Kanał stoi suchy. Nie będzie prądu z elektrowni wodnej w Rzepczach

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Zbigniew Piec uważa, że to brak porozumienia z urzędnikami doprowadził jego firmę do bankructwa.
Zbigniew Piec uważa, że to brak porozumienia z urzędnikami doprowadził jego firmę do bankructwa. Krzysztof Strauchmann
W tej branży bez wody się nie pojedzie. Jaz w Kierpniu najpierw nie działał, potem uszkodziła go powódź, a na koniec zarząd melioracji kazał go rozebrać. Właściciel elektrowni został z kredytem i poczuciem żalu.

Czysty interes na prądzie

Czysty interes na prądzie

Na wodach administrowanych przez Wojewódzki Zarząd Melioracji Wodnych w Opolu pracuje ok. 20 prywatnych małych elektrowni wodnych. Dobre miejsce gwarantuje dobry interes, bowiem sieci energetyczne mają obowiązek kupowania od małych elektrowni wodnych (MEW) ekologicznie czystą energię. Koszt budowy samej elektrowni to ok. 500-700 tys. zł. Koszt budowy stopnia wodnego może przekraczać milion złotych. Ale dochód ze sprzedaży prądu z elektrowni o mocy ok. 50 kilowatów (takiej jak w Rzepczach) to nawet milion złotych rocznie.

W 1936 roku gospodarni Niemcy wybudowali w Rzepczach młyn. Woda dopływała do niego sztucznym kanałem o prawie kilometrowej długości i napędzała turbinę. Aby skierować wodę z rzeki Osobłogi do kanału młyńskiego, w korycie rzeki zbudowano wtedy jaz z ruchomymi zastawami, który piętrzył nurt. Po wojnie właścicielem młyna został państwowy Ośrodek Hodowli Zarodowej w Głogówku, który jeszcze w 1970 roku korzystał z wody do produkcji energii. Prawdopodobnie po powodzi w 1977 roku wszystko zostało wyłączone z użytku.

W 2002 roku wykorzystaniem zachowanych jeszcze budowli wodnych zainteresował się Zbigniew Piec z Opola, który przez lata pracował w elektrowni wodnej na Odrze. Wydzierżawił od OHZ część młyna, zainstalował w niej swoje urządzenia. Dostał pozwolenie wodnoprawne na korzystanie z wody i użyczenie jazu od Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, który zarządza wodami w imieniu marszałka. Pierwszy problem i spór polegał na tym, że według zatwierdzonych planów Zbigniew Piec miał zbudować swoją małą elektrownię wodną na działce przy jazie. Nie zrobił tego. Spiętrzył jednak wodę w rzece, puścił jej część do młynówki i uruchomił swoją turbinę we młynie. W ten sposób elektrownia pracowała do 2009 roku, sprzedając energię do sieci. Niezadowoleni byli jednak miejscowi rolnicy, właściciele pól powyżej jazu. Przy większych opadach płynące z nurtem gałęzie i drzewa korkowały jaz, woda podnosiła się jeszcze wyżej i zalewała sąsiednie grunty.

- Pan Piec po naszych interwencjach przyjeżdżał i usuwał zatory, ale współpraca nie układała się nam dobrze - opowiada jeden z właścicieli gruntów. - Więc kiedy już woda doszczętnie przewróciła jaz, rolnicy odetchnęli, że wreszcie będą mieć święty spokój.
- Właściciel elektrowni piętrzył więcej wody, niż miał ustalone w pozwoleniu - mówi Zbigniew Bahryj, dyrektor Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Opolu. - Nasi pracownicy interweniowali, ale sytuacja się powtarzała.

W 2009 roku gmina Głogówek po skargach rolników wystąpiła do starostwa o cofnięcie pozwolenia wodnoprawnego. I starosta pozwolenie cofnął, bo urządzenie negatywnie oddziaływało na otoczenie. Zarząd Melioracji Wodnych w Opolu wypowiedział Piecowi użytkowanie jazu i sam otworzył zapory. Woda przestała zalewać pola, ale przestała też płynąć młynówką i napędzać turbinę we młynie.

Miejsce dobre, ale ma pecha

Zbigniew Piec nie zrezygnował jednak z atrakcyjnego miejsca. W czerwcu 2011 roku jego Przedsiębiorstwo Robót Specjalistycznych Budownictwa "Akwedukt" dostało od starosty prudnickiego drugie pozwolenie wodnoprawne na korzystanie z jazu do celów energetycznych. Tym razem jednak Zarząd Melioracji postawił Piecowi swoje warunki: miał do grudnia 2012 roku na własny koszt kompleksowo wyremontować jaz, wyregulować koryto rzeki i kanał młynówki.

- Nie wykonałem wszystkiego, nie zdążyłem - opowiada Zbigniew Piec. - Przekazano mi obiekt dopiero w kwietniu 2012 roku, czyli z 8-miesięcznym opóźnieniem. Żeby nie tracić czasu, wcześniej zleciłem ekspertyzę jazu, aby dokładnie określić jego stan techniczny i zaproponować, co zrobić, żeby można z niego korzystać. Autor ekspertyzy zaproponował odbudowę.

- Biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze doświadczenia z właścicielem elektrowni, poważnie się zastanawialiśmy, czy mu w ogóle uzgodnić pozwolenie wodnoprawne - komentuje dyrektor Zbigniew Bahryj. - Użyczenie jazu reguluje zwykła umowa cywilnoprawna i nie ma tu mowy o przekroczeniu jakichkolwiek terminów. Zresztą ze swojego doświadczenia wiem, że od kwietnia do grudnia 2012 roku można było spokojnie wyremontować nawet większy obiekt niż ten w Rzepczach. Tymczasem pan Zbigniew Piec, zamiast remontować, zabrał się za przebudowę jazu, choć nie posiadał na to pozwolenia i nie poinformował nas o tym. I na dodatek prowadził roboty niezgodnie ze sztuką budowlaną, bo nie wykonał obejścia dla wody i nie osuszył miejsca prowadzenia prac. Pozostawił obiekt na zimę z niezakończonymi i nie zabezpieczonymi pracami budowlanymi.
- Nie popełniłem żadnej samowoli - odpowiada przedsiębiorca z Opola. I tłumaczy, że w listopadzie 2012 roku wstrzymał poważniejsze prace, bo złożył do starostwa wniosek o zmianę pozwolenia wodnoprawnego, umożliwiające mu poszerzenie zakresu prac. Jak było naprawdę, trudno dziś ustalić. Żadne ślady robót się nie zachowały. W marcu 2013 roku przyszła wiosenna powódź, zresztą nie taka wielka. Zniszczyła jaz do reszty. Zbigniew Piec sam zgłosił do wszystkich możliwych urzędów, że doszło do katastrofy budowlanej.

- Zawiadomiłem o katastrofie, ale zadeklarowałem, że natychmiast mogę przystąpić do naprawy, bo jaz można było wtedy uratować - opowiada Zbigniew Piec. - Prosiłem tylko Zarząd Melioracji Wodnych w Opolu o wsparcie finansowe. Jestem przekonany, że wtedy można to było naprawić za 150 tys. zł, a ja miałem przewidziane wcześniej 70 tys. Tymczasem moja propozycja nie została przyjęta. Zaczęli mnie traktować jak wroga, straszyć.

- Za publiczne pieniądze wolno mi remontować tylko te jazy, które mają znaczenia dla rolnictwa albo funkcje przeciwpowodziowe - tłumaczy Zbigniew Bahryj, dyrektor WZMiUW w Opolu. Z jego doświadczeń wynika, że remont uszkodzonego po powodzi obiektu kosztowałby od 350 do 500 tysięcy, a odbudowa nawet milion. - Nie mam prawa remontować urządzeń wodnych tylko po to, aby poprawić warunki działania prywatnych przedsięwzięć. Zgodnie z prawem wodnym takie prace musi sfinansować przedsiębiorca, który przecież zarabia na produkcji energii. Tymczasem jaz w Rzepczach nie ma żadnego znaczenia ani dla ochrony przeciwpowodziowej, ani dla rolnictwa. A dla środowiska naturalnego jest wręcz negatywny.
Niedługo po powodzi Zarząd Melioracji odebrał jaz Zbigniewowi Piecowi, a potem wynajął firmę i rozebrał resztki urządzeń w rzece. Uporządkowanie rzeki nakazał zresztą Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego. Rozbiórka kosztowała 160 tysięcy, ale jak mówi dyrektor Bahryj - i tak trzeba było wykonać te prace.

- Znalazłem się w patowej sytuacji - skarży się Zbigniew Piec. - Na remont jazu musiałem wziąć kredyt - łącznie 300 tys. Wszystko wydałem tutaj, pod kontrolą banków. Tymczasem bez jazu nie mam jak działać. Urzędnicy doprowadzili moją firmę do bankructwa.

Obie strony zaczęły się obarczać odpowiedzialnością za katastrofę budowlaną jazu. Prokuratura odmówiła śledztwa przeciwko Piecowi, a przedsiębiorca doniósł śledczym, że urzędnicy z Zarządu Melioracji sfałszowali po katastrofie dokumenty eksploatacyjne i książki przeglądów budowli. Opolska prokuratura do końca maja ma zdecydować, czy będzie komuś w ogóle stawiać takie zarzuty.

- Książki założył jeszcze w 2000 roku człowiek, który od 12 lat nie jest już naszym pracownikiem - komentuje dyr. Bahryj. - Czy fakt, że wpisów potwierdzających kontrole obiektu dokonała ta sama osoba od lat, jednym charakterem pisma, jest dowodem na fałszerstwo?

Zbigniew Piec napisał do Zarządu Melioracji wniosek o ugodowe załatwienie sprawy. Domaga się odszkodowania za nieczynną elektrownię w wysokości prawie miliona złotych. Na dodatek ostatnio Agencja Nieruchomości Rolnych sprzedała działkę tuż przy rozebranym jazie. Kupił ją Roland Michałewicz, przedsiębiorca z sąsiedniej Kórnicy, który ma już jedną małą elektrownię wodną w Strzeleczkach i chce w Rzepczach postawić kolejną. Nowy właściciel zapowiada, że odbuduje próg wodny w Rzepczach na własny koszt.

- Szkoda mi poprzedniego właściciela elektrowni w Rzepczach. Jako przedsiębiorca sam go rozumiem - komentuje Michałewicz. - Ale on miał już swoje pięć minut w tym miejscu. Miał czas, żeby to wszystko doprowadzić do użytku. Ten czas minął.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska