Joseph Pache. Zapomniany muzyk z Korfantowa

Z archiwum autorki
Taki obraz pałacu w Korfantowie pochodzący z II połowy XIXstulecia prawdopodobnie zapamiętał Joseph Pache, opuszczając ziemię rodzinną. Obecnie obiekt jest częścią Opolskiego Centrum Rehabilitacji.
Taki obraz pałacu w Korfantowie pochodzący z II połowy XIXstulecia prawdopodobnie zapamiętał Joseph Pache, opuszczając ziemię rodzinną. Obecnie obiekt jest częścią Opolskiego Centrum Rehabilitacji. Z archiwum autorki
W gronie licznych przyjaciół hrabiny Valeski von Bethusy-Huc znajdował się Joseph Pache, znakomity amerykański kompozytor i dyrygent.

Był postacią barwną i nieprzeciętną. W swoich "Wspomnieniach" hrabina opisuje, jak doszło do ich poznania, a potem serdecznej przyjaźni.

"W tym czasie wydałam Oberschlesiche Dorfgeschichten (Wiejskie opowieści z Górnego Śląska), a pewna gazeta amerykańska, jak to się nierzadko zdarza, przedrukowała moją nowelę "Hochwürden" (Wasza Wielebność).

I otóż któregoś dnia otrzymałam list z Baltimore, w którym pewien profesor, Joseph Pache pisze, że w tej noweli odnalazł swoje własne uczucia i myśli, swoje przeżycia, i chciałby mi o tym powiedzieć.

- Byłem bowiem i ja niegdyś takim górnośląskim synem chłopskim, jak Pani Wielebny - pisał - i kiedy teraz wracam do mojego rodzinnego Friedlandu (czyli Korfantowa) jako amerykański profesor, to i mnie się zdarzają takie przygody...

Było mi bardzo miło, gdy to czytałam; odpisałam mu, pytając, jak to się stało, że syn chłopa z Górnego Śląska został profesorem w Ameryce. Napisał mi o tym w następnym liście i dodał, że w przyszłym roku znowu zamierza odwiedzić groby rodziców we Friedlandzie. Oczywiście, zaprosiłam go do nas, do Zdzieszowic, i od tego czasu corocznie latem gościł u nas, do chwili, aż opuściliśmy naszą wieś.

Joseph Pache wydaje się być u nas zapomniany. Jego nazwiska nie notują go nawet obszerne leksykony śląskich muzyków. Kim był ów tajemniczy amerykański profesor pochodzący z opolskiego Korfantowa?

Scenerią wspomnianej noweli jest rezydencja młodego arystokraty i jego rozległa posiadłość. Pewnego lata we wsi pojawił się ksiądz, który w tej miejscowości miał zostać proboszczem. Zamieszkał u dziedzica, bo budynek probostwa jeszcze nie był ukończony.

Personel zamkowy odnosił się do duchownego z najgłębszym szacunkiem. Młodziutka siostra dziedzica kłaniała mu się z daleka i z uszanowaniem całowała w rękę. Życie na zamku dostosowano do życzeń gościa, które wszyscy odgadywali w lot. Gdy ksiądz przechadzał się po ogrodzie odmawiając brewiarz, ogrodnik, widząc go z daleka, z szacunkiem zdejmował nakrycie głowy i kłaniał się nisko.

Znał go jako małe, bose, głodne dziecko. Pamiętał, jak pasał gąski. Rodzinę chłopca trapiła bieda. Ksiądz dziekan zadbał o niego i posłał do szkół, a ambitny chłopiec w pełni wykorzystał szansę, jaką mu dał dobry los.

Ciężką pracą i wytrwałością osiągnął wyżyny swoich możliwości. W czasie studiów zaprzyjaźnił się też z synem dziedzica kształcącego się na tym samym uniwersytecie. Odebrane wykształcenie, wrodzone talenty i szlachetny charakter otworzyły mu szeroko drzwi do arystokratycznych domów, gdzie traktowano go jak równego sobie.

Proboszcz miał w okolicy rodzeństwo, ludzi bardzo prostych. Pracują u pana na majątku. Bratowa to "dziewczyna od krów", cieszy się, że niebawem będzie awansowała na oborową, bo obecna ma już swój wiek.

Mieszka z mężem w jednej izbie, razem ze starym ojcem. Lecz nie zamieni izby na większe mieszkanie, które chce opłacić szwagier-ksiądz, przecież jej rodzice też tak żyli, wszyscy razem, w jednej izbie! I byli tacy szczęśliwi! A że ojciec jest świadkiem wieczornych rozkoszy młodych? Cóż to takiego, przecież jej rodzice robili to samo, pamięta to, choć była dzieckiem!

Gdy wieczorem duchowny zamierza pieszo udać się na dworzec kolejowy, z trudem udaje mu się przekonać dziedzica, że nie może skorzystać z jego powozu, gdyż chce spotkać się ze swoim bratem, który codziennie przemierza długą drogę do fabryki, gdzie pracuje jako robotnik. Napotkanemu bratu proponuje, że wynajmie dla niego mieszkanie blisko miejsca pracy. Brat odmawia, bo "czuje się bardzo szczęśliwy, gdy w nocy wraca do ukochanej żony".

Drugiego brata bieda wygnała do Ameryki. Trzeci z trudem wiąże koniec z końcem. Rodzeństwo patrzy na brata z nieskrywanym uwielbieniem i zamiast zwracać się doń po imieniu, z uszanowaniem mówią "Wasza Wielebność".

Nowela zdzieszowickiej hrabiny pozwala nam domyślać się, jakie były koleje życia profesora z Ameryki, a informacje z amerykańskich gazet i czasopism uzupełniają jego portret.

Joseph Pache, który będąc w Stanach Zjednoczonych używał imienia Joe urodził się w 1861 r. w dzisiejszym Korfantowie. Możemy domniemywać, że pochodził z niezamożnej rodziny, rodzice prawdopodobnie posiadali gospodarstwo rolne. Chyba dzięki pomocy jakiejś możnej osoby, która dostrzegła talent chłopca, Joseph Pache mógł ukończyć szkoły.

Jak pisał w listach ze Stanów Zjednoczonych do hrabiny Valeski Bethusy-Huc, do wszystkiego doszedł sam i o własnych siłach osiągnął wysoką pozycję w świecie muzyki.

Niestety, korespondencja hrabiny jest trudno dostępna. Jesteśmy więc skazani na informacje zawarte w jej "Wspomnieniach". Dowiadujemy się zatem, że karierę muzyczną rozpoczął w konserwatorium w Berlinie. Kiedy założono jego filię w Nowym Jorku, przeniósł się tam w 1890 r.

Dwa lata później poznał Ottona Sutro, założyciela Baltimore Oratorio Society. Kiedy dotychczasowy dyrektor zespołu Fritz Frinke wrócił do Niemiec, Sutro zaproponował to stanowisko Josephowi Pachemu.

Pache zamieszkał wówczas w Baltimore, gdzie przez 32 lata był dyrygentem Baltimore Oratorio Society (Towarzystwo Chóralne w Baltimore). Jednocześnie zorganizował Women's Phil-harmonic Society (Kobiece Towarzystwo Filharmoniczne) oraz Oratorio Society of York (Towarzystwo Oratoryjne w Nowym Jorku), przez 7 lat kierując obydwoma zespołami.

Gdy w 1924 r. Baltimore Oratorio Society zostało rozwiązane, Joseph Pache pracował jako dyrygent głównie z Choir Invisibile, waszyngtońskim chórem skupiającym blisko 40 członków. Jednocześnie nadal był profesorem wokalistyki w Baltimore, Waszyngtonie i w Annapolis.

Na rodzinny Śląsk przyjeżdżał co roku i na zdzieszowickim dworze spędzał każde wakacje trwające co najmniej miesiąc. Kiedy hrabiostwo sprzedało majątek i zamieszkało we Wrocławiu, co roku, a nawet częściej bywał ich gościem na Eichendorffstrasse.

Bywał we Wrocławiu zwłaszcza w czasie imprez muzycznych. Jak wynika z zapisków hrabiny, była ona jego powiernicą. "Jego opowiadania zainspirowały mnie do napisania książki Maud, Geschichte einer Ehe (Maud, historia pewnego małżeństwa), bo moje przeżycia i obserwacje zazwyczaj przemieniały się w nowele i powieści" - czytamy we "Wspomnieniach".

Joseph Pache był postacią nietuzinkową. Opisał go amerykański autor Spence Watson w swojej książce, a następnie uczynił go jednym z bohaterów słynnego opartego na faktach musicalu "Bessie Darling".

Piękna Bessie była akompaniatorką i osobistą sekretarką Josepha Pachego. Łączyła ich chyba nie tylko praca zawodowa, gdyż jak wynika z akt pewnej sprawy sądowej, mieli wspólną posiadłość, na której pewien poszkodowany, w wyniku zawalenia się mostu mężczyzna odniósł obrażenia, za które zażądał odszkodowania w wysokości 15 tysięcy dolarów.

Po śmierci Josepha Pachego piękna sekretarka zajmowała się sprzedażą jego majątku, mimo że miał on w Niemczech żonę, dzieci i innych krewnych. Następnie 48-letnia Bessie związała się z 62-letnim mężczyzną, który posądzając ją o zdradę, w noc Halloween w 1933 r. zabił ją strzałem z pistoletu. Musical nawiązujący do tych wydarzeń nadal jest wystawiany i cieszy się powodzeniem.

Joseph Pache zmarł 7 grudnia 1926 r. w Maryland w USA na zawał serca. Był nie tylko słynnym dyrygentem, lecz także twórcą symfonii i autorem melodii do wielu pieśni, zwłaszcza takich znanych poetów niemieckich, jak Heinrich Heine, Theodor Storm, Eduard Mörike. Nie stronił też nasz kompozytor od artystycznego opracowania pieśni ludowych. Jego utwory są nadal wykonywane.

Nowelę Valeski Bethusy-Huc można przeczytać w przekładzie na język polski w dwujęzycznym kwartalniku "Historia-Kultura-Literatura - Zeszyty Eichendorffa-Eichendorff-Hefte" nr 40.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska