Kąpiel w dźwięku

Redakcja
Woda wypełniająca misę marszczy się i bulgocze. Gotuje się, choć nie ma pod misą ognia. Czary-mary?

Nie, to terapia dźwiękiem. Wodę w bulgoczący stan wprawiły tony wydobywane poprzez pocieranie mis odpowiednimi pałeczkami. Ruch po krawędzi naczynia musi być równomierny. Jedno okrążenie, drugie, trzecie, kolejne. Woda marszczy się, pojawiają się bąbelki, wreszcie ciecz buzuje jak wrzątek, unosi się nad nią - niczym para - wodna bryza. W terapii uczestniczą podopieczni Fundacji Dom Rodzinnej Rehabilitacji Dzieci z Porażeniem Mózgowym. Robi to na nich ogromne wrażenie. Każdy chce zaczarować wodę. A potem sięgają po kolejne misy, rozmawiają z nimi.

Dzieją się dziwne rzeczy
- Woda przejmuje energię dźwięku, stąd to jej wrzenie - mówi Janusz Czarnecki. Prowadzi seanse kąpieli w dźwięku, a na nich - bywa - dzieją się dziwne rzeczy: Aneta Kukulska przyszła na seans po to, by się zrelaksować. Położyła się na materacu, zamknęła oczy i wsłuchała w muzykę gongów i mis.

Pod powiekami pojawiły się barwne obrazy. Niskim dźwiękom towarzyszyły czerwienie, a wysokim - żółcie i biel. - Przestraszyłam się, ale dotrwałam do końca seansu, po którym podzieliłam się z panem Januszem swymi wrażeniami. - mówi Aneta.
Okazało się, że ma dar synestezji, czyli potrafi łączyć wrażenia odbierane przez jeden ze zmysłów z doznaniami związanymi z innym zmysłem, i tak wrażenia słuchowe przeobraziła we wzrokowe.

- Nigdy wcześniej tego nie miałam, dopiero koncert mis i gongów wywołał u mnie taki efekt - podkreśla.

Razem z Anetą na seans poszła też Violetta - ta obrazów żadnych nie widziała, ale...
- Wyszłam z seansu zrelaksowana, jednak w nocy bardzo bolał mnie brzuch. Znajoma pielęgniarka powiedziała mi, że to objawy, jakbym miała kamienie, kupiłam środek moczopędny i po jego zażyciu na drugi dzień faktycznie urodziłam kamień - mówi Violetta. - Przed seansem nawet nie wiedziałam, że mam jakiekolwiek kłopoty z układem moczowym.
Aneta długo nie mogła zapomnieć o wrażeniach, jakie wyniosła z kąpieli dźwiękami. Dowiedziała się, że taka terapia jest stosowana także w pracy z osobami niepełnosprawnymi, a że sama pracuje w Fundacji Dom Rodzinnej Rehabilitacji, więc pomyślała: czemu nie spróbować terapii z naszymi podopiecznymi?

Już pierwsze zajęcia przyniosły niesamowite efekty.
Jeden z naszych podopiecznych jest bardzo skłonny do irytacji i uporu, trudno z nim podjąć współprace. Jednak po pierwszych zajęciach z misami tybetańskimi wyciszył się. Co więcej - uśmiecha się!

Jak w TV
Kąpiele w dźwiękach, terapia dźwiękami, terapia misami - to określenia coraz modniejsze. - W jednym z polskich seriali telewizyjnych widziałem obrazek z ekskluzywnego salonu kosmetycznego. Pani miała na czole miskę, a kosmetyczka za sprawą dźwięków wygładzała jej zmarszczki. - To był taki naturalny lifting - mówi Janusz Czarnecki. Sam nie jest ani kosmetologiem, ani uzdrowicielem. - Prowadzę seanse relaksujące, koncerty, podczas których dźwięki układają się w harmonijną całość - wyjaśnia. - Ale pewnych zjawisk nie mogę nie zauważać. Oto na moje seanse przychodziło małżeństwo po traumie utraty dziecka. Po paru tygodniach mąż podziękował, bo żona - pierwszy raz od czasu straty - zaczęła się śmiać, kupiła sobie nowy ciuch.

Czarnecki zasłynął na Opolszczyźnie z tego, że założył pierwszy w regionie zespół gry na bębnach afrykańskich, prowadzi warsztaty, jest zapraszany na koncerty, także do kościołów. Fascynację etniczną muzyką przywiózł z Zachodu, rozwijał podczas zagranicznych kursów prowadzonych także w Afryce. - Misy i gongi tybetańskie to moja kolejna - po bębnach - pasja. Miałem kiedyś bardzo stresującą pracę, nie mogłem się zrelaksować, spać. Po jednym seansie z misą zasnąłem jak małe dziecko. I tak się zaczęło.

Człowiek w 75 procentach składa się z wody. Więc dźwięk wnika w najdalsze zakamarki naszego ciała i oczyszcza go. Ale uwaga: w kąpielach dźwiękiem nie powinny na przykład brać osoby z rozrusznikiem serca, by-passami oraz zakrzepicą, a także ze schizofrenią.
Naukowcy przebadali

Terapia dźwiękami jest obiektem naukowych badań i to także polskich fizyków - dr Halina Portalska oraz dr Marek Portalski z Politechniki Poznańskiej opisali wnioski ze swych badań w pracy "Misy dźwiękowe a komunikacja". Zbadali oni widma dźwięków wydawanych przez misy i udowodnili, że odpowiednie tony i rezonujące dźwięki ułatwiają mózgowi zwolnienie rytmu pracy, z czasem osiągnięcie stanu podobnego do snu. Niskie tony łagodzą lęki i nieśmiałość, ułatwiają nawiązanie kontaktu. Tony wyższych grup aktywizują ośrodki odpowiedzialne za komunikację.

Para naukowców stwierdziła też, że w terapii z osobami upośledzonymi umysłowo warto zwracać uwagę na to, po jakie misy sięgają podopieczni, jakich dźwięków najchętniej słuchają. Bo to świadczy o istocie ich choroby.
Oto ich wnioski: "Pacjent, uderzając w misy, na ogół wybiera te dźwięki, które są mu potrzebne dla poprawy homeostazy jego organizmu. Znając częstotliwości charakterystyczne stymulacji poszczególnych narządów, można wnioskować o ich pracy i ewentualnych zaburzeniach".

Gongi mówią
Ale terapia dźwiękami to nie tylko wsłuchiwanie się w muzykę z mis. Przekonujemy się o tym podczas sesji w pracowni Janusza Czarneckiego, kiedy to przemówiły do nas trzy gongi. Jak tłumaczy pan Janusz, dwa z nich (Tam-Tam) mają energię męską, trzeci (Fen) - żeńską. Wiszą na specjalnych stelażach z drewna. - Wszystko tu musi być naturalne - mówi Czarnecki. - Belki do stelażu dostałem z klasztoru w Czarnowąsach, gdzie wymieniano więźbę dachową. Gongi są wykonane z brązu, miedzi i cyny. Ale ważne, aby w czasie produkcji, przeleżały właściwy czas w ziemi i nabrały pierwiastka ziemskiego. To je uszlachetnia.

Gdy Czarnecki mówi, gongi też się odzywają niskim pomrukiem. To wibracja głosu daje im życie.

Zaczyna się muzyczny seans. Terapeuta gra na gongach pałeczkami otoczonymi filcem. - Dźwięk tego instrumentu stymuluje uczucia i emocje, nawet te ukryte głęboko, po czym harmonizuje wszystkie elementy naszego organizmu - mówi. - Warto uruchomić wyobraźnię.

Uruchamiam więc i... kojarzę dźwięki z tajemniczym zamczyskiem o zmierzchu. Fotoreporter najwyraźniej ma genetycznie zakodowany większy optymizm - słyszy śpiew wielorybów.
Z czasem w wibracjach gongu pojawiają się kolejne dźwięki, słychać je wyraźnie, są nowe, choć sam grający na gongach nie robi niczego nowego: - Gongi zaczynają same śpiewać - wyjaśnia.

Bez przypadku
Mówi się popularnie: misy tybetańskie, ale to już nie jest tybetańska robota. Te misy są uszlachetnione o dodatkowe stopy metali. Terapię dźwiękiem wprowadził do Europy Zachodniej niemiecki inżynier fizyk i radiesteta Peter Hess. Stworzył własną, wyśrubowaną technologię. Misy wykonane są ze stopów 12 metali, a nie z 7, jak w zwykłych tybetańskich. Stopy są kontrolowane w Niemczech, jeśli jakość jest odpowiednia, otrzymują certyfikat.
- Ważne jest, aby uzyskać precyzyjne częstotliwości dźwięków, a to zależne jest od jakości stopów i ich połączenia. Wyróżniamy trzy główne rodzaje mis, każda, grając, wydaje inne częstotliwości. Mamy misy serca, stawowe i brzuszne. Misę kładziemy w odpowiednim miejscu na ciele i uderzając w nie pałeczką - generujemy dźwięki o odpowiedniej częstotliwości, które wnikają w ciało.

- Ja właśnie tak robiłam, wzięłam misę brzuszną i uderzałam w nią. To była dla mnie zabawa - mówi Violetta (ta, która po seansie urodziła kamień).
Pan Janusz uściśla: - Człowiek nie sięga po przypadkową misę, tylko po tę, która jest mu w danym momencie potrzebna.

Violetta sięga po misę, jak się okazuje - stawową.
I przyznaje, że... od jakiegoś czasu cierpi na bóle biodra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska