Karetka dojedzie, ale trochę później

Archiwum
Obecnie w obrębie miasta liczącego ponad 10 tys. mieszkańców karetka powinna dojechać do pacjenta w domu czy do wypadku w ciągu 15 minut od jej wezwania. A poza miastem - do 20 minut.
Obecnie w obrębie miasta liczącego ponad 10 tys. mieszkańców karetka powinna dojechać do pacjenta w domu czy do wypadku w ciągu 15 minut od jej wezwania. A poza miastem - do 20 minut. Archiwum
O 10 minut ma się wydłużyć czas jej dotarcia do chorego poza miastem.

To najnowszy pomysł Ministerstwa Zdrowia. Obecnie w obrębie miasta liczącego ponad 10 tys. mieszkańców karetka powinna dojechać do pacjenta w domu czy do wypadku w ciągu 15 minut od jej wezwania. A poza miastem - do 20 minut. Teraz ten czas ma się wydłużyć do pół godziny.

- W ratownictwie medycznym istnieje pojęcie diamentowego kwadransa, czyli im krócej trwa dojazd karetki do poszkodowanych, tym lepiej - mówi dr Marek Dryja, specjalista medycyny ratunkowej, konsultant wojewódzki w tej dziedzinie. - W przypadku zawału serca, udaru czy urazu, zwłaszcza wielonarządowego, trzeba poszkodowanym podać jak najszybciej leki, wykonać czynności ratujące życie. Liczy się czas, to sprawa nie podlegająca żadnej dyskusji.

Doktor Dryja podkreśla jednak, że na razie o proponowanej zmianie nie słyszał.
- Mam nadzieję, że nie odbije się ona negatywnie na pacjentach z naszego województwa, choć może dotknąć inne regiony, mniej zaludnione, np. Podlasie, Mazury czy Bieszczady.

Tam nie opłaca się trzymać karetek w pobliżu dwóch-trzech domostw. U nas wygląda to inaczej. Mamy 41 ambulansów, które są równomiernie rozmieszczone i są w stanie dojechać na czas.

- A mnie się ten pomysł nie podoba - podkreśla dr Andrzej Mazur, chirurg ogólny, dyrektor Szpitala Powiatowego w Kędzierzynie-Koźlu. - Ostudzi on bowiem motywację ulepszania służb ratowniczych, dążenie do zwiększenia ich dostępności i skuteczności. Czy mało było ostatnio dramatów tylko z tego powodu, że karetka nie wyjechała do chorego lub dotarła do niego, gdy było już za późno? Przytoczę choćby przykład zmarłej 2,5-letniej Dominiki.

Niezależni eksperci od służby zdrowia uważają, że Ministerstwo Zdrowia chce w ten sposób zaoszczędzić pieniądze albo też usprawiedliwić niewydolny system. Pacjenci nie będą mogli zgłaszać pretensji, że ambulans się spóźnił.

- Nie mam pojęcia, w jakim celu ktoś to wymyślił - mówi dr Norbert Krajczy, dyrektor ZOZ-u w Nysie. - Miało być przecież lepiej, tymczasem można się spodziewać, że będzie więcej zgonów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska