Karczmy na ziemi strzeleckiej tętniły życiem

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Najwięcej gości bawiło się tam podczas wesel i zabaw karnawałowych. Nierzadko pod karczmami dochodziło także do bójek między mieszkańcami.

Pierwsza karczma w Olszowej powstała w połowie XIX w. Otworzył ją miejscowy gospodarz Johann Tiszbierek, a prowadził następnie jego syn Emanuel. Lokal z początkiem XX w. miał już swoją renomę i ściągali do niego amatorzy polowań z całego Śląska. Podczas biesiad stoły aż uginały się od dziczyzny i innych wyrobów masarskich gospodarza. Trwały one do późnej nocy i zakrapiane były alkoholem. Po skończonej imprezie goście mogli skorzystać z pokoi, które znajdowały się na poddaszu - tam nocowali. Karczma Tiszbierków, choć nie była wielka, to zapewniała - jak na owe czasy - luksusowe warunki.

W Zimnej Wódce działała z kolei karczma należąca do Georga Piegsy. Na zewnętrznej elewacji widniały trzy szyldy: „Gasthaus”, „Colonialwaren” i „Fleischerei”, co znaczy kolejno „gospoda”, „towary kolonialne” i „sklep mięsny”. Działalność Piegsy była zatem mocno zróżnicowana - obok własnoręcznie przygotowanych wędlin i wyrobów masarskich można było kupić m.in. przyprawy, rodzynki i kakao sprowadzane z krajów kolonialnych.

Karczmarze żyli jednak głównie ze sprzedaży alkoholi i organizowania zabaw. Najwięcej działo się w nich podczas karnawału kiedy okoliczni mieszkańcy śpiewali, tańczyli i brali udział w konkursach w piciu piwa, czy też zgaduj-zgadula. Jak zauważają Piotr Muskała i ks. Józef Żyłka - autorzy książki „Śląsk prawdziwy - dzieje trzech wiosek parafii Klucze” jeszcze z początkiem XX w. Polacy i Niemcy (lub osoby, które utożsamiały się z tymi narodami) zgodnie bawili się przy tych samych stolikach. Niemcy śpiewali „Trink, trink, lieber mein trink”, Polacy – „Pij, pij, braciszku pij, powieś ta bieda na kij”. Niemcy – „Waldek, hast du Lust?” i „Wiener Blut”, Polacy – „Szła dzieweczka” i „W zielonym gaju”.

Do tańca przygrywały miejscowe orkiestry, liczące co najmniej czterech muzyków. Trąbka, akordeon, saksofon i bęben – to było absolutne u nas minimum. Często muzyków było więcej.

W karczmach organizowano także zabawy w odpust i z okazji dożynek - wejściówki były płatne. Swoje zamknięte zabawy organizowali ponadto strażacy, a po wojnie również górnicy. Dla karczmarza najważniejsze były jednak wesela, które potrafiły zgromadzić sporą część wsi. Za ich organizację płaciła najczęściej rodzina pani młodej, a na zabawę nie szczędzono pieniędzy, nawet jeżeli rodzina nie należała do zamożnych.

O dawnych zabawach weselnych na Śląsku tak pisał pochodzący z Obrowca koło Gogolina ks. Alojzy Hytrek (1853 – 1899): „Po obiedzie wyrusza całe towarzystwo do karczmy „na salę”. Zaczynają się tańce. W pierwszej parze idzie młoda pani, dalej druhny, drużbowie itp. Najwięcej używane tańce są: mazury, krakowiaki, polonezy, kołomyjki, lendry, kostury i inne. Z tych „kostur” mniej znany poza Szląskiem, należy do najulubieńszych i zwykle kilka razy na każdem weselu bywa tańczony. Staje w rzędzie 11 chłopców, a naprzeciwko 10 dziewcząt, w środku leży długi kij, czyli „kostur”. Muzyka gra walca; jeden z młodzieńców występuje z rzędu, bierze kij w ręce i tańczy z nim podług taktu między rzędami taneczników, nagle porzuca kij, chwyta jedną z tanecznic, reszta młodzieży idzie za jego przykładem i przy odgłosie skocznej muzyki żywy idzie taniec. Ale ponieważ mężczyzn było 11 a dziewcząt 10, jeden pozostaje bez pary i musi brać się do „kostura”. Po kilku kołach rozpoczyna się znowu taniec z kosturem przy powolnym walcu”. W dniu wesela goście szykowali także psoty. Na starym zdjęciu z 1928 r., które zrobiono przed karczmą w Zimnej Wódce widać tłum gości, którzy dobrze się bawili. Dla żartów przygotowali parze młodej nietypowy zaprzęg złożony z czterech krów na czele, których szła koza.

W dniach, w których w karczmach nie odbywały się imprezy, ludzie schodzili się, by pograć w bilarda lub śląską odmianę brydża, czyli skata. Gdy gości było akurat więcej organizowano karciane turnieje na pieniądze. Wygrana była zazwyczaj przepijana na miejscu. Gdy, któryś z turniejów się przedłużał, bywało że gracze kontynuowali grę drugiego dnia w pociągu jadąc do pracy.

Życie toczyło się także za karczmami, gdzie nierzadko dochodziło do bójek. Częstym powodem były względy, którejś z dziewczyn, ale nie tylko. Bywało, że Niemcy z Zimnej Wódki bili się z Polakami z Klucza. W Olszowej gospodarze bili się z pracownikami majątku, a w ogóle - miejscowi z nieproszonymi gośćmi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska