Kapłan też człowiek

Michał Lewandowski
Ludzie najczęściej widzą w księdzu wyłącznie wyidealizowanego przedstawiciela Boga. Duchowni są jednak normalnymi ludźmi, często niewolnymi od trosk i pokus.

Przez miniony tydzień 12 kapłanów, którzy uzyskali święcenia w 1998 roku, uczestniczyło w zorganizowanym w Nysie tygodniu formacyjnym.
- Jest to rodzaj szkolenia dla księży w drugim, trzecim, czwartym i piątym roku kapłaństwa - wyjaśnia dyrektor Diecezjalnego Domu Formacyjnego w Nysie, ksiądz Józef Ibrom.
Wykłady poświęcone były między innymi duszpasterstwu ludzi chorych i umierających, a także alkoholizmowi oraz przemocy w rodzinie.

- Ludzie szybciej otworzą się przed kapłanem, na przykład podczas spowiedzi, niż przed terapeutą - tłumaczy ksiądz Ibrom. - Oczywiście zdarza się, że problemy z alkoholem mają również sami księża. Niekiedy biskup musi ich urlopować, by przeszli leczenie. Alkoholizm to choroba cywilizacyjna. A im bardziej człowiek jest narażony na zmęczenie psychiczne, tym łatwiej wpada w nałóg.
Zasada przyjęta przez Kościół jest taka, że księża nie próbują zajmować się leczeniem nałogu, lecz pomagają chorym dotrzeć do odpowiedniego specjalisty.
- Uczestnictwo w tygodniu formacyjnym nie polega jednak tylko na wykładach, lecz również na dzieleniu się doświadczeniami z pracy duszpasterskiej - mówi ksiądz Józef Ibrom.
Młodzi księża chętnie opowiadają o kulisach swej kilkuletniej kapłańskiej posługi, o tym, co sprawiło im największą trudność i największą satysfakcję.

- Ludzie zwierzają nam się w konfesjonale ze swych przeróżnych problemów i kłopotów - zaczyna ksiądz Arkadiusz Szyda z Nysy, uczestnik kursu. - Musimy umieć tak z nimi rozmawiać, żeby zmienić ich życie na lepsze i by zdecydowali się na przykład na leczenie lub terapię.
Młodzi księża sprawę spowiedzi świętej traktują bardzo serio. Nie chcą zdradzić konkretnych przykładów, by nie naruszyć jej tajemnicy. Czy wierni nie krępują się jednak wyjawić swych najintymniejszych sekretów komuś, kto dopiero de facto wkracza w prawdziwe dorosłe życie?

- Ksiądz to jest ksiądz - tłumaczy Piotr Bursy z Tarnowskich Gór. - Wierni przychodząc świadomie do kraty konfesjonału, nie widzą za nią takiego czy innego mężczyzny, lecz kapłana, za którym stoi autorytet Kościoła, i który jest dla nich przedstawicielem Pana Boga.
- Ale jeżeli jakaś szukająca pomocy osoba odbiła się od dna i chce zacząć inne życie, to musimy też wiedzieć, gdzie ją skierować - dodaje ksiądz Rafał Wyleżoł z Zabrza. - Czasem ludzie krępują się pójść samemu do terapeuty. Wówczas osobiście zaprowadzam ich na przykład na zebranie klubu anonimowych alkoholików i uczestniczę w pierwszym spotkaniu.
A jak na przykład zareagować, gdy alkoholik przystępuje do komunii świętej, której elementem jest przecież wino?

- Wino rzeczywiście jest konieczne - zastanawia się ksiądz Ibrom. - Nie można odprawić mszy świętej na soku. Chociaż jest ono rozcieńczane wodą i podejrzewam, że więcej alkoholu dostaje się do organizmu po zjedzeniu jabłka, niż przyjęciu komunii. Jednak nie jestem lekarzem i nie wiem, czy smak alkoholu w sakramencie nie powoduje u alkoholika zagrożenia.
Wczoraj 12 uczestniczących w szkoleniu młodych kapłanów miało dzień skupienia i odnowy duchowej. Cały dzień modlili się i medytowali.
- Jesteśmy wdzięczni Bogu za ten kurs, ale dzisiaj ładujemy akumulatory - tłumaczył ksiądz Rafał Wyleżoł.

- Pracoholizm jest również grzechem, a my często jesteśmy przez długi czas na wysokich obrotach i wypalamy się w pracy - kontynuuje. - Później nic się już nie chce. A księdzem trzeba być do końca życia. W seminarium dzień był bardzo poukładany. Myślałem, że tak będzie również w pracy duszpasterskiej, ale myliłem się. Jako kapłan mam bardzo mało czasu i niewiele mogę zaplanować. Ciągle są jakieś telefony i pojawiają się nowe sprawy do załatwienia. I są to z reguły takie wyzwania ze strony życia, których nie można zignorować.
- To prawda - przyznaje ksiądz Piotr Bursy. - Często dochodzi do tego, że trzeba sobie samemu wykradać czas dla Pana Boga.

Czy młodzi kapłani mają pokusy?
- Sama pokusa nie jest jeszcze grzechem - tłumaczy ksiądz Rafał Wyleżoł. - A seksualność to nic innego, jak źródło energii i trzeba po prostu nauczyć się ją przetwarzać i skierować na inne tory. To jest możliwe.
Piotr Bursy: - Święty Augustyn powiedział kiedyś, że do pokusy można podejść na trzy sposoby: ulec jej, uciec od niej lub zwalczyć ją. Najlepszy jest trzeci sposób, choć czasem jest ciężko.

- Lenistwo i zaniedbanie życia modlitewnego to moje największe przywary - przyznaje Rafał Wyleżoł. - Kiedy jestem zmęczony po ciężkim dniu, czasem po prostu zamiast odmówić pacierz w należytym skupieniu, robię to na chybcika, a później włączam telewizor, by sobie obejrzeć mecz... A przecież modlitwa to fundament kapłaństwa.
Ksiądz Arkadiusz Szady: - Na początku kapłaństwa miałem poczucie, że przewrócę świat do góry nogami, że wszystkich nawrócę. Potem jednak człowiek się z czasem męczy i wypala. Wtedy właśnie nie stać go na modlitwę. Zbyt ciężka praca prowadzi w efekcie do grzechu lenistwa.
- Jednak wszędzie trzeba stosować zasadę złotego środka - uśmiecha się ksiądz Piotr Bursy. - Można przegiąć w drugą stronę i nic nie robiąc, od razu popełnić grzech lenistwa...

Zanim zostali kapłanami, byli normalnymi chłopcami. Kiedy poczuli powołanie do służby Panu Bogu?
Ksiądz Piotr Bursy: - Byłem związany z ruchem oazowym. Tam miałem dużo wzorców wspaniałego kapłaństwa. Decyzję podjąłem jednak dopiero pół roku przed maturą.
- Chyba pierwsza iskierka zapaliła się u mnie po pierwszej komunii świętej - przypomina sobie ksiądz Rafał. - Były przede mną trzy drogi życiowe: kawaler, żonaty i ksiądz. Ostatecznie w trzeciej klasie liceum zdecydowałem się zostać kapłanem. Kolegów to raczej nie zaskoczyło. Bardziej koleżanki - uśmiecha się.

- Mieliśmy dziewczyny, to przecież naturalne - przyznaje ksiądz Marek Olekszyk z Lublińca. - Sympatie jednak mijają. Moja skończyła się długo przed pójściem do seminarium.
Arkadiusz Szady jest wikarym w Nysie, ale młodość spędził w Opolu: - Pobłogosławiłem już kilka małżeństw moich kolegów i koleżanek z klasy. Kiedyś zaskoczył mnie jeden z przyjaciół, który chodził ze mną do podstawówki. Zadzwonił do mnie i przypomniał, że jako kilkunastoletni chłopak obiecałem dać mu ślub, jeżeli zostanę księdzem. Bardzo się z tego ucieszyłem, bo było to dla mnie świadectwo tego, że mnie szanuje. Czy udzielałem ślubu mojej szkolnej sympatii? Nie. Ona jeszcze nie wyszła za mąż...
- W pewnym sensie seminarium jest również okresem narzeczeństwa, tyle że z Panem Bogiem - twierdzi ksiądz Piotr Bursy. - I tam także, podobnie jak w życiu, czasem ta miłość nie kończy się małżeństwem. Zrezygnowała połowa z tych, którzy z nami zaczynali. A przy przyjmowaniu święceń każdemu ręka zadrżała - to przecież decyzja na całe życie.

- Znajomi ze szkoły traktują nas normalnie, jak dobrych kolegów - mówi Marek Olekszyk. - Z moją dawną klasą nie zerwaliśmy więzi po maturze, lecz spotykamy się regularnie od kilku lat na zjazdach koleżeńskich. Chociaż chyba jednak stali się wobec mnie bardziej otwarci. Zaczęli się zwierzać ze swych życiowych niepowodzeń i kłopotów, szukali u mnie duchowej pociechy, a nawet prosili o modlitwę. Kiedyś tak się nie zachowywali.
Ksiądz Rafał Wyleżoł: - Moi koledzy cieszą się, że zostałem księdzem. Nawet powiedzieli mi, że są z tego dumni. Ale nie czują wobec mnie jakiegoś specjalnego respektu. Ostatnio byłem na Czantorii i spotkałem koleżankę z klasy. Rzuciła mi się na szyję i przywitaliśmy się z radością, jak każdy by zrobił na naszym miejscu. Było spoko.

- Największym wyzwaniem i zaskoczeniem po rozpoczęciu pracy duszpasterskiej była agresja młodych ludzi - przyznaje ksiądz Marek Olekszyk. - Uczę religii w jednej ze szkół i nie przypuszczałem, że mogą być nastawieni aż tak negatywnie. Wtedy przekonałem się, że teoria, której się uczyliśmy, nie zawsze wystarcza, a niekiedy wręcz odbiega od prawdziwego życia. Dopiero po jakimś czasie nabiera się doświadczenia, które pozwala odnaleźć się w takich trudnych sytuacjach.
Piotr Bursy: - Z młodzieżą bywa różnie. Kiedyś przyszli do mnie uczniowie z najbardziej niesfornej i nielubianej klasy w szkole. Prosili bym pojechał z nimi na wycieczkę, bo żaden z nauczycieli nie chciał się na to zgodzić. Muszę powiedzieć, że sprawiło mi to pewną satysfakcję, a wyjazd był udany.
- Takie radości są zapłatą za wszelkie trudy - podsumowuje Rafał Wyleżoł.

Bywają też sytuacje humorystyczne:
- Nawet podczas pogrzebu trudno czasem powstrzymać się od uśmiechu, kiedy ludzie, którzy widać na co dzień nie chodzą do kościoła, mylą się i na przykład zamiast "z duchem twoim" odpowiadają "z Duchem Świętym" - opowiada ksiądz Rafał. - Ale ja sam też miałem wpadkę, kiedy podczas mszy w intencji małżeństwa o imionach Marek i Apolonia, niechcący przeczytałem "w intencji małżeństwa Marka i Apoloniusza". Po mszy podeszła do mnie jakaś oburzona pani i z przekąsem stwierdziła, że nie żyjemy jeszcze w Holandii...
A czy młodzi kapłani przeżywają chwile zwątpienia? - Przychodzą czasem takie momenty, kiedy jest bardzo trudno znaleźć motywację do dalszej pracy - przyznaje ksiądz Piotr Bursy.
- Dzieje się tak wtedy, kiedy człowiek daje z siebie wszystko, by zrobić coś dla innych, a okazuje się, że tak naprawdę to nikt nie jest tym zainteresowany. Wtedy zadaję sobie pytanie, czy jest sens tak dalej się poświęcać. Jednak zwątpienie szybko mija. Nigdy nie przyszło mi do głowy rezygnować z kapłaństwa. Bo kto raz wybrał, ten codziennie wybiera. Nasze kłopoty i troski trudno zrozumieć komuś, kto sam nie jest duchownym. Księża trzymają się raczej razem i rozwiązują swoje problemy we własnym gronie.
- Jedno jest jednak pewne. Jesteśmy naprawdę szczęśliwi - zapewnia ksiądz Rafał Wyleżoł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska