć z nim stosunek seksualny
materac - o kobiecie, która chętnie współżyje seksualnie z przypadkowo poznanymi mężczyznami
ogór (ktoś zakisił/zamoczył ogóra) - o mężczyźnie, który odbył stosunek seksualny
opieprzać (ktoś opieprza się) - ktoś nic nie robi, ktoś obija się; (ktoś opieprza/ opieprzał kogoś za coś) - ktoś wymyśla komuś za coś, ktoś krzyczy na kogoś z jakiegoś powodu
podłubać (ktoś podłubał kogo) - ktoś spędził jakiś czas na współżyciu seksualnym z kimś
skurczybyk/skurczygnat/skurczysyn - o kimś, czyjego postępowania mówiący nie aprobuje
zadupie - mała miejscowość znacznie oddalona od centrum, na dalekiej prowincji

- "Cholera" może być jasna albo ciężka, można do niej iść albo ona może kogoś brać. "Cholerny" może być natomiast świat. Z kolei "dupa" to nie tylko wyraz określający część ciała, ale też kobietę - obiekt zainteresowań czy kogoś niezaradnego, ofermę. Tego wszystkiego można się dowiedzieć ze "Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów", którego jest pan autorem. Jak to się stało, że językoznawca, człowiek wykształcony, obyty z najpiękniejszą formą języka, czyli literaturą piękną, zajął się tym, co w naszej mowie wulgarne?
- To był kompletny przypadek. Pierwszy raz pomyślałem o tym na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy jeszcze byłem na studiach na Uniwersytecie Warszawskim. Mieliśmy wtedy zajęcia w studium wojskowym. Oficerowie, którzy nas tam musztrowali, władali bardzo kwiecistą mową, obfitą nie tylko w wulgaryzmy, ale i frazy, które śmiało można nazwać slangowymi. To wszystko razem było naprawdę interesującym zjawiskiem językowym. Nigdy nie zapomnę pewnego kapitana, który przychodził do naszej stołówki i często mawiał: "rozpiździel na kompanii, aż ochujeć można, syf tańczy na żyrandolach". To było zabawne powiedzonko, zwłaszcza w kontekście tej stołówki, gdzie za owe "żyrandole" robiły stare, ledwie świecące się, piekielnie brudne żarówki. Ten sam kapitan mawiał też na przykład: "kompania na dupę siad!", a potem "kompania z dupy powstań!". To właśnie przez te powiedzonka pierwszy raz pomyślałem, by się zająć wulgaryzmami naukowo. Ale potem upłynęło wiele lat, a ja zajmowałem się sprawami w języku ważniejszymi i ładniejszymi. Do pomysłu wróciłem, bo poprosił mnie o to ktoś w redakcji słowników w wydawnictwie PWN.

- A czy koledzy naukowcy nie pytali nieco oburzeni: cóż pan robi, profesorze? Po co to panu? Przecież nasza mowa jest tak piękna, a pan tu w wulgaryzmach...
- Może w pierwszych dniach po wydaniu słownika niektórzy byli zaskoczeni publikacją. Ale to były tylko pierwsze reakcje. Z czasem i słownik, i moje jego autorstwo przestały dziwić, a wręcz spotkały się z pozytywnymi opiniami: że materia krucha, a podejście fachowe.

- Czy język polski jest szczególnie wulgarny?
- Nie sądzę, by czymś szczególnym się wyróżniał. Zapewne mieści się w połowie stawki. Tuż po tym, jak ukazał się opracowany przeze mnie słownik przekleństw i wulgaryzmów, Jerzy Bralczyk wyliczył, że podstawowych wulgaryzmów w języku polskim jest tylko pięć. Są to "chuj", "pizda", "jebać", "pierdolić" i "kurwa". Cała reszta wyrażeń i słów wulgarnych to ich kombinacje, odmiany, wyrazy utworzone od tej piątki i związki frazeologiczne z ich udziałem, które wymyślają użytkownicy języka polskiego.

- Czyli język jest na tyle wulgarny, na ile twórczy są Polacy?
- Poczucie, że nasz język jest mniej czy bardziej wulgarny, zależy także od punktu widzenia. Ma na to wpływ różnica pokoleń, wykształcenia. Przecież nawet dla bardzo subtelnego piętnasto-, dwudziestolatka takie słowa jak "przelecieć" czy "wydmuchać" to teraz pewna językowa oczywistość. Jeśli sam się nimi nie posługuje, to robią to jego koledzy. Dla osiemdziesięciolatka z kolei mogą być i niezrozumiałe, i nie do przyjęcia. W czasach mojej młodości takie wyrażenia jak "zajebisty", "pojeb" czy "pojebany" nie były używane. Dziś są powszechne. To nie znaczy, że kiedy byłem młody, tych słów nie było. Były, tylko mniej popularne. Na to, że dziś są w codziennym użytku, ma pewnie wpływ poczucie wolności i swobody bycia.

- Dla przeciętnego Kowalskiego wulgaryzmy i przekleństwa są tym samym. Pan je rozdzielił. Czym się różnią jedne od drugich?
- Potocznie rzeczywiście używamy tych pojęć zamiennie, ale językoznawcy je dzielą. Przekleństwa dają upust emocjom i nie służą przekazywaniu informacji. Są puste, pozbawione znaczenia. Mogą być wulgarne, ale nie muszą. Przekleństwami są na przykład takie wyrażenia jak "do diaska", "a niech to!", "jasny gwint" czy "kurka wodna" albo wyrażenia używane przez starsze pokolenia: "Matko Boska!" czy "Jezus Maria!", które pokazują istnienie pewnego stanu emocjonalnego mówiącego - dobrego lub nie. Natomiast wulgaryzm zawsze jest związany z łamaniem zakazu czy istniejącego tabu. Wulgaryzm może, choć nie musi, nieść treść. Czymś jeszcze innym są natomiast wyzwiska. Mają one służyć obrażaniu kogoś, uznaniu, że ma się do kogoś określony, najczęściej negatywny, stosunek. Tak samo jak w przypadku przekleństw, wyzwiska mogą, ale nie muszą być wulgarne. Istotne, by miały adresata.

- Skąd się biorą wulgaryzmy, wyzwiska i przekleństwa?
- Ogromna ich część istnieje od wieków w literaturze. Kiedy się sięgnie do jej historii - Reja, Kochanowskiego, Potockiego - jest ich tam cała masa.

- Kochanowski i Rej przeklinali?
- Jak się na co dzień zachowywali językowo - tego nie wiem. Wiem natomiast, że w ich tekstach są wyrażenia o charakterze wulgarnym. Te utwory oczywiście nie należą do kanonu lektur szkolnych czy akademickich, ale istnieją. Doskonałą tego dokumentacją jest na przykład "Słownik seksualizmów polskich" Jacka Lewinsona, który ukazał się wkrótce po moim. Jest w nim masa przaśnych wyrazów i wyrażeń dosyć obficie ilustrowanych cytatami z klasycznej literatury pięknej.

- Czyli - o zgrozo! - wulgaryzmy i przekleństwa wzięły się z literatury?
- Raczej są przez nią przekazywane. Na temat tego, jak mówili ludzie przed wiekami, czy klęli i ewentualnie jak klęli, możemy tylko spekulować. Przekaz pisany pozwala nam natomiast szukać coraz starszych źródeł poszczególnych słów.
- Czy teraz, we współczesnych, swobodnych czasach, pojawiają się nowe przekleństwa?
- Wydaje mi się, że tylko wtedy, kiedy na podstawie kilku wyjściowych, wskazanych już wcześniej wulgaryzmów, utworzone zostaną nowe ich konfiguracje albo zmieni się kontekst ich użycia. Jak już powiedziałem - zależy to od inwencji twórczej użytkowników. Ale też i kontekstu. Przekleństwem może być przecież znane fredrowskie "mocium Panie" czy nawet zwykłe "eeech" powiedziane w określonej sytuacji i odpowiednio zaakcentowane.

- A czy przekleństwa nam powszednieją? Dziś "do diabła" czy "cholera" używane są jak przecinek i raczej nie gorszą. Wiele lat temu naszym babkom włos na głowie się jeżył na sam dźwięk tych wyrazów.
- Rzeczywiście, przez zwykłą, codzienną powtarzalność pewnych wyrazów czy ciągów wchodzą one do obiegowego języka. Duże znaczenie ma tu jednak również wykształcenie i kultura osobista osób używających języka. Mam znajomego, prawie dziewięćdziesięcioletniego profesora językoznawcę. Znamy się od lat, a mimo to, gdy kiedyś powiedział przy mnie "cholera", natychmiast przeprosił za użycie tego wyrazu. Nie sądzę, by on się do przekleństw, nawet tych już powszechnie używanych, kiedykolwiek przyzwyczaił. Z kolei dla innej grupy osób używanie wulgaryzmów to automat, coś normalnego i naturalnego. Bo tak się mówi w ich domu, miejscu pracy czy wśród znajomych.

- Czemu się mówi "klnie jak szewc"? Czy to branża szczególnie narażona na posługiwanie się wulgaryzmami?
- Może kiedyś tak. Teraz trudno to już stwierdzić, bo zawód wymiera. Ale nigdy nie zaobserwowałem, by ci, którzy ten fach wykonują, byli szczególnie wulgarni. Nie wiem, skąd wzięło się to porównanie.

- Czy da się ładnie zakląć?
- To pewnie też zależy od kontekstu. Ja do przekleństw - pewnie z powodu zawodowego nimi zainteresowania - podchodzę bez emocji. A kiedy samemu mi się zdarzy w przypływie złości zmielić jakieś dwa słowa między zębami, to nie wiem, czy to brzmi ładnie...

- Jak wyglądała praca nad słownikiem przekleństw i wulgaryzmów? Bywał pan w barach? Podsłuchiwał towarzystwo na podwórkach czy imprezach?
- Nie, nie chodziłem do barów, choć na pewno jest tam ogromne bogactwo form i odmian tych słów. Zdarzało się tak, że czasem ktoś podrzucał mi jakieś słowo czy wyrażenie, czasem sam coś usłyszałem na ulicy. Ale przede wszystkim przewertowałem sporą partię tekstów, o czym świadczą cytaty, na które powołuję się w hasłach.

- Zdaniem brytyjskich naukowców regularne używanie brzydkich słów przez pracowników podnosi morale w zespole, pozwala na lepsze wyrażanie uczuć i tworzy więź. Natomiast zakazywanie przekleństw tę więź osłabia. Co pan na takie wnioski badań?
- O tyle się zgadzam z tymi wynikami, że dla mnie wprowadzanie zakazów używania wulgaryzmów czy przekleństw jest absurdalne. Bo jak zmierzyć i według jakich kryteriów karać tych, którzy zaklną na ulicy. Co ma być jednostką miary, według której będzie wypisywany mandat? Czy ktoś, kto powie "cholera" raz i ciszej, dostanie mniejszą karę niż ten, który powtórzy ten wyraz dwa razy i powie go nieco głośniej? Czy trzeba stworzyć listę wyrazów mniej i bardziej gorszących i na przykład za słowo "jebać" karać mocniej niż za "kurcze"? Tworzenie takich przepisów nie ograniczy używania wulgaryzmów, bo przecież przekleństwa istnieją od wieków i wieki przetrwają. Takie twory prawne nie najlepiej świadczą natomiast o poczuciu humoru, a więc i stanie intelektualnym tych, którzy je wymyślają…

- A czy na przekleństwa też bywa moda? Czy jakieś wulgaryzmy są obecnie bardziej modne od innych? Gdybym chciała teraz kogoś zbluzgać, jak to zrobić, by było trendy?
- Bo ja wiem, czy są wulgaryzmy szczególnie modne… Być może te pochodzące od słowa "jebać" są w ostatnim czasie popularniejsze. A co do tego, jak kogoś w danym momencie zbluzgać, to pewnie najlepiej zdać się na nastrój chwili i własną inwencję.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska