Kalendarz według drukarza

Danuta Nowicka
Pani Ola, windykator, jako pin-up girl wygląda tak, że wszystko byś jej oddał. Komputerowcy w matriksie przypominają hollywoodzkich aktorów, a panie z działów sprzedaży i handlowego - dziewczyny Roberta Palmera. Tyle że przeważnie w czerwieni.

Drzwi się otwierają, w drzwiach Aleksandra Sajko. Twarz dziewczęca, włosy ujęte w koński ogon, dżinsy. - To naprawdę pani? - pytam. Nie przypomina dziewczyny z kalendarza.
Pani Ola, analityk do spraw sprzedaży drukarni Opolgraf, przyznaje, że loki, kokarda, bluzka w kropki, jaskrawoczerwone usta i paznokcie, i jeszcze rzęsy zakończone koralikami - wedle wielu znajomych zmieniły ją nie do poznania. Chłopak - "właściwie narzeczony" - poprawia - "w tym roku bierzemy ślub" - uważa podobnie.

W kalendarzu występuje w potrójnej roli - dziewczyny z okładki i gwiazdy na stronach marcowej i czerwcowej. Ujęcie, na którym leży na brzuchu, fikając nogami, fotograf traktował jako wstępne. Zrobił je na zachętę dla innych pracowników Opolgrafu, którzy wzbraniali się przed pozowaniem. Zobaczywszy rezultat, uznał jednak, że na duble szkoda czasu.

Kalendarz nosi tytuł: "Poznaj nas z innej strony". Założenie było takie, by analitycy, drukarze, specjaliści, handlowcy, rozpoznawani przez klientów i kontrahentów po głosie podczas rozmów przez telefon - wyjaśnia Marta Obłonczek z działu marketingu - pokazali twarz, a niekiedy poszli na całość. Zarówno starsi, jak Henryk Gonschior, 35 lat stażu, jak i młodsi, choćby Justyna Gruszecka-Stec, dwa lata. Kalendarz to także prezent dla samej drukarni w przypadające w 2011 r. 60-lecie powstania. W drukarskiej branży Opolgraf znalazł się na szczytach, zdobywając trzy lata z rzędu miano Najlepszej Drukarni Dziełowej w Polsce, a także, pięć razy, tytuł Gazeli Biznesu. Współpracuje z największymi wydawnictwami Polski i Europy Zachodniej.

Styczeń
w ekskluzywnym kalendarzu (edycja limitowana, 350 egzemplarzy, nie na sprzedaż) sygnuje ich troje. Agnieszka Krehut-Kaniecka, specjalistka do spraw zaopatrzenia, z gracją przysiadła na beli papieru, zaś Tomasz Piotrkowski i Piotr Czerwiński, pracownicy magazynu, przyjęli niefrasobliwe pozy, stojąc. Zdjęcie zreprodukowano w eleganckiej, właściwie czarno-białej wersji.

Luty

przybrał postać uśmiechniętych blondynek w wielkich okularach, białych fartuchach i rękawiczkach. Daria Jaroszczak-Żocholl i Anna Maszczak z Działu Zapewnienia Jakości na kolorowym obrazku są otoczone menzurkami, suwmiarkami, szkłami powiększającymi i - jakżeby inaczej - książkami. Część rekwizytów pochodzi z laboratorium chemicznego zaprzyjaźnionego z Opolgrafem gimnazjum, część stanowi wyposażenie własnej pracowni. Snujące się dymy budują klimat pewnej tajemnicy. Zdjęcie zostało zrobione jako ostatnie, bo właśnie z powodu tych dymów pomieszczenie służące za studio trzeba było wietrzyć godzinami.

Z marcem

było całe zamieszanie. Używając eufemizmu: kontrowersje wzbudziło wywołane przez organizatorów sesji zdjęciowej hasło "gotowe na wszystko". Panie z działów sprzedaży i handlowego wahały się, czy je zaakceptować, ale ostatecznie potraktowały jako start do zabawy. Czyli tak, jak należało. Cztery z nich włożyły czerwone suknie z serii sylwestrowych propozycji H&M-u, każda inna, z dekoltem, do tego czerwone buty na niebotycznych obcasach, również specjalnie sprowadzone. Ale już wyzywające pozy są własne, z "nadania" wizażystki Wiktorii Maj i fotografa Tomasza Fryszkiewicza. Z kolorystycznej równości wyłamuje się piąta z pań, szefowa działu handlowego, Joanna Tołpa, w małej czarnej. Od niechcenia przydeptuje szpilką trylogię "Millennium" Larssona i nieczytelne tytuły poniżej. Chmury nad miastem w tle pewno zapowiadają rychłą burzę (domową?).

W kwiecień
wprowadza para mafiosów w osobach Henryka Gonschiora i Agnieszki Henel. Szef produkcji, w czerni od stóp po rąbek kapelusza, stanął plecami do swojej asystentki, mimo to oboje wydają się przemawiać jednym głosem: siła po naszej stronie... Pod nogami ścielą się arkusze potencjalnego czytadła, jeszcze nie pocięte. Opolgraf wprowadza za kulisy.
Maj
Rozbrajający uśmiech, wdzięk, uroda i pogoda, innymi słowy - operatorka falcarki Krystyna Pomierna w służbie miesiąca maja. Przytrzymuje udekorowany kwiatami kapelusz, tym samym eksponując suknię w kwiaty, sprowadzone z flamandzkich martwych natur. Bita śmietana chmur na jaskrawoniebieskim niebie konkuruje ze sfalcowanymi fragmentami przyszłego egzemplarza. Wysokie tony, wysoka jakość, wysokogatunkowy papier (kreda, mat), urodzinowy prezent od "Map-Polska".

Czerwiec

przypomina pin-up girl, czyli piękność z okładki. Pod przyjazną powierzchownością pani Oli kryje się... windykator. Gdy kalendarz trafił w ręce jednego z wierzycieli, ten stwierdził z rozbrajającą szczerością: - Wcale nie jest pani taka groźna, jak sądziłem.

Lipiec,

a z nim początek sezonu urlopowego z uśmiechem obwieszcza Krystyna Długosz. Wbrew pozorom zabawki w postaci samochodzików, przewodniki po USA, Toskanii i Szwajcarii (made in Opolgraf) i walizka nie wyznaczają tras urlopowych, lecz symbolizują dział ekspedycji. Pod szefostwem pani Krystyny produkty opolskiej drukarni trafiają do odległych miejsc w Polsce, a także do Norwegii, Szwecji, Anglii, Niemiec.

Sierpień

Trzech przystojniaków w typie macho. Zabójcze spojrzenia. Mięśnie początkującego kulturysty. Sponiewierane podkoszulki. Spodnie włożone niedbale. Luz, pewność, determinacja. I, oczywiście, tatuaże. Słowem "Heidelberg" na ramieniu drukarz offsetowy Wojciech Wojda chwali najnowszy firmowy nabytek, maszynę arkuszową pod tą właśnie nazwą, wedle prezesa Mirosława Szewczyka - mercedesa w świecie maszyn drukarskich (- To gwarancja największej rozdzielczości druku i najlepszego koloru). Trzy lata w dyspozycji Opolgrafu liczy reklamowany przez Piotra Wnuka "Mitsubishi", niezawodny w przypadku wydruków czarno-białych. "Miller", z którym utożsamia się centralna postać, drukarz Paweł Pycia, zdecydowanie starszy, wciąż pozostaje niezawodny (prezes: - Nawet 25-letnie maszyny dobrej firmy funkcjonują doskonale).

Wrześniowa
feeria barw na okładkach i próbnika kolorów w ręku Lidii Adamczyk podpowiada, czym zajmuje się specjalistka do spraw przygotowania produkcji. Spotkanie z panią Lidią przypomina wcześniejsze, z panią Olą. Twarz z kalendarza i rzeczywista... Od biedy można się doszukać podobieństwa, choć miejsce grzecznego koka upiętego dla potrzeb sesji zajmują kręcące się włosy, topowe, a ciężkie okulary zastąpiły prawie niewidoczne, bez ramek. Wizażystka Wiktoria Maj: - Niewiele osób trzeba było długo przekonywać do nowego wizażu. Propozycje zmiany i udziału w profesjonalnej sesji traktowano często jako spełnienie marzeń. Justyna Gruszecka-Stec: - Zauważyłam, że im ktoś bardziej się opierał, im bardziej się wstydził, tym rezultaty były lepsze.

Październik
Justynę Gruszecką-Stec, pomysłodawczynię kalendarza, można odnaleźć w październiku. Albo w Paryżu. Beret włożony ukośnie, na czoło, cygaretka w ręce (po bliższym wejrzeniu okazuje się pędzlem), szal, suknia kierują myśli do europejskiej stolicy mody. Wokół plamy czerwone, zielone, różowe, niebieskie. - Specjalista od marketingu nadaje barwy wszystkiemu, co dzieje się w drukarni - uzasadnia "modelka". - Tego samego zdania jest prezes, który wsparł ten i pozostałe pomysły.

Listopad

Bohaterowie listopada w osobach Wojciecha Starczewskiego, kierownika działu CtP, Radosława Kaczmarczyka, jego pracownika, i Tomasza Wańczyka, informatyka, przenoszą w świat Matrixa. Początkowo panowie chcieli wystąpić w T-shirtach i dżinsach, ale po przymierzeniu długich czarnych płaszczy i ciemnych okularów zmienili zdanie. Laptopy, komputerowe myszki, komórki i splątane kable dopełniają scenerii. Świat wykreowany na użytek kalendarza 2011 wydaje się tak rzeczywisty jak jego mieszkańcy.

Grudzień
Pełnomocnikiem grudnia jest główna księgowa. Żeby nie było wątpliwości, o kogo chodzi, przed Ewą Sieroń szeleszczące i brzęczące studolarówki. Pani Ewa wprawia w zachwyt w gwiazdorskim kapeluszu z szerokim rondem, eleganckim żakiecie z niedbale narzuconym lisem. Tym, co łączy ją i jej kalendarzowy wizerunek, niewątpliwie jest pewna słabość. Tyle że główna księgowa podczas przerwy w pracy przed drzwiami biurowca pali papierosa, zaś na portrecie delektuje się smukłym skrętem w bardzo długiej lufce. Tym, co dzieli obie panie... - Nie ukrywam, przydałoby się tyle pieniędzy - daje do zrozumienia ta z reala.

Justyna Gruszecka-Stec pamięta, że tuż po ukazaniu się kalendarza jej skrzynka pocztowa pękała od maili. Gratulacje odbierała także Marta Obłonczek z marketingu. Że pomysłowy, dowcipny, zrobiony profesjonalnie, wyróżniający się na tle kalendarzy ze zwierzątkami, krajobrazami, kwiatuszkami. - To jeden z najtrudniejszych projektów w mojej karierze - ocenia pani Justyna. - Cieszę się, że udało się przekonać pana prezesa i pozyskać wykonawców, wizażystkę i Tomka Fryszkiewicza, fotografa, a ten zdołał przekonać najmniej przekonanych. A przede wszystkim - że koleżanki i koledzy pokonali wstyd i zdecydowali się pozować.

Prezes: - Oczywiście kalendarz wisi w moim mieszkaniu, dokładnie w kuchni, gdzie najwięcej się przebywa, i wzbudza zachwyt gości. Uważa pani, że pracowniczkom z marketingu należy się podwyżka? Kiedy wrócę z delegacji, to nad tym pomyślę...

Czytaj e-wydanie »

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska