Masowe mogiły kryje ziemia w okolicach Praszki i Rudnik. Do tej pory nie wiadomo dokładnie, ile ciał w nich leży. Wizję lokalną w Rudnikach i Strojcu przeprowadził ostatnio Maciej Malik, który w Łodzi prowadzi firmę zajmującą się ekshumacjami.
- Powiat wieluński należał kiedyś do województwa łódzkiego - mówi Malik. - W archiwum w Łodzi natknęliśmy się na informacje mówiące o tym, że w tych miejscowościach są masowe groby Niemców poległych w czasie wojny.
Malik przyznaje, że nie zdążył jeszcze zrobić rozeznania w okolicach Szyszkowa koło Praszki, ale znalazł już miejsca pochówku żołnierzy niemieckich w Rudnikach, Żytniowie i Strojcu.
- Jeszcze w tym roku chcemy przenieść te szczątki w miejsca godnego pochówku - wyjaśnia Malik. - Pracuję na zlecenie niemieckiego Ludowego Związku Opieki nad Grobami Żołnierzy Niemieckich w Kassel, który w Polsce działa poprzez Fundację "Pamięć".
Malik podkreśla, że w poszukiwaniach masowych grobów niemieckich bardzo pomogli mu mieszkańcy Rudnik, Strojca i lokalne władze.
- W Polsce jest dziesięć cmentarzy, na których chowa się zwłoki Niemców znalezione w różnych regionach kraju - informuje Malik. - Te z okolic Rudnik i Strojca będą przewiezione do Nadolic koło Wrocławia lub do Siemianowic Śląskich. Zdecyduje o tym strona niemiecka.
W poszukiwaniach osób, które mogłyby jeszcze pamiętać okres wojny, bardzo pomogła nam sekretarz gminy Maria Krzykawiak, która przyznaje, że sama z Rudnik nie pochodzi, podobnie jak spora część mieszkańców tej miejscowości.
- W gminie praktycznie nie zachowały się żadne dokumenty z okresu wojny - mówi Krzykawiak. Ale w pobliskich Łazach mieszka Stefania Żyta, która na świat przyszła w roku 1922 i nieźle jeszcze pamięta okres okupacji i moment wyzwolenia Rudnik 18 stycznia 1945 roku.
- Byłam świadkiem pochówku niemieckiego żołnierza - przyznaje pani Stefania. - Ksiądz mówił po niemiecku i stwierdził "będziesz pochowany w kraju Warty".
Stefania Żyta pamięta, jak po wybuchu wojny do Rudnik przyjechali niemieccy osadnicy, których ściągnięto tutaj między innymi z Wołynia. Ale nie brakowało także "czarnomorców" - z potocznej nazwy można wnioskować, że do Rudnik przyjechali też Niemcy mieszkający wcześniej nam Morzem Czarnym.
- To w zdecydowanej większości byli dobrzy ludzie, których los przecież również pokarał, bo III Rzesza przesiedlała ich na siłę - wspomina pani Stefania.
W jej pamięci silnie odcisnęło się wspomnienie akcji nadzorowanej przez miejscowych folksdojczów: Polaków zmuszono do zlikwidowania części grobów polskich na pobliskim cmentarzu i przeniesienia zwłok w inne miejsce - chodziło o zrobienie miejsca na pochówki poległych żołnierzy niemieckich. Ale po przejściu frontu w roku 1945 sytuacja się odwróciła: Polacy nakazali folksdojczom wykopać ciała Niemców z cmentarza i wywieźć do rowów przeciwpancernych, już i tak pełnych ciał żołnierzy Wehrmachtu. Potem te rowy jedynie przysypano.
- Pamiętam, jak przed 18 stycznia 1945 roku Niemcy przesiedleńcy dostali nakaz, by się natychmiast ewakuować. Jak przyjechali z tobołkiem dobytku w ręce, tak stąd wyjeżdżali - wspomina pani Stefania. - Od Wielunia nadciągała już Armia Czerwona, a sowieckie samoloty rozbiły w puch całą kolumnę uciekających niemieckich cywili. Było bardzo wielu zabitych. Uciekali oni w stronę Gany, gdzie czekał na nich specjalnie podstawiony pociąg, ale ten pociąg samoloty też zbombardowały.
O masowych grobach słyszała też Leokadia Marczak, którą wprawdzie w roku 1940 wywieziono na roboty do Wachowa, ale do Rudnik wróciła w lutym 1945 roku.
- Wiem z opowiadań, że w tych rowach przeciwpancernych było mnóstwo ciał - mówi pani Leokadia. - Był przypadek, że wziętych do niewoli żołnierzy Wehrmachtu pędzono przed rosyjskim czołgiem, prowadzonym zresztą przez kobietę. I nagle ten czołg po prostu tych Niemców rozjechał.
Rowy przeciwpancerne Niemcy wykopali za rudnickim młynem, na polach w kierunku Jaworka Między innymi na zagonach uprawianych od lat przez rodzinę Zachów.
- Jeszcze w latach sześćdziesiątych na łanach zboża widać było zygzaki, odpowiadające przebiegowi rowów - wspomina Jan Zacha. - W tych miejscach rośliny miały inny kolor. Z tego wynika, że w ziemi było sporo ciał.
W Strojcu sytuacja była nieco odmienna. Na początku wojny Niemcy wioskę wysiedlili. Dzisiaj zostało już ledwie kilku z tych mieszkańców, którzy wrócili do Strojca po przejściu frontu w roku 1945. Jednym z nich jest 74-letni Edward Sikora, który w roku 1945 na polecenie ówczesnego sołtysa woził zwłoki Niemców do rowów na polach w stronę Brzezin.
- Nie pamiętam dokładnie, ale było to 120 - 150 ciał - wspomina pan Edward.
Natomiast sołtys Strojca Jan Gędek dopowiada, że jeszcze dzisiaj w miejscu masowego grobu ziemia jest jakby jaśniejsza.
- Najstarsi mieszkańcy mówią, że jest to też grób Ukraińców z armii Własowa, którzy walczyli wraz z Niemcami - wyjaśnia Gędek. - Zresztą w Strojcu w okolicach kapliczki był też zbiorowy grób Rosjan poległych podczas wojny. Ich ciała przeniesiono do wspólnej mogiły w Wieluniu. A przecież wszystkim należy się godny pochówek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?