Jubileusz jubileuszem, ale fundacja DOM wciąż musi się rozwijać

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Szymonek z mamą, Krystyną Wojtkowiak, jest w fundacji codziennym gościem. Zrobił dzięki temu duże postępy. Na zdjęciu z lewej dyrektor Kazimierz Jednoróg.
Szymonek z mamą, Krystyną Wojtkowiak, jest w fundacji codziennym gościem. Zrobił dzięki temu duże postępy. Na zdjęciu z lewej dyrektor Kazimierz Jednoróg. Krzysztof Świderski
W ciągu 25 lat z pomocy fundacji Teresy i Kazimierza Jednorogów skorzystało około 6 tysięcy Opolan. Gdyby nie to miejsce, wielu z nich nie odważyłoby się wyjść z domu. Do ludzi.

W budynku Fundacji Dom Rodzinnej Rehabilitacji Dzieci z Porażeniem Mózgowym przy ul. Szymanowskiego w Opolu wszystko jest przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Nawet winda zamyka się wolniej niż standardowa w bloku, żeby na pewno do środka bezpiecznie wjechało dziecko na wózku i weszła mama.

Spotykamy Krystynę Wojtkowiak z niespełna dwuletnim Szymonkiem.

- Nie ma dnia, żebyśmy tu nie przychodzili - mówi mama chłopca. - Śmiejemy się czasem, że nasz synek cierpiący na rozszczep kręgosłupa jest uzależniony od rehabilitacji. Lekarze nie dawali mu szans. Tymczasem on już zaczyna coś po swojemu do nas mówić. Podnosi się i próbuje wstawać. Do chodzenia pewnie jeszcze daleko, ale i tak wszyscy jesteśmy w szoku, jak dużo już potrafi. Bez wsparcia fundacji, bez pani Kasi, która z nim ćwiczy, nie byłoby to możliwe.

Grażyna Sebastian na ćwiczenia z terapeutką Agnieszką Talagą przyjechała z wnuczką.

- Jesteśmy tu dwa razy w tygodniu i Martunia bardzo to lubi - mówi.

Dziewczynka jest zdrowym dzieckiem. Korzysta z ćwiczeń, aby poprawić sprawność fizyczną. Efekty są. Ma lepsze napięcie mięśniowe, trzyma się prosto, nie przekrzywia główki. I porusza się bardzo żwawo.

- Zaczęliśmy naszą działalność w budynku wynajętym od miasta - wspominają państwo Teresa i Kazimierz Jednorogowie. - W grudniu 1991 odbyły się pierwsze mikołajki dla dzieci. Dziś na ul. Szymanowskiego fundacja ma dwa budynki. W nowym - oddanym w 2013 roku - działa ośrodek wczesnej interwencji. W obu rehabilituje się tu i poddaje terapii dzieci od urodzenia do osiągnięcia pełnoletności.

Trafia ich tutaj około 115 dziennie (niektóre przychodzą raz w tygodniu, inne częściej), by skorzystać z pomocy m.in. fizjoterapeutów, psychologów, pedagogów specjalnych i pracowników socjalnych, którzy pomagają niezamożnym rodzicom pozyskać pomoc od różnych urzędów i instytucji.
Małgorzata Jagieluk, kierownik NZOZ w Fundacji DOM, podkreśla, że dzieci nie tylko usprawnia się ruchowo.

- Wzmacniamy także ich umiejętności społeczne - dodaje. - U nas spotykają inne dzieci i uczą się budowania relacji: jak zabawę rozpocząć i kontynuować. Ponieważ są niepełnosprawne, często od początku życia są chronione, wiele rzeczy rodzice robią za nie. Trudno im patrzeć, jak dziecko się męczy. Ale przecież ono musi umieć się ubrać, umyć zęby, rozmawiać z rówieśnikami. Nasi specjaliści o to dbają, by dzieci w fundacji nie tylko leczyć. Skoro będą dorosłe, a to jest proces nieodwracalny, chcemy by umiały pojechać autobusem czy zrobić zakupy. Nawet jeśli dziecko nie mówi, logopedzi wprowadzają np. komunikację obrazkową. Przecież jeśli pokaże obrazek z chlebem, sprzedawca mu go poda. Słowem, staramy się, by nasza opieka była kompleksowa.

Łącznie z różnych form terapii korzysta w fundacji Dom około tysiąca osób rocznie. W ciągu 25 lat takich osób było około 6 tysięcy.

Niektóre z nich państwo Jednorogowie już zawsze będą mieć pod powiekami:

- Myślę o Natalii z Opola i Tomku z Wrocławia - opowiadają. - Byliśmy sąsiadami Natalii i jej rodziców w deskowcu na Chabrach. Nasz syn zaczął chodzić, a niepełnosprawna Natalka została w wózku. Rodzice pojechali z nią do Kadłuba Strzeleckiego na turnus rehabilitacyjny. Tam Tomek i jego ojciec przywieźli metodę Domana. Zaczęliśmy sąsiadom pomagać w rehabilitacji i z tej sąsiedzkiej pomocy powstała z czasem Fundacja Dom.

Pan Kazimierz, dyrektor fundacji, pamięta także dziewczynkę chorą na dziecięce porażenie mózgowe i epilepsję. Jej imię czas zatarł. Wie, że na pewno miała piękne oczy.

- Mama tej dziewczynki postanowiła, że będzie ją leczyć z pomocą jakiegoś uzdrawiacza - wspomina dyrektor. - Zawierzyła mu bezgranicznie. Skutek był taki, że dziecko zmarło, ku rozpaczy i wzajemnym pretensjom rodziców. Wyciągnąłem z tego wniosek, że terapię warto konsultować w wielu miejscach. Nie zawierzając jednej osobie. Także lekarzowi. Dlatego nie monopolizujemy swoich pacjentów. Nie sprzeciwiamy się, gdy rodzice pomagają swoim dzieciom i tutaj, i gdzie indziej.

Najmłodszym „dzieckiem” fundacji jest ośrodek wczesnej interwencji.

Dzieci trafiają tu często zaraz po urodzeniu - w niektórych przypadkach skutki niepełnosprawności udaje się dzięki temu zmniejszyć, a nawet całkowicie zlikwidować.

- Czasem wystarczają trzy miesiące terapii podjętej na czas, by dziecko odzyskiwało pełną sprawność, czasem potrzeba roku czy dwóch - zauważa Kazimierz Jednoróg. - Jak się sprawę odłoży, zaniedba, straci czas, problemy się pogłębiają. Pomyślmy, ile zupełnie zdrowe dziecko musi się po urodzeniu nakopać nóżkami, namachać rączkami, zanim stopniowo usiądzie, będzie raczkować, wreszcie wstanie. A dziecko z jakimś defektem mózgu rusza np. tylko jedną nóżką. Jeśli nie uruchomimy drugiej, to ono zostanie z tym defektem. I my tu jesteśmy po to, by tę niepełnosprawność jak najszybciej zmniejszyć, a jak się tylko da, usunąć.

Na tym polega jeden z fenomenów fundacji Jednorogów, że reaguje na problemy wtedy, gdy się pojawiają. W latach 90. trzy nieduże klasy uczestników WTZ - razem około 20 osób - zdawały maturę.
- Okazało się, że ci uczniowie mieli ukończoną pełną podstawówkę - mówią państwo Jednorogowie. - Zajęcia w fundacji prowadzili dla nich nauczyciele z liceum dla dorosłych, choć dla niektórych nie było to emocjonalnie łatwe. Minister wydał wtedy dla naszych uczniów specjalną zgodę, by mogli pisać maturę na komputerach, bo uczeń z porażonymi rękami odręcznie niczego czytelnie nie napisze. Jeden z naszych uczestników zdał egzamin dojrzałości z drugim wynikiem wśród wszystkich absolwentów liceum dla dorosłych. To była wielka radość i satysfakcja. Dziś nie ma potrzeby do tego pomysłu wracać, bo działają przecież szkoły integracyjne.

Fundacja DOM obejmuje opieką nie tylko dzieci, ale i dorosłych. To z myślą o nich zbudowano 12 lat temu budynek przy ul. Mielęckiego.

Działają tu Środowiskowy Dom Samopomocy, Zakład Aktywności Zawodowej oraz Warsztaty Terapii Zajęciowej.

W ŚDS spotykają się osoby niepełnosprawne intelektualnie oraz z niepełno-sprawnościami zespolonymi. Korzystają z treningów funkcjonowania w życiu codziennym, uczą się rozwiązywania problemów i spędzania czasu wolnego. Mogą liczyć na poradnictwo psychologiczne, terapię ruchową - zajęcia sportowe i fizjoterapię, turystykę i zajęcia rekreacyjne, arteterapię, zajęcia teatralne, muzyczne i wokalne, warsztaty stolarskie oraz ćwiczenia podnoszące poziom wiedzy ogólnej. Do ich dyspozycji jest bardzo dobrze wyposażona kuchnia oraz sala poznawania świata.

Łącznie z ŚDS, ZAZ i WTZ korzysta 140 dorosłych. Pracuje z nimi ok. 40 terapeutów.

Panie Grażyna Głomb-Kląskała, Izabela Gajdamowicz i Bogusława Barczuk pracują w WTZ od ponad 20 lat (WTZ działa od 1993 roku, początkowo na Szymanowskiego).

- Kiedy zatrudnialiśmy panie 20 lat temu, daliśmy im możliwość zrobienia czegoś zupełnie nowego - wspomina pan Kazimierz. - Bo byliśmy jedną z pierwszych organizacji w Polsce, które w ogóle zakładały warsztaty terapii zajęciowej. Zaraz po tym, jak wyszła odpowiednia ustawa. Uczestnicy WTZ byli o parę lat od starsi od terapeutek. Szybko przechodzili na ty, zaprzyjaźniali się i... zakochiwali. Niełatwo było tym młodym ludziom wytłumaczyć, że sympatyczne, życzliwe, uśmiechnięte panie mają jednak swoje życie i inne sympatie.

- Koncentrujemy się na umiejętnościach przydatnych w samodzielnym życiu uczestników - mówią terapeutki - jak sprzątanie i gotowanie. - Ale też pozwalamy rozwijać ich różne talenty i możliwości. Uczestnicy warsztatów terapii zawodowej malują, wyszywają, robią stolarkę i ceramikę, przedmioty artystyczne, które pozwalają im podnieść poczucie własnej wartości. To jest rehabilitacja społeczna i zawodowa. Choć rynek pracy jest bardzo trudny.

Pani Bogusława zajmuje się rehabilitacją leczniczą dostosowaną do możliwości uczestników. W fundacji działają też sekcje sportowe olimpiad specjalnych - pływacka, tenisa stołowego, bowlingu, treningi odbywają się też na lodowisku itp.

Wybór pracy w fundacji był strzałem w dziesiątkę - mówi pani Grażyna.

- Tu panuje wyjątkowy klimat, który wnoszą państwo Jednorogowie, osoby wyjątkowo ciepłe i życzliwe dla innych - dodaje pani Izabela. - Tu się czuje serdeczność, wręcz otulenie. W takim klimacie pozwolono nam budować przyszłość fundacji.

Panie podkreślają, że Fundacja Dom przez te ćwierć wieku zmieniła nie tylko sytuację niepełnosprawnych, ale Opole. Bo pierwszych uczestników zajęć państwo Jednorogowie wręcz wyciągali z domu, by ich do nowej placówki zaprosić i stopniowo zmieniać życie ich i ich rodzin. Z myślą o tym, by mogli pracować, powstał z czasem Zakład Aktywności Zawodowej. Założyciele fundacji robią konsekwentnie swoje - pomagają niepełnosprawnym i ich bliskim. A ogół ludzi oswajają z tym, że takie osoby w społeczeństwie są, wychodzą na ulice i są u siebie.
Jubileusz jubileuszem, ale fundacja musi się rozwijać.

- Oboje z żoną podkreślamy, że potrzebne jest miejsce, w którym dorosłe osoby niepełnosprawne mogłyby mieć swój kąt - mówi z pasją Kazimierz Jednoróg. Nie wszyscy muszą chcieć mieszkać z rodzicami. W dodatku taki stan nie trwa wiecznie. Bo rodzice zwykle odchodzą przed dziećmi. Kiedy budowaliśmy ośrodek na Mielęckiego, wydawało się, że taka placówka łącząca ZAZ i spółdzielnię socjalną - z pomocą Caritas monachijskiego powstanie. Mieliśmy już upatrzone miejsce w Opolu między Grudzicami a Maliną. Ale nie było zainteresowania miasta. Dziś jest tam pusty plac. W ciągu tych lat weszliśmy do Unii i niemieckie instytucje nie mogą nam pomagać tak, jak dawniej. Ale marzenie o takim miejscu trwa. I świadomość, że takie miejsce jest w mieście potrzebne.

Tym bardziej że teraz - co pan Jednoróg podkreśla - osobę niepełnosprawną, która bierze udział w warsztatach czy pracuje z Zakładzie Aktywności Zawodowej, po śmierci rodziców zabiera się z tego środowiska, w którym ileś lat przeżyła, zwykle do domu pomocy społecznej. Niestety, wiele z nich czuje się tam źle. Mieszkają we wspólnych pokojach z innymi osobami, do czego nie przywykły. Nie korzystają z codziennej obowiązkowej terapii. Bardzo często kończy się to „sufitowaniem”, czyli biernym wpatrywaniem się gdzieś w przestrzeń, a wreszcie chorobą psychiczną.

Po 25 latach Jednorogom narosły też trudne wspomnienia. Choćby o wykonawcy inwestycji, który nie płacił podwykonawcom i wpędził fundację w proces ciągnący się aż po Sąd Najwyższy. Ciężarem na dziś jest milion zł kredytu z odsetkami, jaki został do spłacenia (17 tysięcy miesięcznie do 2023 r.) po zbudowaniu ośrodka wczesnej interwencji.

- A przecież nie żałuję, że zaczęliśmy to robić - mówi Kazimierz Jednoróg. - Można było zrobić więcej dla dobra innych. Ale z latami narastały ograniczenia. Nie tylko urzędnicze. Hamowali też zawistni „oglądacze”. To w ich głowach Jednorogowie kładli sobie kafelki przy okazji budowy domu dla dzieci. To im przeszkadzają samochody parkujące po przeciwnej stronie ulicy Szymanowskiego. „My nie mamy nic do niepełnosprawnych dzieci - zapewniają - ale dlaczego ich rodzice tu przyjeżdżają?”. Takie pytania bolą. Ale gdybyśmy mogli cofnąć czas, zaczęlibyśmy od nowa jeszcze raz.

Parę okruchów historii fundacji

Plany stworzenia Fundacji Dom Rodzinnej Rehabilitacji Dzieci z Porażeniem Mózgowym państwo Jednorogowie zaczęli w 1989 roku.

6 maja 1991 roku fundacja została zarejestrowana w sądzie. Rok później rozpoczęła działalność w budynku po przedszkolu przy ul. Szymanowskiego użyczonym przez miasto.

1993 - rozpoczął działalność WTZ.

1998 - fundacja powołała NZOZ.

2004 - otwarcie Ośrodka Rehabilitacji Społecznej i Zawodowej, a w nim ZAZ-u, WTZ-u. W tym samym roku ruszył także ŚDS.

2013 - otwarcie Ośrodka Wczesnej Interwencji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska