Każde polowanie jest udane

Archiwum prywatne
Tadeusz Horoszkiewicz i jego wierny towarzysz na polowaniu - jamnik Myszek.
Tadeusz Horoszkiewicz i jego wierny towarzysz na polowaniu - jamnik Myszek. Archiwum prywatne
Rozmowa z Tadeuszem Horoszkiewiczem.

- Proszę się przyznać, ile w życiu zamordował pan zwierząt?
- Zdjąłem z łowiska 134 dziki, 268 zajęcy, 54 jelenie, w tym 20 byków, 219 saren - rogaczy, koźląt i kóz, 54 lisy, 527 kuropatw. Mam to wszystko zapisane, opisane, wszystko to przeżyłem i wciąż rozpamiętuję.

- Nie uwzględnił pan dzików ustrzelonych aparatem fotograficznym...
- Wiszą w moim pokoju jako największy sukces myśliwski, dostrzeżony przez jury konkursu w Południowej Afryce. Widzi pani, polowanie to polowanie na emocje, na kontakt z przyrodą w towarzystwie kolegów myśliwych. A także głęboko zakorzeniony atawizm. Był w moim ojcu, dziadku, pradziadku. To występuje w genach, podobnie jak rywalizacja, złośliwość, apodyktyczność, głupota, chciwość, rzadziej - męstwo, wesołość. Nie wyobrażam sobie życia bez polowania.

- Nawet nieudanego?
- Każde jest udane. Szósta rano, za oknami szaruga, termometr wskazuje zero. Wstaję i coś tam mruczę. Żona spod kołdry: "Że tobie się chce...". Ja na to: "Nie chcę. Muszę". Nieraz inni pytają: "Właściwie po co jedziesz? I tak nic nie strzelisz". Odpowiadam: "Nie muszę strzelić". Na ostatnim polowaniu z dziesięciometrowej odległości widziałem przepiękną kunę. Przebiegła przede mną jak baletnica. Niezapomniany widok. Tak jak wówczas, gdy goniłem za wymarzonym, "wysłyszanym" bykiem. Oparłem się o drzewo. Słońce, rosa, iskrzą się pajęczyny, promienie przedostają się spomiędzy gałązek, drgają liście rzadko rosnących brzóz.

- Ma pan czasem wyrzuty sumienia?
- Jeśli dobrze nie trafię. A pani ma wyrzuty z powodu jedzenia mięsa, skórzanych butów, futerka czy torebki? Nie żal pani cielaka, który ginie w rzeźni, w warunkach znacznie bardziej stresujących? Albo zjadanych roślin, które być może też coś czują? Tak już jest na tym świecie. Nie mam wyrzutów sumienia, tak jak nie ma ich hodowca, zabijając cielątko czy prosiaczka, którego zdążył polubić. Zachowuję przy tym świadomość, że polowanie to tylko jedna z wysp okrucieństwa. Bo są i inne: gotowanie żywych raków, walki zwierząt, cyrki, ogrody zoologiczne. Dlaczego nikt nie wypowiada się krytycznie o wędkowaniu, podczas gdy wędkarzy jest w naszym kraju wielokrotnie więcej niż myśliwych... Nie rozumiem, dlaczego duża część społeczeństwa nas nie lubi. Pozyskujemy zwierzynę na mięso i skóry, płacimy za szkody przez nią wyrządzane, opłacamy dzierżawę terenów polowań.

- Jak miałam okazję usłyszeć, kocha pan przyrodę. Skąd tak silne zapędy mordercze?
- Mam świadomość, że tę przyrodę trzeba utrzymywać w ryzach i ratować. Człowiek zepsuł i dalej psuje dawny porządek rzeczy, budując miasta, linie kolejowe, autostrady, dacze, elektrownie, prowadząc gospodarkę rolną i leśną, niszcząc stosunki wodne w terenie. Łowiectwo to hodowla zwierząt dzikich, tak samo jak tuczników czy bydła, z tą tylko różnicą, że jedne są hodowane w zagrodzie, a drugie na wolności.

- Gdyby nie dokarmianie, dzikich zwierząt byłoby mniej do odstrzału. Innymi słowy - troszcząc się o pełne paśniki dla swoich "ulubieńców", Polski Związek Łowiecki dba o własny interes.
- Pasy zaporowe i poletka pokarmowe w lesie robi się po to, żeby zwierzyna mniej wychodziła w pole i koła łowieckie nie musiały wypłacać wysokich odszkodowań.

- Związek i tak jest na plusie. W 2011 r. zarobił na czysto ponad 8 milionów zł.
- I pewnie wydał je na introdukcję drobnej zwierzyny.

- Co myśli pan o urządzaniu paśnika niecałe sto metrów od ambony? Albo o polowaniu z wykorzystaniem instrumentów naśladujących głos samca czy preparatów, które mają zwabić samicę? To wszystko przykłady wzięte z życia.
- W każdym kierdlu znajdzie się parszywa owca i strzeli w pobliżu paśnika czy zabudowań. Ja tego nie praktykuję. Natomiast biorę udział w polowaniu, które polega na przygotowaniu tzw. nęciska. Między karmę wrzuca się zegar, który poruszony przez dziki zatrzymuje się, stąd wiadomo o której godzinie znowu wrócą. Kiedyś tym sposobem swój zegar straciłem, ale strzeliłem dzika. Kosztował mnie jeszcze 15 razy po 50 km w jedną stronę, razem 1500 km. Próbuję też oszukiwać zwierzynę, wydając różne głosy, np. myszy. Zwabiłem dzięki temu kilka lisów, pozostając w zgodzie z przepisami.

- Jeśli zabijanie to smutna konieczność, bo smakuje nam dziczyzna i komfortowo czujemy się w skórzanym obuwiu, dlaczego wokół niego tyle radosnego zamieszania, tyle ucztowania? Przybyło terminów związanych z myślistwem, ubiorów, akcesoriów, broni...
- Dodam jeszcze: muzyki, malarstwa, literatury. Proszę pamiętać, że chodzi o ważną część naszej tradycji i kultury.

- Przykro pomyśleć o dziku czy jeleniu napastowanym przez zastęp myśliwych, uzbrojonych w ekspres kulowy za ponad 17 tysięcy zł, sztucer za 15 czy dryling wart 37 tysięcy.
- Są jeszcze strzelby o wiele droższe, ale też o wiele, wiele tańsze. Marzy mi się wynalezienie broni, która zabija natychmiast i nie naraża ofiary na powolne konanie. Bo nie ma zabójstw "czystych". Ani w rzeźni, gdzie sytuacja jest najbardziej dramatyczna, ani w polu czy w lesie, gdzie zabijanie odbywa się z zaskoczenia.

- Spytam retorycznie: jakie szanse ma zwierzę, które rozpaczliwie stara się ujść z życiem w zderzeniu z człowiekiem wyposażonym w snajperską broń?
- Takie same jak cielak czy prosiak hodowlany. Czasy spotkań z niedźwiedziem, jak u Mickiewicza czy Sienkiewicza, minęły.

- Dawniej wystarczała selekcja naturalna...
- Dawniej w lasach grasowały wilki i rysie. Teraz jest ich za mało. Zdziczałe psy i koty ich nie zastąpią.

- A głuszce, które po udanych polowaniach stały się gatunkiem strzeżonym?
- Zarzucanie nam, że wystrzelaliśmy głuszce, jest mocno naciągane. Tak jak kiedyś przy polowaniu na te królewskie ptaki i na cietrzewie, a dzisiaj na bażanty, pozyskujemy tylko koguty, by nie naruszyć stanu populacji. Wiadomo, na podwórku wystarczy jeden kogut.

- Podobno głuszca próbuje się teraz "odbudować".
- Tak jak stało się to w przypadku bobra i żubra. Niestety, zmieniły się warunki życia. Nie myśliwy, jeśli już tak na sprawę spojrzeć, jest wrogiem zwierzyny. Myśli pani, że grzybiarz jej nie zagraża? A jagodziarz, turysta, przeprowadzający wycinkę leśnik? Płoszona głuszyca zejdzie z gniazda i małe się nie wyklują.

- Doceniam scenerię: księżyc, drzewa, szelest liści, pohukiwanie sowy. Na ambonie Tadeusz Horoszkiewicz i jego żona Barbara, która pewnej nocy wydziergała cały szalik.
- Chciała się dowiedzieć, co mnie tak wyciąga z domu.

- Można zrozumieć emocje zwykłego myśliwego, gorzej z dewizowym, któremu jelenia podaje się niemal na talerzu. Za ciężkie pieniądze.
- Cena zależy od trofeum. Koledzy, którzy podprowadzali takiego gościa, opowiadali, że jak spojrzał przez lornetkę na byka o potężnym porożu, stwierdził: "Na takiego mnie nie stać". Koszt takiej zabawy to nawet kilka tysięcy euro albo i więcej. Dla mnie to żadne polowanie: doprowadzają cię do zwierzyny i mówią: "A teraz może pan strzelać". Wolę pochodzić po lesie z jamnikiem.

- Myszkiem V?
- W podzięce za pracę wszystkie moje psy nazwałem tym samym imieniem. Ba, napisałem nawet o nich książkę.

- Według statystyk w Polsce gruba zwierzyna w ogóle nie umiera ze starości. Jest odstrzeliwana.
- I tak być powinno. Dzięki temu przybywa nam 10 tysięcy ton dziczyzny rocznie, jeśli nie więcej. Jest bardzo droga i nie każdy może sobie na nią pozwolić, ale to już zupełnie inna sprawa.

- Skoro myślistwo to samo dobro, dlaczego myśliwych tak rzadko darzymy sympatią?
- Z niewiedzy i z zazdrości. Polowanie nie jest dostępne powszechnie. Kandydat na myśliwego nie może być karany, musi zdać egzamin z umiejętności strzelania i z wielu dyscyplin wiedzy przyrodniczo-łowieckiej i gospodarki zwierzyną. Mnie m.in. spytano o gastrolity.

- Panie swój krytycyzm wobec panów ze strzelbą przekładają zwykle na pytanie...
- ... "jak pan może strzelać do sarenki? Ma takie piękne oczy...". Nie wiedzą, że sarenka to wielki szkodnik, a oczy myszy wcale im nie ustępują.

- Nie tylko panie mają zastrzeżenia. Gdyby tak było, Bronisław Komorowski nie zrezygnowałby z polowania.
- Ludzie za mało wiedzą o przyrodzie i pożytkach płynących z naszej działalności. Teraz walczymy o restytucję zająca. A wie pani, dlaczego go nie ma?

- Bo przepadamy za zajęczym pasztetem?
- Otóż nie. Powody to między innymi chemizacja pól, komasacja gruntów; zając nie ma się gdzie schować, bo zlikwidowano miedze. Kosiarka i żniwiarka podczas pracy też co chwilę wrzucają czerwone mięso na przyczepę. Proszę nie zapominać o ekspansji człowieka w środowisko przyrodnicze, np. o grodzeniu autostrad.

- Wracając do tematu selekcji. Jak wytłumaczyć na polowaniu zbiorowym śmierć dorodnych, rozwojowych osobników, które podobno pan i pana koledzy oszczędzają?
- Decyzję o strzelaniu podejmuje się w ciągu sekundy. Nie strzelamy do dorodnych, dużych sztuk, tylko do mniejszych, bierze się przy tym pod uwagę ilościowe plany pozyskania zwierzyny. Nawet dewizowcy nie celują do przyszłościowego byka, do lochy prowadzącej młode, do rogacza, który akurat znajduje się pod ochroną. Niemniej pomyłki się zdarzają.

- Kiedy wybiera się pan na polowanie?
- Może uda się w poniedziałek. Mam upatrzonego rogacza, za którym przejechałem już kilkaset kilometrów.

- Można powiedzieć, że szykuje się spotkanie dobrych znajomych...
- Nie do końca. Ja go poznaję, on mnie nie.

- Obawiam się, że już nie pozna. Nie zdąży.
- Może.

Rozmowa odbyła się w 90. rocznicę powstania Polskiego Związku Łowieckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska