Już raz “oszukał przeznaczenie”. Teraz stara się doczekać operacji. Czekając na zdrowie można je stracić

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
W tej grze stawką jest stopa. Dokładnie – lewa stopa Wacława Kędzierskiego z Prudnika, lat 72. Za niedługo może jej już nie mieć.

Wacław Kędzierski należy do nielicznej grupy ludzi, którym już wypisano kartę zgonu i już jechali do prosektorium. 54 lata temu wyrwał się śmierci, oszukał ją.

W lipcu 1969 roku Kędzierski miał 19 lat i pracował w firmie transportowej jako pomocnik kierowcy. Wozili rzepak 18 tonowym jelczem z Nowego Świętowa koło Głuchołaz do Raciborza. Tego dnia był piątek. Kierowca w Raciborzu zadzwonił do szpitala, bo jego żona akurat poszła rodzić i dowiedział się, że ma piątego syna. Kupił więc pół litra i wypił, a potem usiadł za kółkiem. W Starych Kotkowicach koło Głogówka wjechał do rowu razem z całym składem.

Karetka zawiozła Wacława Kędzierskiego połamanego, nieprzytomnego, z obrażeniami czaszki do szpitala w Głogówku, a już grubo po północy do Prudnika na chirurgię. Lekarza ściągali z zabawy. Obejrzał jego głowę, uznał, że mózg już wyszedł z czaszki i napisał kartę zgonu. Pielęgniarki położyły „denata” na wózku, przykryły prześcieradłem i jedna z nich zawiozła go do prosektorium. Po drodze ręka wysunęła się spod prześcieradła i popłynęła po niej krew z rany na ramieniu. Pielęgniarka zrobiła w tył zwrot z wózkiem. I narobiła rabanu, bo skoro „denat” krwawi, to musi żyć.

Kędzierski miał zmiażdżoną lewa nogę, połamane pozostałe nogi i ręce, uszkodzoną czaszkę. Ale przeżył. Wykaraskał się po paru miesiącach leczenia.

Suma wszystkich chorób

Zmiażdżona wtedy noga po pół wieku znów zaczęła dolegać. Diagnoza – stopa cukrzycowa, zapalenie kości, obrzęki i rany na nodze. W styczniu pan Wacław trafił do szpitala w Białej na leczenie serca, ale hospitalizację kardiologiczną trzeba było przerwać, bo lekarz stwierdził, że najpierw należy wyleczyć nogę i odesłał pacjenta do poradni chirurgicznej i ortopedycznej.
Od tego czasu pan Wacław już nie wstaje z łóżka. Nogi bolą tak, że nie jest w stanie ustać, czy dojść choćby do ubikacji. Leży i czeka.

Kiedy go wypisywali z Białej żona – Róża Bednorz, akurat leżała w jeszcze kolejnym szpitalu, na oddziale pulmonologicznym w Głuchołazach. Leżała pod tlenem po zabiegu, ale gdy zadzwonili, że trzeba męża odebrać do domu, to się wypisała na własne życzenie i przerwała terapię. W domu zaczęła wydzwaniać, szukać w internecie, kto by przyjął jej Wacka na leczenie stopy cukrzycowej. Udało się jej znaleźć miejsce w porani, a potem w szpitalu w Krapkowicach.

- Cudowny szpital. Lekarz, pielęgniarski pełni serca do pacjenta – opowiada dzisiaj.

Chirurg zrobił mu zabieg nacięcia i czyszczenia rany. A potem skierował do ośrodka specjalistycznego leczenia stopy cukrzycowej w Krakowie.

- Doktor powiedział mi, że w Krapkowicach nie dadzą rady uratować nogi. Ale polecił prywatną klinikę w Krakowie, bo tam są w stanie uratować stopę męża – opowiada Róża Bednorz.

Stopa cukrzycowa to jedno z powikłań cukrzycy. Zaczyna się od owrzodzeń na nodze, drobnych ran, na których rozwijają się kolejne zakażenia. Niestety, często stopa cukrzycowa kończy się amputacją palca lub większej części kończyny. W Polsce z powodu stopy cukrzycowej wykonuje się rocznie ok. 7 tysięcy amputacji, a po pandemii Covid ta liczba gwałtownie wzrosła. Na cukrzycę choruje u nas ok. 2 milionów ludzi, głównie po 60 roku życia. Od 6 do 10 procent z nich cierpli na stopę cukrzycową. Chorzy nie czują bólu w stopach, przez co często sami pogarszają swój stan, bo nie czują za ciasno zasznurowanego czy ciasnego obuwia, a nawet kamienia w bucie.

W przypadku stopy cukrzycowej nowe formy terapii dopiero wchodzą w życie i nie wszystkie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Centrum Medyczne w Krakowie stosuje z powodzeniem terapię podciśnieniową, która daje dobre efekty w leczeniu stopy cukrzycowej, choć jak zawsze w medycynie, nie gwarantuje powodzenia. Problem w tym, że Centrum Medyczne w Krakowie przyjmuje pacjentów na zasadach komercyjnych, odpłatnie, a wykonanie zabiegu z kompletem badań, to co najmniej 15 tysięcy złotych.

- Nie stać nas na to – mówią wspólnie Wacław Kędzierski i Róża Bednorz. On utrzymuje się z emerytury, nieco ponad 2 tysiące złotych. Ona jest rencistką z najniższą możliwą rentą. Większość swoich pieniędzy wydają i tak na leki i leczenie, bo schorzeń im nie brakuje.

Wdowi grosz dla emeryta

Róża Bednorz wymyśliła, że ogłosi zbiórkę pieniędzy na leczenie i rehabilitację Wacława. Założyła ją na znanym portalu siepomaga.pl. Od 21 lutego 49 osób przekazało na ten cel w sumie 3 765 złotych. Ludzie przysyłają drobne kwoty, po 20 czy 50 złotych. O niektórych wiedzą, że to biedni emeryci i to im są szczególnie wdzięczni. Dzielą się, choć im samym brakuje wszystkiego.

Pani Róża przesłała gdzie mogła po znajomych informację o potrzebnej pomocy. I czekają cierpliwie, powtarzając, że trzeba mieć nadzieję. Są sami, bo rodzina mieszka daleko. On leży całe noce i dni spokojnie na łóżku. Ona drepcze po domu, robi mu jedzenie, picie, myje go, pomaga w toalecie. Prawie wcale nie wychodzi z mieszkania, bo też ma poważne problemy zdrowotne. Nawet śmieci nie ma kto wynieść.

- Do tego wszystkiego doszła depresja u męża. Nie jadł, nie pił, prosił o eutanazję – opowiada pani Róża. – Na mnie też spadła depresja. Nie mam siły się umyć, a tu przed nami tyle załatwiania.

- Straciłem wiarę w szpitalu w Krapkowicach. W jednym pokoju leżało nas pięciu. Poza mną wszyscy po amputacji – mówi Wacław Kędzierski.

I tak na jednej szali los położył stopę pana Wacława i brakujące 15 tysięcy złotych. Co przeważy?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska