Katastrofy jednoczą Polaków bardziej niż zwycięstwa

fot. Witold Chojnacki
Prof. Janusz Majcherek
Prof. Janusz Majcherek fot. Witold Chojnacki
Prof. Janusz Majcherek, filozof i socjolog kultury, pracownik naukowy Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

W sobotę przed Pałacem Prezydenckim płonęły tysiące zniczy. Wczoraj tłumy ludzi godzinami czekały, by oddać pośmiertny hołd Lechowi Kaczyńskiemu. Temu samemu Lechowi Kaczyńskiemu, który jeszcze niedawno miał bardzo niskie poparcie w sondażach i głębokie przekonanie, że jest politykiem niedocenianym. Co wszystkie te sprzeczności mówią o nas?
- One nie świadczą wcale o Polakach źle. Pokazują bowiem, że w sytuacji tragedii potrafimy odróżniać aspekt ludzki od instytucjonalnego, a ten od politycznych ocen. Kim innym jest przecież człowiek - ofiara tragedii, czym innym instytucja prezydenta - głowy państwa - któremu należy się szacunek bez względu na to, kto tę funkcje pełni, a czym innym ocena konkretnego polityka i jego działań. W tłumie Polaków oddających w ostatnich dniach hołd prezydentowi Kaczyńskiemu byli jego zwolennicy, ale - pewnie jeszcze liczniej - ci, którzy przyszli uczcić człowieka i majestat prezydenta Rzeczypospolitej, choć nigdy na niego nie głosowali.

- A może przyczyna jest prostsza. Jesteśmy zawistni, podzieleni, nieżyczliwi w sytuacji zwycięstw, niewytrwali w organicznej pracy na co dzień, za to wspaniali w klęskach?
- To prawda. Mamy pewną wprawę w celebrowaniu klęsk i katastrof, umiemy obchodzić martyrologiczne rocznice i święta. One sprzyjają w Polsce samorzutnej inwencji i społecznej mobilizacji przy okazywaniu szacunku ofiarom. W takich chwilach społeczeństwo się konsoliduje. Zwycięstwa nas rozleniwiają i demobilizują, więc porzucamy wtedy nasze heroiczne cnoty. Z pracą organiczną jest trochę lepiej. Przecież to codzienna skrzętność Polaków buduje pomyślność państwa. To dzięki niej poradziliśmy sobie z kryzysem nawet lepiej niż inne, zamożniejsze społeczeństwa.

- Pięć lat po śmierci Jana Pawła II przeżywamy - nieoczekiwanie - kolejne narodowe rekolekcje. Przestali na siebie warczeć politycy, od szlachetniejszej strony pokazują się media. To nam zostanie na dłużej niż do końca żałoby narodowej?
- Nie sądzę, by drugie narodowe rekolekcje trwały szczególnie długo, i wcale nie dlatego, że jesteśmy tacy podli. Taka jest logika demokracji, że rywalizacja i konflikt są w nią wpisane. To jest system sporu programów, pomysłów i poglądów. Bo tylko w sytuacji konfliktu doktryn możliwy jest wybór. Istotą rzeczy nie jest brak sporu, tylko jego styl. Walka prowadzona zgodnie z regułami dobrego smaku nie jest niczym złym. Niebezpieczna i zniechęcająca jest walka brudna, agresywna, nastawiona na pognębienie przeciwnika. Nie wykluczam, że czekająca nas zaraz po okresie żałoby przyspieszona kampania prezydencka będzie przebiegać w spokojniejszej i delikatniejszej atmosferze, niż gdyby odbywała się ona jesienią. A jeśli się raz okaże, że da się taką kampanię przeprowadzić poważnie, z szacunkiem dla przeciwników, bez wyzwisk i szukania haków, to być może i kolejne kampanie polityczne będą przebiegały w lepszej atmosferze. Wtedy odwet i polowanie na rywali staną się w polskiej polityce marginesem.

- Podczas tragedii w Smoleńsku zginęło więcej generałów niż w Katyniu z rąk Sowietów w 1940 roku. Całe szczęście, że żyjemy w takiej Europie, w której nikt nie chce na nas napadać.
- Straty, które poniosło wojsko wraz ze śmiercią wszystkich dowódców poszczególnych rodzajów sił zbrojnych i szefa sztabu generalnego, są może nawet dotkliwsze dla państwa niż odejście tak wielu polityków. Na obsadę stanowisk w armii na pewno przyjdzie nam długo czekać. Po pierwsze dlatego, że należą one do kompetencji prezydenta RP. Po wtóre wymagają one niesłychanie wysokich kompetencji, ludzi wybitnie wykształconych i przygotowanych do dowodzenia. Ich znalezienie nie będzie proste.

- Wróćmy tymczasem do polityki. Czy PiS, który w katastrofie utracił nie tylko urzędującego prezydenta, ale i kilkunastu czołowych członków swojej partii, w ogóle wystawi kandydata w wyborach prezydenckich?
- Myślę, że wystawi swojego przedstawiciela i że powinien to zrobić. Byłoby wręcz czymś dziwacznym, gdyby najsilniejsza partia opozycyjna, w dodatku mająca dotychczas swojego przedstawiciela w Pałacu Prezydenckim i mająca ambicje odgrywania poważnej roli w polskiej polityce, zrezygnowała bez walki ze starań o prezydenturę. Zupełnie inną sprawą jest, kto będzie tym kandydatem i na jak wielkie poparcie będzie mógł liczyć. Trudno na świeżo przewidywać, jak duża będzie mobilizacja PiS-u w tej kampanii. Dotyczy to zresztą także SLD. Po śmierci Jerzego Szmajdzińskiego lewica szybko musi poszukać nowego kandydata. Wybory odbędą się już wkrótce, jeszcze przed wakacjami - w maju lub najdalej na początku czerwca. Życie polityczne musi się toczyć dalej.

- Kampania wyborcza zacznie się niemal zaraz po zakończeniu żałoby. Wyborcy będą mieli świeżo pod powiekami tłumy żegnające Lecha Kaczyńskiego. Czy to pomoże kandydatowi PiS?
- Nie sądzę, by wyborcom myliło się ludzkie współczucie, na które absolutnie Lech Kaczyński i jego partia zasługują, z politycznym poparciem. To jednak nie to samo.

- A jaką rolę przewiduje pan dla Jarosława Kaczyńskiego? Czy po tym, co przeżył w ostatnich dniach, będzie w stanie uczestniczyć w normalnej politycznej grze?
- Jarosław Kaczyński przeżywa niebywały dramat. Stracił brata bliźniaka w sytuacji, gdy jego matka jest w bardzo ciężkim stanie. Nie wiadomo, jak on sobie z tym ciężarem poradzi, najpierw jako człowiek. A jak udźwignie ten ciężar jako polityk, to jest jeszcze większą zagadką. Niewykluczony jest taki scenariusz, że te okropne przeżycia spowodują jakąś jego nadzwyczajną mobilizację i umocnią w nim przekonanie, że to właśnie on musi kontynuować to dzieło, które zostało tak dramatycznie przerwane śmiercią brata. Ale nie znam go osobiście na tyle, by wyrokować, czy znajdzie w sobie dość siły, by to zrobić.

- Jaki scenariusz przewiduje pan na wypadek, gdyby przytłoczony przeżyciami lider PiS nie podjął walki?
- Wtedy prawdopodobnie ujawnią się w tej partii postaci zdolne do objęcia przywództwa. Może one właśnie teraz się objawią, zaprezentują organizacyjne talenty i poprowadzą PiS. Absolutnie nie wykluczam takiej możliwości, ale nie podejmuję się przewidywać personaliów ani kierunku takich zmian.

- Do czasu wyboru nowego prezydenta RP głową państwa pozostaje Bronisław Komorowski. Powinien tylko administrować czy szybko obsadzać stanowiska opróżnione przez ofiary smoleńskiej katastrofy?
- Tych stanowisk, które nieoczekiwanie pozostały bez obsady, jest co najmniej kilkanaście, nie licząc wolnych miejsc w Sejmie. Z tymi ostatnimi sprawa jest zresztą najprostsza, bo zajmą je automatycznie kolejne osoby z list wyborczych. Część stanowisk jest obsadzana nie przez prezydenta, ale przez Sejm. I nic nie stoi na przeszkodzie, by zostały one zapełnione tak szybko, jak to tylko będzie możliwe, po zaprzysiężeniu nowych posłów. Natomiast stanowiska, które należą do kompetencji prezydenta RP, powinny być obsadzane dopiero przez nowo wybraną i zaprzysiężoną głowę państwa. Marszałek Komorowski zrobiłby najlepiej, powstrzymując się z mianowaniem tych osób, tym bardziej że nowego prezydenta poznamy bardzo szybko. Nieco bardziej skomplikowana może być sprawa wyboru nowego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Zależy ona bowiem od kształtu ustawy o IPN, a tę musi podpisać prezydent.

- Na ile bycie głową państwa w okresie przejściowym pomoże marszałkowi Komorowskiemu w wyborze na prezydenta RP?
- Jestem pewien, że pomoże, bo zwyczajnie będzie się wyborcom kojarzył z tym stanowiskiem i związanym z nim dostojeństwem. Myślę, że wybór Bronisława Komorowskiego jest niemal przesądzony, tym bardziej że przecież ubyli mu najpoważniejsi rywale. Premiuje go też przewidywana "miękka" kampania wyborcza. Przecież to właśnie na niego miano szukać "haków", niewygodnych epizodów w dotychczasowej politycznej karierze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska