- Piłem kawę na ogrodzie gdy usłyszałem, że coś leci - mówi Jerzy Wiesner, na którego pole spadła maszyna. - Spojrzałem w górę, ale chmury były tak nisko, że nic nie było widać. Zaraz potem zacząłem iść do kuchni żeby umyć filiżankę. Wtedy usłyszałem huk i poczułem silny podmuch wiatru.
Pan Jerzy wybiegł przed dom i na polu zobaczył rozbity helikopter. Chwycił za telefon, zadzwonił pod numer 112 i pobiegł w stronę wraku, w tym czasie biegli tam również jego sąsiedzi i pracownicy jednej z firm budowlanych wykonujących prace w pobliżu.
- Po drodze modliłem się tylko o to, by paliwo nie wybuchło. Na miejscu zauważyłem człowieka, który jęczał, był zakrwawiony - mówi Jerzy Wiesner. - Nie mogliśmy go wypiąć z pasów więc przecięliśmy pas nożem. Chwilę potem zobaczyłem, że w kłębowisku blach są jeszcze dwie osoby, były tak jakoś dziwnie ułożone, wykrzywione, chyba już nie żyły.
Katastrofa śmigłowca w Domecku pod Opolem. Dwie osoby nie żyją [ZDJĘCIA]
Prywatny śmigłowiec spadł w środę po godzinie dziewiątej na pole ze zbożem przy ul. Opolskiej w Domecku w gminie Komprachcice, około pięćdziesięciu metrów od domów.
Na pokładzie były trzy osoby. Dwie zginęły na miejscu. Jedna z ofiar śmiertelnych to 57-latek z powiatu lublinieckiego. Tożsamość drugiej ofiary śmiertelnej jest ustalana. Ranny 21-latek również pochodził z powiatu lublinieckiego.
Śmigłowiec, który rozbił się w Domecku to Robinson R 44. Maszyna leciała z Koszęcina do Ziębic.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?