Karol Stosiek: Nie bójcie się rzemiosła!

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Karol Stosiek, emerytowany kuśnierz z Prudnika, namawia innych niepełnosprawnych do przejmowania zakładów rzemieślniczych. -  Państwo jednak powinno pomagać, przynajmniej na początku - uważa.
Karol Stosiek, emerytowany kuśnierz z Prudnika, namawia innych niepełnosprawnych do przejmowania zakładów rzemieślniczych. - Państwo jednak powinno pomagać, przynajmniej na początku - uważa. Krzysztof Strauchmann
Przemysł was nie potrzebuje, ale możecie sobie dać radę w rzemiośle i usługach - radzi niepełnosprawnym Karol Stosiek, inwalida, który przez pół wieku prowadził zakład kuśnierski.

Nie miał jeszcze roczku, kiedy zachorował na Heinego-Medina, przed wojną bardzo powszechną i niebezpieczną chorobę dzieci. Zakażenie wirusem polio w tych latach często kończyło się śmiercią, a zazwyczaj kalectwem.

Lekarze dopiero zaczynali badania nad jego zwalczaniem. W 1936 roku Karol Stosiek trafił do szpitala w Bytomiu, zwanego złowrogo "domem kalek". Prowadzono tam dopiero doświadczalne badania nad chorobą Heinego- Medina, lecząc dzieci krwią innych chorych.

W niektórych przypadkach dawało to dobre efekty. Jednak Karol Stosiek do dziś zapamiętał pogrzeby małych pacjentów w przyszpitalnym parku, na które chodzili wszyscy w nieco lepszym stanie.

Karol Stosiek pochodzi ze wsi pod Prudnikiem. Jako osoba niepełnosprawna, z chorymi nogami, młody chłopak był nieprzydatny w pracy na roli. Dorastając postanowił jednak za wszelką cenę usamodzielnić się, znaleźć sobie miejsce w życiu. Wybrał rzemiosło. W latach 50-tych dostał się do szkoły rzemieślniczej przy spółdzielni w Gliwicach. Miał szczęście, trafił na dobrych pedagogów, którzy nauczyli go fachu kuśnierza i krawca.

18 października 1960 roku w Prudniku otworzył własny zakład kuśnierski, który prowadził z powodzeniem przez 51 lat. Zamknął firmę dopiero dwa lata temu, kiedy po złamaniu ręki nie mógł już dalej pracować.

- Gdy zaczynałem działalność inwalidom przysługiwało jeszcze 30 procent ulgi podatkowej - wspomina Karol Stosiek. - Szybko ulgę cofnięto dla niektórych zawodów, np. złotnika czy właśnie kuśnierza. Władze uznały, że nie są wystarczająco ciężkie, żeby wymagały wsparcia. Nie zgadzam się z tym. Praca kuśnierza jest bardzo ciężka fizycznie.

Przez pół wieku własnej działalności wybudował dom z zakładem, założył rodzinę, wychował dzieci. Udzielał się w działalności cechowej. Za ogólnopolskie zasługi dla rzemiosła otrzymał Złoty i Diamentowy Medal im. Jana Kilińskiego, jako jeden z pierwszych na Opolszczyźnie. Otrzymał też całą masę wyróżnień za swoje wyroby kuśnierskie. Zawsze chętnie pomagał ludziom, dzielił się swoją wiedzą i doświadczeniem.

- Jestem przykładem na to, że osoba niepełnosprawna może sobie poradzić z własną działalnością - mówi z przekonaniem Karol Stasiek. - Rzemiosło i drobne usługi to jedyna szansa dla niepełnosprawnych, którzy zdecydują się na własną firmę. Przemysł nas nie potrzebuje.

Według koncepcji rzemieślnika z Prudnika niepełnosprawni mogliby przejmować już działające drobne zakłady usługowe, których właściciele przechodzą na emeryturę. To dziś bardzo częste zjawisko, bo rzemieślnicy to już ginący gatunek. Zamykane są małe zakładziki szewskie, krawieckie, punkty usługowe dorabiające klucze czy świadczące naprawy drobnego sprzętu domowego.

- Władze muszą jednak wypracować system wsparcia dla niepełnosprawnych - uważa Karol Stosiek. - Powinni dostać pomoc finansową na zapłacenie odstępnego za firmę oraz na początkowy okres, kiedy przyuczają się do zawodu i prowadzenia działalności. Niepełnosprawni mogliby także przejmować pasieki pszczelarskie od pszczelarzy, którzy się starzeją. Oprócz efektu gospodarczego to by dało także wymierne efekty dla ochrony środowiska. Koszty prowadzenia małej firmy są dziś dość duże, ale jest to szansa na dorobienie do renty.

O tym, że warto być samodzielnym, pomysłowym i zaradnym świadczy jeszcze jeden argument Karola Stośka. 17 lat temu według własnego pomysłu wybudował na ścianie swojego domu towarową windę, dzięki której sam dostaje się na piętro.

- Działa tyle lat niezawodnie, a kosztowała mnie równowartość dzisiejszych 5 tys. złotych - mówi rzemieślnik z Prudnika. - Jeśli ktoś jest zainteresowany taką samą, nieodpłatnie przekażę dokumentację techniczną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska