Jurku, jeśli masz coś zrobić, to dziś...

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Ksiądz Jerzy Popiełuszko został beatyfikowany jako męczennik, W takim przypadku cud nie jest warunkiem wyniesienia na ołtarze.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko został beatyfikowany jako męczennik, W takim przypadku cud nie jest warunkiem wyniesienia na ołtarze. Wikipedia
W sobotę we francuskim Creteil rozpoczyna się proces w sprawie cudu dokonanego za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Do kanonizacji patrona "Solidarności" jest już bardzo blisko.

Pod lupą

Proces beatyfikacyjny ks. Popiełuszki rozpoczął się 8 lutego 1997 roku. Na etapie diecezjalnym przesłuchano 44 świadków.
3 maja 2001 roku rozpoczęła się procedura procesowa na poziomie Kongregacji ds. Kanonizacyjnych.
19 grudnia 2009 roku papież Benedykt XVI podpisał dekret o uznaniu męczeństwa księdza Jerzego.
6 czerwca 2010 roku w Warszawie ks. Jerzy Popiełuszko został beatyfikowany w obecności 100 biskupów i 1600 kapłanów.

Miejsce, gdzie się ten proces będzie odbywał, nie jest przypadkowe. Właśnie w Creteil doszło w 2012 r. do niewytłumaczalnego medycznie uzdrowienia z raka krwi przypisywanego wstawiennictwu księdza Jerzego.

W tamtejszym szpitalu im. Alberta Cheneviera leżał Francois Audelan, 56-letni mężczyzna, ojciec trojga dzieci, od 11 lat chory na nietypową przewlekłą białaczkę szpikową. Kiedy w listopadzie 2011 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia, mężczyzna nie mógł już chodzić. Mimo przeprowadzenia trzech chemioterapii i przeszczepu szpiku kostnego był śmiertelnie chory, tracił przytomność. Szpitalny psycholog rozmawiał już z rodziną o śmierci pacjenta, a krewni podjęli pierwsze starania w zakładzie pogrzebowym, m.in. zamawiając trumnę.

Czternastego września 2012 r. do umierającego wezwano księdza z parafii Joinville-le-Pont. Ksiądz miał tego dnia urodziny. Ponieważ kiedyś pielgrzymował do sanktuariów w Polsce i był m.in. przy grobie księdza Jerzego, przypomniał sobie, że dokładnie tego samego dnia co on - 14 września 1947 roku - urodził się ks. Popiełuszko.

Gdy znalazł się przy łóżku konającego, modlił się głośno: "Posłuchaj, Jurku, dziś twoje i moje urodziny, więc jeśli masz coś zrobić, to zrób to właśnie dzisiaj". Udzielił nieprzytomnemu sakramentu chorych i odszedł. Po kilku chwilach chory otworzył oczy i zapytał: "Co się stało?".

Pacjenta odwiedzała regularnie polska zakonnica, s. Rozalia, którą ordynariusz Créteil skierował do posługi w tym szpitalu. Gdy kolejny raz poszła do niego, pokój był uprzątnięty i łóżko starannie zasłane. Pomyślała, że chory umarł. O mało nie zemdlała, kiedy z łazienki usłyszała jego głos: Proszę poczekać, bo się golę.

W ciągu kolejnych dni przeprowadzono wiele bardzo szczegółowych badań Francois Audelana. Wynik był zaskakujący: ani śladu białaczki. Po miesiącu szpital w Creteil, gdzie uzdrowiony od 11 lat się leczył, wznowił jego badania laboratoryjne. Kiedy okazało się, że nadal żadnego nawrotu choroby nie ma, pacjenta wypisano do domu.

Doktor Rabah Redjoul, który go leczył, stwierdził: - Potwierdzam, że bardzo dociekliwie zbadałem chorego i że nastąpiło jego nagłe wyzdrowienie, jest ono z punktu widzenia medycznego niewytłumaczalne, zwłaszcza że nastąpiło wtedy, kiedy stosowano już tylko opiekę hospicyjną.

Nagły powrót do pełni zdrowia został potwierdzony na wypisie ze szpitala, z datą 7 grudnia 2012 roku.

Przez wiele miesięcy sam uzdrowiony, jego rodzina, siostra zakonna i ksiądz milczeli. Aby cud mógł zostać uznany, wyleczenie musi być nie tylko gwałtowne i całkowite, ale też trwałe. Kiedy nawrotów choroby nadal nie było, poinformowali o zdarzeniu biskupa Creteil (okazało się, że i on modlił się rok wcześniej za swoją diecezję u grobu księdza Popiełuszki), a ten powiadomił postulatora procesu kanonizacyjnego.

Weryfikacja uzdrowienia zostanie przeprowadzona najpierw w diecezji Creteil, a następnie w Kongregacji ds. Kanonizacyjnych wypowiedzą się o nim lekarze, teologowie, wreszcie kolegium kardynałów i biskupów. Ostateczne uznanie cudu w praktyce otwiera drogę do kanonizacji.

Samo zaistnienie cudu za wstawiennictwem patrona "Solidarności" jest tym ciekawsze, że ksiądz Jerzy został beatyfikowany jako męczennik, a w takich przypadkach cud nie jest warunkiem koniecznym wyniesienia na ołtarze. Podczas procesu beatyfikacyjnego dochodzenia w sprawie cudu w ogóle nie prowadzono. Ale już wtedy do postulatora procesu wpłynęło około 300 świadectw ludzi przekonanych, że otrzymali łaski za wstawiennictwem księdza Jerzego. Jeśli przed kanonizacją cudowne uzdrowienie miało miejsce, jest to szczególny znak od Boga.

- Skoro na kanonizację ks. Popiełuszki nie trzeba będzie długo czekać, warto już dziś pomyśleć o dobrym przygotowaniu - uważa Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej. - Mam wrażenie, że postać ks. Jerzego jest za mało obecna zarówno w polskich kościołach, jak i w naszych sercach. A przecież kapłan ten wyznacza drogi świętości na dziś. Podobnie jak papież Franciszek pokazuje, że nie ma mowy o autentycznym chrześcijaństwie bez solidarności z ubogimi i prześladowanymi. Pokazuje znakomity wzorzec współpracy ze świeckimi kapłana, który dawał im olbrzymią przestrzeń odpowiedzialności. Pozostawia też znakomity wzór patriotyzmu, nauczając, że to wartości muszą być fundamentem życia społecznego i państwowego. A przede wszystkim jego świadectwo dowodzi, że wiara i wynikające z niej treści wymagają obrony, nawet za cenę życia.

Jeden krok, czyli rok

Do kanonizacji został jeden krok, ale w tym przypadku "szybko" oznacza jednak przynajmniej kilka miesięcy, może rok. Nie ma więc praktycznie szans, by do kanonizacji doszło jeszcze w tym roku, na 30. rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Jerzego.
Urodzony w Suchowoli w Białostockiem Alfons Popiełuszko (zmienił imię dopiero w seminarium, bo źle się kojarzyło) został wyświęcony na księdza w 1972 roku.

Na prymicyjnym obrazku napisał: "Pan mnie posłał głosić dobrą nowinę ubogim i opatrywać rany serc złamanych". Wielu młodych księży ten cytat wybiera, ale on tak żył, jak napisał. Od 1972 do 1979 r. pracował jako wikariusz w parafiach: Trójcy Świętej w Ząbkach, Matki Bożej Królowej Polski w Aninie i Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu, jako duszpasterz pielęgniarek, wreszcie rezydent w parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Nie rzucał się szczególnie w oczy. Choć zawsze miał świetne kontakty z ludźmi, zaprzyjaźniał się i angażował w ich życie.

W niedzielę 31 sierpnia 1980 r. robotnicy z Huty "Warszawa" szukali księdza, który mógłby odprawić im w zakładzie mszę św. Prymas Wyszyński wysłał sekretarza z tą informacją do kościoła św. Stanisława Kostki. Okazało się, że inni księża są zajęci, więc ks. Popiełuszko zgodził się pojechać. Został w hucie do wieczora i od tego czasu przychodził nawet kilka razy w tygodniu.

Karol Szadurski poznał księdza właśnie wtedy. Był w hucie zastępcą przewodniczącego komitetu strajkowego. - Ks. Popiełuszko był moim przyjacielem - mówi. - Nie opuścił mnie, gdy znalazłem się na ławie oskarżonych. Opiekował się moją żoną i żonami kolegów. Przywoził mleko i lekarstwa z darów. Dla robotników organizował kursy z prawa pracy i społecznej nauki Kościoła. Hutnicy odwdzięczali mu się ochroną przed esbekami. Na osiem godzin jechało się do huty, a stąd - nie wracając do domu - na następne osiem do parafii, żeby ksiądz nie był sam ani przez chwilę.

Chronić księdza było trzeba. Odkąd zaczął odprawiać na Żoliborzu msze św. za ojczyznę, jeździła na nie cała Polska, ale dla władz były solą w oku. Rzecznik rządu Jerzy Urban nazywał je seansami nienawiści.

Pan Szadurski był jednym z tych, którzy - kiedy wokół księdza zrobiło się gęsto - napisał do prymasa Józefa Glempa prośbę, by ks. Jerzego wysłać na studia do Rzymu. - Zrobiłem to, bo nie byliśmy w stanie go chronić. Tych uboli było tam czasem trzydziestu. Śledzili na każdym kroku i jego, i nas. W piwnicy sąsiedniej szkoły umieścili aparaturę podsłuchową skierowaną na plebanię. Wykwaterowali ludzi z budynków obok. Byliśmy młodzi i trochę szaleni. Oni nas podglądali, a my ich. Okazało się, że wiedzieli dokładnie, co Jerzy będzie robił. Nie upilnowaliśmy go.

19 października 1984 r. ks. Popiełuszko w towarzystwie kierowcy Waldemara Chrostowskiego udał się do Bydgoszczy, gdzie w kościele Świętych Polskich Męczenników odprawił mszę św. i prowadził rozważania do tajemnic różańca. Ostatnie słowa tej modlitwy brzmiały: "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy".

W drodze powrotnej, wieczorem, samochód księdza został zatrzymany przez patrol drogowy. W rzeczywistości w milicyjne mundury przebrani byli funkcjonariusze SB - Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala. Mordercy działali w poczuciu bezkarności. Od swego przełożonego, Adama Pietruszki, otrzymali specjalne przepustki, które zwalniały ich od wszelkich kontroli. Ksiądz skrępowany i z kneblem na ustach bity był kilkakrotnie do nieprzytomności drewnianą pałką. Na tamie pod Włocławkiem wrzucili do Wisły obciążone kamieniami zmasakrowane ciało w foliowym worku. Ksiądz Jerzy został męczennikiem.

Ciało odnaleziono 30 października. Jego pogrzeb 3 listopada 1984 r. zgromadził, jak się szacuje, od 600 tysięcy do miliona ludzi.

- Przychodziliśmy do niego i na mszę za ojczyznę tysiącami po otuchę i nadzieję - mówi Maria Fabianowicz, pracownica przykościelnego muzeum. - Bo ksiądz Jerzy potrafił wypowiedzieć takie słowa prawdy, dzięki którym podnosiliśmy się z klęczek. Ale nigdy nikogo nie atakował. Żadnej nienawiści tam nie było. Dlatego teraz - jestem tego pewna - jest w niebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska